Czytając sobie komentarze, gdzieś tak w okolicy stycznia pomyślałem że warto by było zrobić pewne obliczenie, odkładane z jakieś pięć, dziesięć lat z rzędu na bok, tak mi się nie chciało tego sprawdzać. Wynik wydawał mi się zbędny, nic ciekawego tam nie powinno być. Ale dobra, zebrałem się w sobie i zrobiłem, pół godzinki trwało.
Zgodnie z przewidywaniami wyszło co wyszło, wszystko się zgadza, bez żadnego naciągania i hipotez jedna z ważniejszych zagadek kilkudziesięcioletnich w astrofizyce rozwiązana. Niby wszystko w porządku, tak się przyglądam, ale coś tu nie pasuję. Z tego wyniku wychodzi bezczelnie nie tylko jedno rozwiązanie ale jeszcze dodatkowy wniosek. Tak wypełza po cichutku cosik i piszczy --- ciemna materia, ciemna materia. Hmm, ja ci tu zaraz dam mi tu wyłazić, taak.
Z miejsca zwiększyłem parametry dziesięć razy, na pewno nie wystąpią w przyrodzie, specjalnie dałem za dużo, żeby nic mi tam bokiem nie wyłaziło i obliczam. Pech. Wynik wiadomo, za duży, ale i tak daje mi zarówno pierwsze rozwiązanie jak też te drugie, teraz to już głośne, wrzeszczy; jestem ciemna materia i nie pozbędziesz się mnie.
Co mogę zrobić, sprawdziłem raz, drugi, trzeci, hipotez też żadnych nie było dziwacznych do odrzucenia bo ich po prostu nie było, pozostało się tylko pogodzić z wynikami. Takie życie, człowiek se rozwiązuję jedną zagadkę a wychodzą dwa rozwiązania naraz. Pech to pech.
To by było wszystko w tym temacie. Jako że mieszkam w Polsce jest jasne ze publikować tych rozwiązań nigdzie nie będę, bo wszystko i tak zostałoby z miejsca skradzione, więc nie warto.
To by było na tyle z nauki u mnie, a co tam u was, wasze odkrycia, macie jakieś?