Marcin Janasik Marcin Janasik
1401
BLOG

Między atomem, a łupkami?

Marcin Janasik Marcin Janasik Gospodarka Obserwuj notkę 81

 

Jak duży trzeba mieć deficyt wyobraźni, żeby decydować o budowie elektrowni atomowej w kraju, który nie potrafi sobie poradzić nawet z budową porządnej drogi, czy stadionu? Rządowe plany energetyczne obrazują wąskość horyzontów, megalomanię i użyjmy tego terminu, technologiczne wstecznictwo naszych władców.

Jak rzadko, mogę się zgodzić z palikotowcami. Cały cywilizowany świat odchodzi od atomu. Taniejące od kilku lat technologie ekologiczne są przyszłością naszej cywilizacji - i korzystniejsze od energetyki atomowej pod każdym względem. Tymczasem rząd chce dać zarobić firmie naszego Wielkiego Europejskiego Brata i postawić kolejny pomnik swojej nieudolności. Tylko, że tym razem nie będzie zabawnego basenu na Stadionie Narodowym, nie będzie żałosnych dziur na dziurze w nowych autostradach, jak będzie bum, to pół Polski będzie świecić. A że bum będzie – można być – znając nasz kraj i inwestycje ostatnich lat – prawie pewnym.

Osobiście jestem zdecydowanym zwolennikiem uniezależnienia się od Rosji, tak pod kątem energetycznym, jak politycznym, podobnie zresztą jak od każdego innego imperium – gdyż żadnego państwo polskie nie potrzebuje do zapewnienia wolności, zdrowia i szczęścia nam, jego współwłaścicielom. Pytanie, czy wydawać jednak dziesiątki miliardów złotych na ekstremalnie niebezpieczną inwestycję, która zapewni góra 10% potrzeb energetycznych kraju, w dodatku za 20 lat, skoro już teraz można po prostu zmienić prawo i doinwestować mikroelektrownie wiatrowe, słoneczne i wodne?

Zanim przejdę do meritum, przypomnijmy sobie jak było z łupkami. Wielkie PiaRowe halo, a do teraz jakoś nie staliśmy się krainą gazem ziemnym płynącą. I może dobrze - wszystkim polecam świetny dokument Lecha Kowalskiego „Drill, baby, drill” oraz chwilę refleksji nad konsekwencjami, które na własnej skórze doświadczają amerykańscy farmerzy, zmuszeni by sprowadzać czystą wodę przez setki kilometrów, gdyż ich studnie są zatrute przez koncerny wydobywcze... Jednak pomijając takie „drobiazgi” jak zatrucie wody i degradacja środowiska – jaka to w ogóle niezależność, jeżeli robić to mają obce korporacje? Rozumiem, że nasze elity mają mentalność typową dla III świata, ale przecież mamy rzesze naukowców, inżynierów i górników, a marnowanych w Polsce pieniędzy starczyłoby z pewnością na wydobycie gazu i bez łaski zagranicznych firm. Dla mnie jednak takie „drobiazgi” jak nasze wody podziemne, lasy i dobrostan rolników nie są wcale takie „drobne”, dlatego pomagałem tego lata na swój skromny sposób przy blokadzie Chevronu na Zamojszczyźnie. Nie roję sobie, że takimi argumentami można przekonać „łupkoentuzjastów”, zwłaszcza niepodległościowych, dla mnie również jak wspomniałem kwestia niezależności jest bardzo ważna. Powstaje jednak pytanie, czy nie ma innego, lepszego rozwiązania, niż łupki i atom?

W tekście tym nie znajdziesz ani jednego wyliczenia, czy źródeł naukowych/statystycznych, nie chodzi bowiem o liczby, które można podawać różne w zależności od interesu osoby je przytaczającej i finansowo-personalnych uzależnień ośrodków je tworzących, ale o spojrzenie strategiczne na kierunki rozwoju energetyki naszego kraju.

Czy Polska nie może być „zielona”? Spójrzmy na naszą ojczyznę z lotu ptaka. Są z pewnością miejsca, zwłaszcza w okolicach mieszkań, gdzie dużych wiatraków być nie powinno, jest jednak cała masa takich w których może stać i kilkaset, jeden przy drugim. Było nie było, Hongkongu Polska raczej nie przypomina, przestrzeni jest u nas całkiem sporo. W dodatku są przecież i małe, poprzeczne wiatraki, w sam raz również na np. budynki gospodarcze. Bałtyk ma fale, czy nie? Cały rok, cały czas, nic tylko korzystać – i wszędzie, gdzie się da, poupychać mikrolektrownie do wyłapywania ich energii. Na jego brzegu (podobnie jak w górach) powinien być kilkuset kilometrowy pas wiatraków, z wyrwami na miasta portowe i turystyczne. Mało u nas rzek? Wisła i Odra powinny być gigantycznymi elektrowniami wodnymi, żeglugi przecież wcale może na nich nie być i nic wielkiego się nie stanie. Gdy na każdym polskim dachu będą ogniwa fotowoltaniczne najnowszych generacji (a dachów jest u nas „dość” dużo, ciekawe, czy ktokolwiek je kiedykolwiek zmierzył i zsumował), a przy każdej chlewni i oczyszczalni ścieków instalacja biogazowa, gdy zaczniemy wreszcie korzystać w pelnej skali ze złóż geotermalnych, wtedy porozmawiajmy o atomie, łupkach, czy imporcie energii...

Po co ładować miliardy w worek bez dna o nazwie „autostrady” (cudzysłów jest zamierzony, gdyż to jakaś żenada jest, a nie sieć autostrad, jak na czas i wielkość wtopionych w tą inwestycję pieniędzy), po co nam gigantyczne zbrojenia? Zielona energia to wolność, jakiej nie zapewni nam żadna armia. Tiry na tory – to hasło słyszałem już kilkanaście lat temu... Tylko trzeba myśleć. Jakby koleje były tańsze, a komunikacja miejska darmowa, to zdecydowanie mniej ludzi w ogóle jeździłoby samochodami. Żadne super-hiper Pendolino nam do tego niepotrzebne, tylko zmiana priorytetów państwa... Samochody i silniki elektryczne można by produkować w Polsce, mało u nas fabryk, sprzętu i robotników bez pracy? Ale nie, lepiej budowaną dziesięciolecia kolej poszatkować, poupychać kolesiów na posadkach w nastu spółkach by potem sprzedać je za bezcen zagranicę, a zamiast promować jako paliwa olej rzepakowy lub/i silniki elektryczne lepiej importować ropę z zagranicy... A przecież jest w Polsce sporo nieużytków – i areałów z których produkcja idzie na eksport. Rzepak to nasze zielone złoto, wystarczy je wykorzystać dla wspólnego dobra.

Na koniec, choć to chyba najważniejszy element, algi. Takie małe niepozorne zielone coś. Stawia się to to w przeźroczystych silosach i produkuje tyle energii, że starcza i na utrzymanie całej instalacji 24h (ze sztucznym oświetleniem nocnym, żeby rosły non stop) i dla ludzi, żeby z tego małego zielonego czegoś ogrzewali i oświetlali swoje domy, fabryki, czy ładowali akumulatory samochodów elektrycznych. Dodajmy, że jest przecież sporo supernowoczesnych technologii ekoenergetycznych (w tym ogniw paliwowych) w fazie testów – a do 2030r. elektrownie atomowe będą się kojarzyć z zamierzchłą przeszłością, wystawiając nasz kraj na pośmiewisko. A co do paliw kopalnych, to już lepiej do zakończenia „zielonej (r)ewolucji” (o ile się w końcu w ogóle w naszym kraju rozpocznie) wykorzystywać polski węgiel, jednocześnie zazieleniając kraj jak się tylko da (np. nasadzeniami drzew owocowych i warzyw, zwłaszcza w miastach i ich okolicach) niż cokolwiek, również emitującego CO2, importować. Oczywiście nie powinno być mowy o eksporcie nawet kilograma węgla, jeżeli choćby ułamek energii sprowadzamy w jakiejkolwiek formie spoza naszych granic. Podobnie, nie powinno być mowy o imporcie nawet kilograma węgla z zagranicy, jeżeli choćby jedna nasza kopalnia ma zbyt duże zapasy, czy nie może zbyć urobku na rynku wewnętrznym.

Polska może być zielona, to jasne jak Słońce, którego gigantyczną energię marnujemy. Może być samowystarczalna, tak pod kątem energetycznym, jak każdym innym. I wtedy będzie można inaczej porozmawiać z Rosją o prawach człowieka oraz o wielu innych sprawach. A i nowych miejsc pracy będzie masa. To oczywiście projekt na lata, ale jeżeli nie zaczniemy w tym kierunku iść, na pewno nigdy go nie zrealizujemy. Te kilkadziesiąt miliardów wtopionych w atom (i kilkaset w dozbrajanie naszej armii) mogłoby na pewno na starcie bardzo pomóc.

Jak widzisz liczby są tu niepotrzebne, wielu zresztą pewnie nikt jeszcze nie oszacował, chodzi o spojrzenie całościowe. Wystarczy odrobina namysłu nad możliwościami naszego, mimo wszystko sporego i zasobnego kraju. To, czy zasoby te są w polskich rękach, pod kontrolą społeczeństwa obywatelskiego jak być powinno, to już inna sprawa. Gdy przestaniemy spłacać zaciągnięte bez zgody społeczeństwa długi PRL i IIIRP, gdy odzyskamy banki i mechanizm kreacji pieniądza, gdy uwolnimy Polaków od lichwiarskich kredytów zaciągniętych u banksterów na mieszkania, leczenie, studia i przeżycie „do pierwszego”, gdy odzyskamy wielkopowierzchniowy handel i przemysł rozgrabiony przez syndyków Polski, pieniędzy starczy nam na wszystko. Nie wspominam już o takiej „drobnej” kwestii, że Niemcy za gigantyczną zbrodnię i zniszczenia II wojny światowej powinni nam dostarczać technologię i maszyny przez wiele lat, podobnie jak Rosja powinna nam dostarczać za darmo energię. Zdaje się, że ani jedno z tych państw za II wojnę (a drugie jeszcze za kilkadziesiąt lat okupacji) nam nie zapłaciło. A pochodzące z prawie tego samego okresu zobowiązania wobec narodu określającego siebie „wybranym” (do bezprawnej okupacji Palestyny?) jakoś spłacamy... Poradzimy sobie i bez tego, w końcu oczekiwanie elementarnej uczciwości (oba kraje mimo zmiany form prawnych czerpią do teraz pośrednie korzyści ze zrabowanego nam potencjału i niewolniczej pracy wielu Polaków) w polityce międzynarodowej póki co nie ma sensu. Wystarczy odzyskać to, co nasze, tu i teraz. Rzecz w tym, że od lat nie mamy suwerennego w swoich decyzjach rządu, który mógłby zrealizować zarówno taki kierunek polityki energetycznej, jak suwerennościowej – i odzyskać wreszcie nasz majątek, albo chociaż poddać odzyskanie go (z wszelkimi konsekwencjami międzynarodowymi) pod referendum. Nie wiem, czy to tylko kwestia ubóstwa wyobraźni i klapek $ystemu na oczach, czy też mentalnego uzależnienia od naszych sąsiadów, czy jedno i drugie. Tak czy siak, jeżeli chcemy samowystarczalności energetycznej, pełnej niezależności od wszelkiego importu energii, wystarczy odzyskać (uzyskać?) prawdziwą demokrację i taki kierunek naszemu państwu nadać, w interesie nie tylko nas wszystkich, ale i przyszłych pokoleń Polaków. Tylko i aż tyle.

Marcin Janasik

Jestem politologiem (spec. marketing polityczny), zajmuję się koordynacją kampanii społecznych, projektów edukacyjnych i kulturalnych, organizowaniem protestów, zarządzaniem organizacją, planowaniem strategicznym i PR, prowadzę także wykłady, warsztaty i szkolenia związane z aktywizmem obywatelskim. Od 1997r. działam w ruchu alterglobalistycznym, od tamtego czasu uczestniczyłem w największych protestach polskich i europejskich. W latach 2005-2012 pełniłem funkcję prezesa zarządu Stowarzyszenia "Lepszy Świat" (www.lepszyswiat.org.pl) i koordynowałem największe kampanie tej organizacji ("Solidarni z Tybetem", "Solidarni z Palestyną", "Klimat Teraz", "Lepszy Poznań", "Aktywny Obywatel"). Obecnie pełnię funkcję prezesa zarządu Fundacji Przebudzenie (www.fundacjaprzebudzenie.pl). Pod kątem ideowym określiłbym się jako lewicowy patriota, centrowy "obyczajowo" alterglobalista-niepodległościowiec, ekohumanista i progresywista:) Lepszy Świat - jest możliwy! Życzę przyjemnej lektury i zapraszam do dyskusji:) kontakt: fundacjaprzebudzenie@gmail.com Starsze teksty: www.lepszyswiat.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka