Jednym z mitów Ameryki są drogi. Najbardziej znaną jest Highway 66 lub raczej Route 66 biegnąca z Chicago do Los Angeles.
Sławiona w wielu piosenkach jest uosobieniem przejścia przez pustynie Oklahomy i Arizony do rajskiego miejsca Kaliforni, gdzie rosną brzoskwinie, winorośl i inne luksusowe owoce, które czekały by je zebrać.
Powstała w 1926 roku i była wizją Zachodu jako miejsca, gdzie są nieograniczone możliwości, które dla odważnych są szansą na zdobycie bogactwa, sławy i władzy. Zwana "Matką Dróg" wciąż fascynuje Amerykanów, mimo że jest od 1984 roku praktycznie nie uczęszczana.
Route 66


Porównywana z nią Highway 61 nie odgrywała takiej roli w amerykańskiej świadomości. Wiodła z Nowego Orleanu do miasta Wyoming w Minnesocie. W 1991 roku przedłużona do granicy kanadyjskiej.
W 1965 roku Bob Dylan wydał album "Highway 61 Revisited". Dylan pochodzi z Duluth, miejscowości na północnym końcu Drogi.
Płyta cieszyła się dużą popularnością i rozsławiła Highway 61, zwłaszcza wśród młodszych mieszkańców Ameryki, ale i daleko poza Ameryką. Usłyszeli o niej wszyscy interesujący się bluesem na całym świecie. Zainteresowanie Highway 61 doprowadziło do określenia jej nazwą Blues Highway.
Route 61

Począwszy od lat 70. wielu amerykanów uznaje za konieczne pojechać Drogą 61 na południe, po to by poznać miejsca gdzie narodziła się amerykańska muzyka. Zwłaszcza potomkowie czarnych mieszkańców Południa licznie odwiedzają matecznik bluesa.
Highway 61 zaczyna się w Nowym Orleanie. Jest to przede wszystkim miasto jazzu, ale i bluesa można tam posłuchać bez kłopotu, zwłaszcza na sławnej Bourbon Street.
Bourbon Street
Jadąc w górę, na północ przecina się krainę Kreolów i Cajun, gdzie królowała Zydeco.
Wreszcie dociera się do Delty Mississippi, tam gdzie blues żył wszędzie, we wszystkich miasteczkach, osiedlach i farmach.
Highway 61 biegnie wzdłuż wielkiej rzeki Mississippi, przez sam środek Delty przebiega Highway 49, która krzyżuje się z 61 w Clarksdale. Tam to, podobno, Robert Johnson zaprzedał duszę diabłu za dar zostania największym bluesmanem w historii.
Każda z miejscowości przy obu drogach jest związana z jakimś nazwiskiem lub ważnym wydarzeniem bluesowym. O prawie każdej z nich opowiada jakiś blues. Są w ten sposób uwiecznione w historii muzyki.
Co najmniej 20 największych bluesmenów żyło w tych miejscowościach. Można powiedzieć, że Highway 61 i 49 to The Blues Highways Hall of Fame pierwszej generacji twórców. Oni tworzyli bluesa, czy jak wielu z nich twierdziło, oni byli bluesem.
To tutaj w miasteczku Moorhead czekał na stacji, na skrzyżowaniu dróg kolejowych W.C. Handy. Usłyszał niezwykle przejmująco wykonywaną piosenkę - bluesa o Yellow Dogu.
Było to w 1903 roku i wpływ tego wydarzenia był bardzo istotny. Handy został bluesmanem i to takim, który komponował i zapisywał bluesa na pięciolinii. Był pierwszym, który znał nuty. O Handym wspomnę jeszcze w którejś z następnych notek.

Moorhead, rail crossroads.
Yellow Dog to nazwa parowozu właściciela linii kolejowej Yazoo Delta. Parowóz miał oznaczenie dużymi literami YD do kogo należy. Pytany czarny maszynista, co oznaczają te litery nieodmiennie odpowiadał - Yellow Dog.
Bluesa grano, śpiewano i tańczono w tzw. juke jointach. Można znaleźć takie, które są jeszcze czynne. Większość to już raczej opuszczone zabytki.

Juke joint.
Three Forks Store.
Three Forks Store (Three Points Store) to miejsce gdzie Robert Johnson grał przez ostatnie tygodnie swojego życia i gdzie podano mu zatrutą strychniną whisky.
Zainteresowanie Deltą, przyjeżdża tu sporo ludzi z Europy, Australii i Japonii, spowodowało powstanie hoteli, muzeów i wielu imprez kulturalnych, festiwali bluesowych ale i folkowych.

Muzeum Bluesa w Clarksdale
Wielu bluesmenów zasiliło to muzeum różnymi eksponatami, m.in. gitary podarowali Muddy Waters i BB King.
Muddywood
Lucille BB Kinga
Clarksdale, największe miasto Delty, liczy obecnie 20 tysięcy mieszkańców. Przed Pierwszą Wojną Światową populacja była znacznie większa, podobnie jak i innych miast. Późniejsza emigracja na północ mocno przetrzebiła wszystkie miejscowości Delty.
Dla czarnych i innych kolorowych, Highway 61 nie miała jakiegoś znaczenia magicznego. Była upragnionym środkiem uwolnienia się od trudnego do zniesienia życia i możliwością dotarcia do Chicago, które jawiło się jak wytęskniony eden.
Bilet do Chicago czy Detroit był wart miesięczny zarobek, dlatego niektórzy jechali na raty, zarabiając po drodze na dalszy bilet. Czasem dotarcie do Chicago zabierało wiele miesięcy.
Dzisiaj Highway 61, w przeciwieństwie do Route 66, żyje nadal. Podobnie jak Highway 49 jest rozbudowywana do szerokości czterech jezdni.
Inne tematy w dziale Kultura