Bartosz Marczuk Bartosz Marczuk
4014
BLOG

Rządy Tuska szkodzą Polsce

Bartosz Marczuk Bartosz Marczuk Polityka Obserwuj notkę 149

 

 

Najlepsze co może nas spotkać to rozpad lub odsunięcie od władzy obecnego, szkodliwego dla Polski układu rządzącego. Proces ten przyspieszy gdy premier Donald Tusk obejmie stanowisko w UE.

Drugą kadencję rządu Donalda Tuska trzeba określić mianem „gabinetu szkody narodowej”. Ten rząd ma niepowtarzalną szansę na wprowadzenie głębokich reform ustrojowych i gospodarczych, a zajmuje się administrowaniem krajem i płynie z prądem. Wobec wyzwań, które przed nami stoją trzeba określić tę strategią mianem działalności na szkodę Polski i Polaków. Po cichu do jej bankructwa przyznają się nawet jego prominentni przedstawiciele. Rację ma Bartłomiej Sienkiewicz, że nasze państwo „istnieje teoretycznie”.

Ten sposób uprawniania polityki prowadzi nie tylko do długofalowych szkód, ale także powoduje straty tu i teraz. Są nią chociażby pogłębiająca się niechęć i nieufność Polaków do własnego państwa czy trwająca ucieczka rodaków za granicę.

Z tej perspektywy najlepsze co może nas spotkać to przerwanie tego spektaklu niemocy. A proces ten przyspieszy wyjazd premiera Donalda Tuska do Brukseli. Nie bez znaczenia jest tu także możliwość faktycznego wpływania na politykę europejską. Okazja taka może się nie powtórzyć.

Partia załatwiaczy

Rządząca naszym krajem formacja stała się typową partią władzy, gdzie nikt już nie myśli o poważnych projektach czy strukturalnych reformach. Co więcej – nikt już tam nie ma nawet w tyle głowy dobra wspólnego. Dowody? Choćby to, że Michał Boni, twórca zespołu doradców strategicznych premiera uciekł przed polskimi wyzwaniami, którym kompletnie nie podołał, do Brukseli. A Jarosław Gowin, ostatni spośród platformerskich polityków, który domagał się reform jest poza partią. W dużej mierze właśnie dlatego, że domagał się poważnej polityki. Polityki, która służy obywatelom, a nie wyłącznie utrzymywaniu władzy i czerpania z tego profitów, np. zamawianiu w restauracji na koszt podatników wina za 800 zł.

Wyzwania jakie stoją przed Polską są gigantyczne. Rządowa propaganda o latach świetlnych i tym, że jesteśmy skazani wyłącznie na sukces nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Jesteśmy w dość specyficznym momencie naszej historii, w którym musimy się niejako wymyślić na nowo. Wspominał o tym podczas obchodów 25-lecia odzyskania wolności w swoim przemówienie przed Zgromadzeniem Narodowym prezydent Bronisław Komorowski.

Wystarczy wymienić zaledwie klika problemów jakie przed nami stoją by zdać sobie sprawę ze skali wyzwań.

Model rozwoju gospodarczego – wyzwanie numer 1. Po okresie importu know-how, otwarciu na zagraniczny kapitał i konkurowaniu niskimi kosztami pracy musimy wymyślić jak rozwijać naszą gospodarkę. Staliśmy się mistrzami dokręcania śrubek i układania paczek, a na naszej pracy najwięcej zyskują zagraniczne koncerny, które sprzedają wyprodukowane przez nad towary pod swoim logo.

Kolejna sprawa to demografia. Jedna z najniższych na świecie liczba rodzących się dzieci, gigantyczna emigracja i brak polityki imigracyjnej prowadzi nas w przepaść. Wystarczy spojrzeć na mapę świata by przekonać się, że to ludzie dają siłę. Na każdym kontynencie najwięcej do powiedzenia mają kraje najludniejsze. USA, Brazylia, Chiny, Niemcy, Nigeria, Indonezja. Rządzi żelazna reguła – im więcej obywateli, tym większe wpływy.

Zaufanie obywateli do państwa i ich aktywność obywatelska. To kolejne wyzwanie bez odpowiedzi na które trudno jest myśleć o budowie silnego państwa. Nasz ucieczka w prywatny świat, niechęć do przedstawicieli jakiejkolwiek władzy, brak aktywności - to kule u nogi budowy sprawnej Polski. Liczy się tu także rządowe konserwowanie niesłusznych przywilejów. Jazda na gapę rolników, górników czy nauczycieli powoduje, że większość z nas myśli: jeśli nie wyszarpnę czegoś dla siebie jestem frajerem. I tak zamyka się koło nieufności i roszczeń.

Wojna na Ukrainie, mocarstwowa polityka Rosji, jej alians z naszym zachodnim sąsiadem każe nam też głęboko przemyśleć naszą podmiotowość i zagrożenia z zewnątrz. Bezrefleksyjne poczucie bezpieczeństwa jakim byliśmy karmieni – wystarczy spojrzeć na tworzone w ostatnich latach rządowe dokumenty z których pobrzmiewa nuta iż w najbliższych 25-30 latach nie grozi nam żaden konflikt zbrojny - właśnie legło w gruzach. Pytaniem otwartym pozostaje nie tylko to czy możemy liczyć na naszych europejskich sojuszników, ale także na USA. Pewne jest natomiast to, że powinniśmy liczyć na siebie.

Brukselska manna

Tylko tych klika punktów powinno skłonić naszych polityków nie tylko do głębokiej refleksji, ale do nadzwyczajnego wysiłku. A jaki jest przekaz naszego rządu? Po 10 latach świetlnych czekają nas lata świetlistsze. Ma nam to zapewnić brukselska manna. 500 mld zł, które mamy otrzymać z UE zostało po stokroć odmienione przez wszystkie przypadki. Podlane dodatkowo modernizacyjnym sosem – obiecuje się nam, że za sprawą tej kwoty staniemy się niemal mocarstwem. Nie dajmy się zwieść tej narracji. Jest równie fałszywa jak teza o tym, że jesteśmy skazani na sukces.

Rząd Tuska zamiast podjąć rękawice wzywań zajmuje się wyłącznie administrowaniem lub samym sobą. Czy wiadomo właściwie jaki jest cel jego trwania przy władzy? Jakie zmiany chce wprowadzić w kraju? Jaki ma pomysł na nasz rozwój oprócz wydawania pieniędzy z UE? Czy rząd choć wspomina o naruszaniu ewidentnie niesprawiedliwych rozwiązań pozwalających wielu grupom żyć na koszt milczącej większości - nauczycieli, górników, mundurowych. Zmiany w Karcie Nauczyciela zostały odwołane, przywileje górników zakonserwowane, zmiany w mundurówkach są kosmetyczne. W ten sposób rząd daje sygnał do dalszego psucia państwa.

Ta ekipa popełnia ogromny grzech zaniechania. Grzech obciążający ją podwójnie. Wie o wyzwaniach, mimo tego nic z nimi nie robi. Powinna więc jak najszybciej stracić władzę. 

Gdzie są młodzi

Pytaniem otwartym w takiej sytuacji pozostaje kto mógłby ją zastąpić. Niestety także tutaj jest marnie. Mniejsze ugrupowania – PSL czy SLD – to typowi koniunkturaliści. Prawo i Sprawiedliwość także nie wydaje się formacją zdolną do podjęcia wyzwań jakie przed nami stoją. Deklaracja Jarosława Kaczyńskiego o tym, że po dojściu do władzy obniży na przykład wiek emerytalny to jednoznaczny sygnał, że prezes PiS wybiera populistyczną drogę odpowiadania w swoim działaniu na emocje tłumu i sondażowe słupki, a nie wyboistą drogę reform dla dobra wspólnego. Paradoksalnie drogę, za którą tak bardzo krytykuje Tuska.

W tej sytuacji powinni wreszcie obudzić się młodzi To oni płacą najwyższą cenę obecnej polityki byletrwania. To oni skazywani są na emigrację, muszą płacić za nadzwyczajne przywileje, które otrzymują zwykle starsze osoby, nie mają żadnej realnej reprezentacji ich interesów. Polskie państwo odwróciło się do nich tyłem. Czy jest szansa na ich aktywność? Nikła. Co bardziej przedsiębiorczy i energiczni uciekają z Polski, ci którzy zostają zamykają się w kokonie fatalistycznej, zgubnej dla siebie narracji: „mam to wszystko gdzieś, cała ta polityka to bagno, trzymam się od tego z daleka”.

Histeria czy troska

Bez względu jednak na to kto miałby rządzić warto odsunąć obecną ekipę od władzy. Choćby po to, by przeciąć głębokie układy zależności jakie zrodziły się w ostatnich latach. Od Polski stołecznej, przez powiatową aż po gminną każdy wie, że występowanie przeciwko interesom rządzących może skończyć się w najlepszym wypadku odsunięciem od konfitur, w najgorszym szykanami czy karami.

Historia nie wybaczy obecnemu układowi rządzącemu grzechów zaniechań. Może się teraz komuś wydawać, że stawianie tezy o konieczności podjęcia nadzwyczajnego wysiłku jest na wyrost. Kolejny histeryczny głos nawołujący do reform – zakpi zapewne niejeden zwolennik kontynuacji polityki „ciepłej wody w kranie”. Zdecydowanie bliżej jest mi jednak to tych, którzy wskazują, że na końcu tej drogi obudzimy się w chocholim tańcu. Z pobrzmiewającym w tle refrenem o złotym rogu i czapce z piór.

*Tekst w pierwotnej, nieco innej wersji, ukazał się pod koniec lipca w Rzeczpospolitej

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka