Robert Bogdański Robert Bogdański
363
BLOG

Radość - satysfakcja - strach

Robert Bogdański Robert Bogdański Prezydent Obserwuj temat Obserwuj notkę 20
Inauguracja prezydentury Karola Nawrockiego, którego energia zaimponowała nawet przeciwnikom spowodowała niebezpieczeństwo powstania fali optymizmu w narodzie. Nie wolno do tego dopuścić. Do walki ruszył znany politolog.

Pamiętam godziny po zamknięciu lokali wyborczych w roku 1989. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że czerwoni dostali łupnia, ale po pierwsze nie wiedzieliśmy, czy na pewno, po drugie nie wiedzieliśmy, jak bardzo i po trzecie do ostatniej chwili obawialiśmy się jakiegoś “cudu nad urną”. W poniedziałek 5 czerwca zaczęły dochodzić radosne wieści, że Senat wzięty w całości (no, prawie...), a z dozwolonych 35% w Sejmie mieliśmy wszystko. Słowem - sukces! A jednocześnie kanałami związkowo-obywatelskimi zaczęły nadchodzić informacje i polecenia, żeby tonować radość. Żeby się zanadto nie cieszyć. Bo, wicie, rozumicie, zaraz się podniosą nastroje rewanżystowskie, a komu to potrzebne? Robiłem wtedy w czymś w rodzaju aparatu solidarnościowej propagandy, więc i ja byłem obiektem takich zabiegów, stąd je pamiętam. Zabiegów, które w sumie uwieńczone zostały powodzeniem. Wybuchu radości nie było. Podobnie, jak wtedy, gdy rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu. Nie było wielkich demonstracji, pochodów, tańców na ulicach. Była, owszem, satysfakcja. 

Wszyscy, którzy pamiętają z kolei czas po wyborze Karola Wojtyły na papieża wiedzą, że było to słowo podsunięte przez propagandystów, aby wyrazić nastrój, który musiał być wszystkim, tylko nie radością. Naród albo społeczeństwo (niepotrzebne skreślić) nie mógł się po prostu cieszyć, bo radość ma charakter żywiołowy, niekontrolowany i może okazać się niebezpieczna. Naród powinien był odczuwać “satysfakcję”. Jak wiadomo jest to uczucie powściągliwe, jakoś tam pozytywne, ale nie znajdujące ujścia w żadnych publicznych wystąpieniach. Na twarzy człowieka może się oczywiście malować satysfakcja, ale już pochód ludzi manifestujących satysfakcję jest nie do pomyślenia. I o to chodziło. 

Dlaczego o tym wspominam? Bo inauguracja prezydentury Karola Nawrockiego spowodowała poważne niebezpieczeństwo wybuchu narodowej radości. Po pierwsze dlatego, że jego wyborcy obawiali się do ostatniej chwili, że rządzący wywiną jakiś numer i zastosują się na przykład do scenariusza suflowanego przez pewnego wybitnego ongi prawnika, nazwijmy go profesorem Z., aby nie zaogniać i nie sprowadzać problemu do kwestii personalnych. No i chyba dopiero wówczas, gdy publiczność zobaczyła licznie przybyłą delegację amerykańską wysłaną przez Donalda Trumpa, uwierzyła, że żadnego zamachu stanu nie będzie. Po drugie dlatego, że nowy prezydent jest uosobieniem energii i cała jego kampania wyborcza ukazuje mit znany w Ameryce pod hasłem “od pucybuta do milionera”, a w Polsce “od nędzy do pieniędzy”, co z natury rzeczy budzi uśmiech i optymizm. Więc naród zaczął się cieszyć. 

Niebezpieczeństwo powstania fali optymizmu, albo wręcz wybuchu narodowej radości na wielką skalę nie uszło uwagi ludzi, którzy mają ambicję pełnienia funkcji inżynierów dusz. No, gdybyż jeszcze ci wyborcy Nawrockiego odczuwali satysfakcję, to pal sześć, ale oni się cieszą. Skandal! Nie wolno do tego dopuścić! O ile pod koniec epoki Gierka remedium na radość była satysfakcja, o tyle obecnie to nie wystarczy. Trzeba wymyślić coś o wiele mocniejszego. I wymyślono: strach. Naród nie może się cieszyć. Naród musi się bać. 

Już drugiego dnia po inwestyturze Nawrockiego pewien znany politolog, którego na użytek tego felietonu określimy jedynie mianem profesora Antoniego D., aby nie zaogniać i nie sprowadzać problemu do kwestii personalnych, udzielilł wywiadu redaktorowi gazety, którą tu ukryjemy jedynie za inicjałem Rz., a przyczyny tego zabiegu są podobne, a w tym wywiadzie skoncentrował się na tym, że prezydentura Nawrockiego to realne niebezpieczeństwo zamachu wojskowego i “tragedii narodowej”. Profesor odwoływał się do zamachu majowego Józefa Piłsudskiego i choć wyrażał przekonanie, że do czegoś takiego nie dojdzie, to jednak należałoby zadać sobie pytanie, czemu w takim razie tak szeroko omawiał tamten zamach i mówił o jego ofiarach śmiertelnych? W mojej opinii wyjaśnienie jest proste: aby zasiać w społeczeństwie strach.  

“Nie chciałbym prognozować krwawych wydarzeń” powiada profesor D. - “ale spodziewam się bardzo ostrego konfliktu, który może zaowocować sparaliżowaniem rozwoju państwa”. Więc “nie chcę prognozować”, ale jednak dobrze by było, aby wszyscy pamiętali, że grożą nam wraz z nadejsciem Nawrockiego “krwawe wydarzenia”. Dowodem na te mroczne zamiary jest oczywiście przeszłość prezydenta w IPN, gdy z powodu jego polityki z centrali Instytutu musiało odejść 1/3 pracowników. Profesor D. nie idzie oczywiście tak daleko, aby stwierdzić, że ci pracownicy zaginęli w tajemniczych okolicznościach, lub ich zwłoki zostały niedawno odkryte przez prywatnych detektywów wynajętych przez mecenasa G. (nazwisko znane Autorowi i Czytelnikom). Nie o sens tu bowiem chodzi, ale o wywołanie emocji – o strach. Strach jako remedium na narodową radość. I strach jako użyteczne narzędzie do walki politycznej, także na arenie międzynarodowej. Kiedy zobaczymy nagłówek w BBC lub Deutsche Welle: “Wraz z zaprzysiężeniem Nawrockiego Polacy zaczęli się bać”, albo “Tylko Tusk może zapobiec bratobójczym walkom w Polsce po zaprzysiężeniu Karola Nawrockiego”, pamiętajmy skąd wyszedł impuls intelektualny. 

Wracam po siedmiu latach. Prowadzę podcast o nazwie Coistotne, dotyczący głównie spraw międzynarodowych. Mówię o groźbach nuklearnych, polityce klimatycznej, budowie europejskiego mocarstwa, wzroście potęgi Chin i amerykańskich kłopotach z własnym państwem, o wszystkim tym, co jest w naszym świecie istotne. Podcast jest dostępny na Youtube i Spotify, ukazuje się nieregularnie, ale przynajmniej raz w tygodniu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Polityka