pink panther pink panther
10244
BLOG

Zawieyski, Feintuch, Jerome : „zawodowy katolik”, Komintern i Prymas Wyszyński

pink panther pink panther Społeczeństwo Obserwuj notkę 162

Patrzę na książkę Joanny Siedleckiej „Biografie odtajnione. Z archiwów literackich bezpieki” i  przypominam sobie, że skoro coś jest do kupienia w sieci EMPiK, to musi mieć haczyk.

Książka jest oczywiście bardzo atrakcyjna, wypełniona mnóstwem pikantnych szczegółów z życia „wewnętrznego kręgu” literatów komunistycznych. I w tym „wewnętrznym kręgu” jedni donosili na drugich, dzięki czemu rosły im nakłady i dochody a czasem też załapywali się na posady krajowe lub etaty w ambasadach.  I podobno jedni byli „dobrzy” a inni „źli” a niektórzy „źli ale tragiczni” . Na przykład poeta Broniewski czy dramaturg Zawieyski, który chyba jednak nawet „był dobry”.

Oczywiście w dzień po pierwszych po wojnie uroczystych obchodach Dnia Żołnierzy Niezłomnych cały ten wysiłek uczłowieczenia dzikiej bandy, co to „umiała  czytać i pisać” wydaje się groteskowy, ale nie jest on bezcelowy.
Bo słusznie zwrócił uwagę  Coryllus na „granat rzucony  do szamba” na stronie 220 w rozdziale „Scheda po Jerzusiu”. Prezentując „dokonania”  TW „Krzysztofa” czyli niejakiego Bogusława Wita-Wyrostkiewicza, sekretarza i kochanka dramaturga Jerzego Zawieyskiego pani Joanna Siedlecka pisze co następuje: „…Dostarczał haków straszliwych, wyrządził wiele zła. O jednym z księży, którego po jego donosach SB próbowała bezskutecznie  werbować, informował na przykład , że udzielał nielegalnych i potajemnych ślubów homoseksualnych pod przykrywką hetero. Sypał nazwiskami i funkcjami panów młodych oraz, jak pisał , ich „parawanów”, to znaczy podstawionych pań…”. Wiadomość byłaby porażająca, gdyby nie fakt, iż „w tamtych czasach” śluby kościelne  nie były uznawane przez państwo, zatem nie mogły być „nielegalne”. Śluby kościelne były jedynie „dodatkiem” do „ślubów cywilnych” i interesowały komunistów w takim sensie, że były zabronione dla członków PZPR, funkcjonariuszy służb i oficerów WP. 

Czemu miałyby służyć  „śluby kościelne” udzielone dwom facetom  – poza jawnym bluźnierstwem i zaciągnięciem na siebie ekskomuniki,  jako „absolwent lekcji religii w PRL” zupełnie nie rozumiem. W świetle prawa kanonicznego takie „ceremonie” z definicji byłyby nieważne, „z paniami” czy „bez pań”. No i jeszcze pozostaje drobna kwestia – wpisania do księgi parafialnej. Bez wpisu – nie ma ślubu.

A biorąc pod uwagę, jak wielka była wewnętrzna inwigilacja w Kościele z uwagi na liczne „powołania do seminarium duchownego” wśród młodych oficerów SB, to historie o księżach  mogących „udzielać ślubów homoseksualistom w Tyńcu” w epoce Prymasa Wyszyńskiego można ( z całym szacunkiem) włożyć raczej  między bajki. 

Natomiast porażający jest rozdział „Przyjdź z wierszami” (str.173-211), poświęcony samemu Zawieyskiemu  i jego  rzekomej przyjaźni  z Prymasem Wyszyńskim.Zawieyski miał być obiektem zainteresowania MBP od roku 1948 „ze względu na związki z Prymasem”. Dość ciekawy „przyjaciel Prymasa”, biorąc pod uwagę fakt, iż ur. w 1902 r. miał się ochrzcić w roku 1939 (wcześniej oficjalnie ateista) a jego „czynny homoseksualizm” i stały kochanek z kręgów jakichś ludowych teatrów  był powszechnie znany jeszcze przed wojną.    Nie licząc parady młodych chłopców , którzy prostytuowali się z nim „na poezję” lub banalnie – za pieniądze”. Opisy bajecznej rozpusty Zawieyskiego, „całkiem świeżego katolika” po wojnie, oparte na teczkach z wieloletniej inwigilacji Zawieyskiego w ramach operacji „Oaza” są porażające.  Wspomnienia  Marii Dąbrowskiej czy wdowy pod Jędrzeju Cierniaku, jego „patronie” z epoki teatrów ludowych wskazują, że wiedza na temat jego stylu życia była powszechna.
 Czyli „Prymas też mógł a nawet musiał wiedzieć”. A poza tym dopuszczał do siebie bardzo wąską grupę osób. A jednak z książki pani Joanny Siedleckiej sączy się dyskretna sugestia, że kardynał Wyszyński, Kapelan AK, ukrywający się w czasie okupacji, człowiek bezkompromisowy i żarliwy kapłan,   miał uczynić tego bajecznego rozpustnika łasego na komunistyczne przywileje, człowieka o nieznanym pochodzeniu i niejasnym życiorysie, swoim „doradcą” a nawet „ przyjacielem”.

To dość drastyczne  oskarżenie Prymasa Wyszyńskiego i prześladowanego w czasach PRL Kościoła Rzymsko-Katolickiego. O co? O podwójne standardy moralne? O brak umiejętności rozeznania spraw?  
W liczącej 680 stron  książce Ewy K. Czaczkowskiej pt. „Kardynał Wyszyński” wydanej w 2009 r. w wydawnictwie Świat Książki jest 29  wzmianek o Jerzym Zawieyskim „w życiu Prymasa i Kościoła” .  Nie pozostawiają one wątpliwości, że Prymas Wyszyński Jerzego Zawieyskiego co najwyżej tolerował , rzadko korzystał z jego „protekcji” w załatwianiu np. paszportów a najczęściej miał z nim i jego kumplami z koła poselskiego „Znak”, podobnie jak ze środowiskiem Tygodnika Powszechnego – przysłowiowy „krzyż Pański”. 
Pomijając, iż Zawieyski „kłapał dziobem” na prawo i lewo, nawet przy znanym podsłuchu telefonicznym, to „linia polityczna i teologiczna” świeżo nawróconego „członka Rady Państwa PRL” i „przewodniczącego Klubów Inteligencji Katolickiej” często wchodziły „na kurs kolizyjny” z „linią Prymasa”.

Na stronie 309-310 książki „Kardynał Wyszyński” czytamy co następuje: „…W starciu z antykościelną polityką Gomułki prymas Stefan Wyszyński oczekiwał na pomoc Koła Poselskiego „Znak”, koncesjonowanej reprezentacji katolików w peerelowskim sejmie. Niestety , w ich relacjach było wiele napięć i rozczarowań wynikających z odmiennych koncepcji oraz wzajemnych rozczarowań. Koło „Znak” powstało na fali październikowej odwilży. Jego utworzenie w wyborach do sejmu w styczniu 1957 r. było wynikiem dwóch procesów. Z jednej strony- dążenia przedstawicieli inteligencji katolickiej do włączenia się w życie społeczno-polityczne kraju, z drugiej zapotrzebowania ekipy Gomułki na dobranie takiej reprezentacji sejmowej, która stwarzałaby wrażenie pełnego poparcia społeczeństwa dla polityki nowej ekipy partii. Gomułka złożył więc propozycję utworzenia własnej reprezentacji w nowym sejmie grupie pisarzy i działaczy katolickich, którzy poparli zmiany zadeklarowane na VIII plenum KC PZPR (…)Koło „Znak” nie było reprezentacją wszystkich katolików w Polsce(…)O propozycji Gomułki kandydaci na „katolickich” posłów poinformowali prymasa.”Mówił, że […], że nie powinniśmy kandydować do Sejmu” – to zdanie Wyszyńskiego zapisał Jerzy Zawieyski w nieopublikowanym jeszcze fragmencie dziennika pod datą 12 listopada 1956 r…”. Jego notatka jest ważnym dokumentem. Z późniejszych o wiele lat  wypowiedzi różnych osób można by wnioskować, że w 1956 roku stosunek Prymasa do stworzenia reprezentacji  katolików świeckich w sejmie  był co najmniej przychylny…”.

Drugi bardzo istotny konflikt rozgorzał w związku z wdrożeniem w życie  opracowanej przez Prymasa w czasie uwięzienia koncepcji  obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski  a w tym programu Wielkiej Nowenny i peregrynacji   kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej po Polsce. Jak pisze na stronie 262-263 pani Ewa K. Czaczkowska :”…Krytyczni wobec programu byli tzw. katolicy postępowi ze środowiska „Znak” (…) podważali treść  Wielkiej Nowenny oraz jej formy- peregrynację obrazu, pielgrzymki, masowe celebracje religijne.(…) Prymasa bardzo to bolało- mówi Anna Rastawicka. – Fakt, że go nie rozumieli komuniści, był dla niego oczywisty, ale to, że nie rozumiała część kapłanów, tzw. postępowi katolicy, to było bardzo trudne. „Tygodnik Powszechny” nie drukował kazań prymasa, bo nie miały „odpowiedniego poziomu”. Rzeczywiście, w 1966 roku tygodnik nie wydrukował ani jednego przemówienia czy homilii prymasa…”.

Ostatecznie odpowiedź na pytanie, czy Jerzy Zawieyski  był przyjacielem lub „człowiekiem”  Prymasa Wyszyńskiego znaleźć można w jego zapiskach w Dzienniku z dnia 27 października 1967 r. , zacytowanych na stronie 408 książki Ewy K. Czaczkowskiej:”…Było mi żal Prymasa, nie wiem nawet dlaczego? Czy dlatego, że jest tak bez wyobraźni, czy dlatego, że w swej skromności jest równocześnie twardy, a nawet dotknięty pychą? Byłem bezradny  wobec tego człowieka, od którego  tak wiele zależy w Polsce. Nie podlega on żadnym zwątpieniom ani żadnej refleksji, która mogłaby zakwestionować jego postawę i jego wyobrażenia czy przekonania o Kościele w świecie współczesnym. Wielki trybun ludowy, którego potężnymnarzędziem władania jest wiara religijna, posługująca się mitologią religijną, a nawet totemami w rodzaju kopii obrazu, obrazu pustych ram „zdobionych” kratami i koroną z cierniów. Jak tu trafić przez tę swoistą mistykę ludowo-zabobonną do tego człowieka, który potrafi być dowcipny, subtelny, wrażliwy, prawdziwie uduchowiony? Może dlatego w tej rozmowie dominowało we mnie uczucie żalu. Nade wszystko zaś poczucie upokorzenia, że o tym wszystkim nie mogę mu powiedzieć…”.

Te teologiczne i moralne rewelacje pisze gigant intelektu, którego całe wykształcenie formalne sprowadzało się do 3 lat „studiów” w bliżej nieokreślonej „szkole teatralnej w Krakowie” w latach 1923-1926 i do kursów na instruktora teatralnego.  
Pytanie, czy „człowiekiem kardynała Wyszyńskiego” mógł być tzw. katolik, który w latach 1950-1953 należał do tworu pod nazwą „Komitet Intelektualistów i Działaczy Katolickich, Komisja Intelektualistów i Działaczy Katolickich” , będącego dziełem Bolesława Piaseckiego? Ten twór został wymieniony przez Prymasa w memoriale „Non possumus”.  Należeli do niego tacy „wierni katolicy”  jak: ks. Prof. Jan Czuj, Jerzy Turowicz, Stanisław Stomma, Paweł Jasienica, Dominik Hordyński i Jerzy Zawieyski.

Kim  zatem był Jerzy Zawieyski? Właściwie urodził się jako Henryk Feintuch.  Nazwisko to było niezwykle popularne wśród Żydów w  Galicji , od Berdyczowa do Krakowa. W Krakowie jedna z rodzin Feintuchów w połowie XIX w. przeszła na protestantyzm i przyjęła nazwisko Szarscy od kamienicy Szarej w Rynku Głównym. Jeden z Szarskich zbudował Teatr Słowackiego a drugi ozdobił go. Wśród Feintuchów urodzonych na przełomie XIX i XX w. zasłynął m.in. ur. w 1892 r. w Berdyczowie Jakow Samojłowicz Feintuch, żołnierz Armii Czerwonej i kompozytor, m.in.kantaty „Połkowodiec” czy  w 1939 r. muzyki do oper(?) „Kołchozy Ukrainy” i „Żenszczyna Strany Sowietow” (chyba: Kobieta Kraju Rad). 

Ale znacznie ciekawszy jest Michał Feintuch ur. w 1906 r. w Sołotwinie w Galicji w  rodzinie Żydów ortodoksyjnych. Po I wojnie miejscowość znalazła się w województwie stanisławowskim. Michał Feintuch w wieku lat 16 wstąpił do Komunistycznej Partii Polski i był na tyle aktywny, że władze dwukrotnie go aresztowały z oskarżenia do działalność wywrotową. Aby uniknąć służby wojskowej uciekł z Polski. Początkowo przebywał w Belgii, potem we Francji, gdzie „uczęszczał na wykłady”, trochę pracował jako elektryk ale też  działał w Confederation Generale du Travail (CGT-F) i, co ciekawsze, był członkiem „Polskiej Misji”  organizacji Ruch Robotników Zagranicznych przy Komitecie Centralnym Komunistycznej Partii Francji. Za tę działalność miał zostać deportowany w 1931 r. do Belgii, ale faktycznie został nielegalnie na terenie Francji.

Co ciekawe, w latach 1929 -1931 działacz lewicowych teatrów ludowych Henryk Feintuch (Henryk Nowicki) czyli późniejszy Jerzy Zawieyski  przebywał we Francji oficjalnie w roli instruktora teatrów ludowych „w środowiskach polonijnych”. I pisał tam książkę pt. „Gdzie jesteś przyjacielu”. Po czym powraca do Polski w 1932 r. i zajmuje posadę instruktora w Instytucie Teatrów Ludowych aż do 1939 r. O Instytucie Teatrów Ludowych w zasadzie nie wiadomo nic. Musiał mieć jednak wielki „szacun”, skoro w czasie okupacji miał wchodzić w skład Tajnej Rady Teatralnej wraz z Bohdanem Korzeniowskim, Leonem Schillerem i Dobiesławem Damięckim.

Tymczasem Michel Feintuch z  KPP zostaje funkcjonariuszem Kominternu, Profinternu oraz współpracuje ze ścisłym kierownictwem Komunistycznej Partii Francji, w tym Maurice Thorezem i Eugenem Friedem. Zakłada też kilka firm transportu morskiego, m.in. w Marsylii i w Londynie, które niebawem przydadzą się w transporcie sowieckiej broni dla republikanów w Hiszpanii. W okresie 1937-1939 pojawił się w Hiszpanii wraz z misją NKWD i tłumaczy towarzyszom z Brygad Międzynarodowych, dlaczego dostarczana przez niego broń jest tak zawodna. Po czym po upadku republiki zajmuje się szmuglowaniem republikanów, złota i innych kosztowności do Francji. Po napaści Niemiec na Francję przyjmuje pseudonim Jean Jérôme i nieformalnie sprawuje nadzór nad zdelegalizowaną Komunistyczną Partią Francji podczas gdy Thorez przebywa w Moskwie. Zostaje aresztowany w 1943 r. przez Gestapo i ..nie zostaje deportowany ale wychodzi na wolność w sierpniu 1944 r. w czasie wyzwalania Paryża.  Okoliczności jego przebywania w więzieniu i rola w tajemniczych aresztowaniach różnych ważnych towarzyszy jest badana przez francuskich historyków do dzisiaj. Do roku 1970 pozostaje nieformalnym nadzorcą władz centralnych Komunistycznej Partii Francji i mówi się, że jest jej skarbnikiem. Poza tym jako przedstawiciel firm „eksport-import” jeździ często do PRL ,Czechosłowacji i ZSRR. Tak działa aż do roku 1970 aby następnie wyjechać do Szwajcarii.

Henryk Feintuch czyli Jerzy Zawieyski jest od roku 1945 wykładowcą przy Teatrze Starym w Krakowie a w latach 1946-1947 Prezesem Towarzystwa Przyjaźni Francusko-Polskiej a w latach 1947-1948 wiceprezesem Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich. Był też członkiem PEN Clubu, Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Izraelskiej, wykładowcą KUL. No i wchodzi do tych wszystkich struktur Frontu Jedności Narodu. Aby w 1956 r. ostatecznie wybrać rolę „zawodowego postępowego katolika” i wejść do ścisłych władz PRL. I uporczywie nawiedzać Prymasa Polski, Watykan, Papieży Kościoła Rzymsko –Katolickiego, klasztory żeńskie, seminaria duchowne w PRL (uwielbiał tam urządzać „wieczory autorskie”) , nie rezygnując z „drobnych przyjemności życia” czyli: willi w Konstancinie, mieszkań  w Warszawie, limuzyny z kierowcą,  gosposi, kucharki, sprzątaczki i kochanka stałego jak również kochanków „na godziny”.

I tak się „dwóch Feintuchów” świetnie urządziło „przy komunizmie” i nikt nie pyta, jak dochodzi do takich kosmicznych zbiegów okoliczności. Bowiem Jean Jerome przyjeżdżał do PRL do roku 1970. A potem przestał. Tymczasem Jerzy Zawieyski „nagle wypada z balkonu” w 1969 r.  Co za niezwykły przypadek. Bo to musiał  być przypadek. Warto  pamiętać o takich „karierach” i „przypadkach” w okolicach Dnia Żołnierzy Niezłomnych. Żeby widzieć, kto zajął te „puste miejsca po Bohaterach”.

http://www.encyklopediateatru.pl/autorzy/164/jerzy-zawieyski

https://en.wikipedia.org/wiki/Jean_J%C3%A9r%C3%B4me

Ciekawski, prowincjonalny wielbiciel starych kryminałów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo