Dzisiejsze przesłuchanie Grzegorza Schetyny pokazało, że komisja hazardowa działa sprawnie, tak jak to przewodniczący klubu poselskiego PO, z panem Premierem Tuskiem, zaplanowali.
Bilingi, stenogramy, wyciągi z logowań i pozostałe znajdujące się w gestii prokuratury i CBA dokumenty, spokojnie leżą w sejfach i kurząc się tęsknią do lepszych czasów, gdy dysponowali nimi nie usłużni cykorzy a ludzie z jajami.
Ocierający kułakiem swój nos wice boss PO, nic nie pamiętał, niczego nie robił i nikogo nie znał. Jego udział w aferze ograniczył się do faktów powszechnie znanych, takich jak ten, że jest on sympatycznym, ludzkim gościem z Wrocławia, który dzięki temu że zna się na sporcie trafił na spotkanie Premiera z Mirem w dniu 19 sierpnia 2009 i dzięki swojej niemej i głuchej obecności wyręczyć mógł ministra finansów w zapominaniu o co Premier właściwie pytał Drzewieckiego.
Wydała się tylko jedna tajemnica poliszynela, że Rosół pracował (tu cytat z przewodniczącego Schetyny „hehehe” ) dla PO, oraz odnotowano jedną wpadkę niedoszłego kanclerza, który zna się na Euro 2012 i koordynuje doń przygotowania, tyle że robi to telepatycznie, bez spotkań, i z wyłączeniem tematyki budowy stadionu w Warszawie.
Jedyna pozytywna wiadomość z tego ciężkiego dnia pogaduszek jest taka, wszystko co Schetyna bulgał zostało zaprotokołowane i złożone pod przysięgą.
Aha, Sekuła znów błysnął, zmył się, w stylu angielskim, z przesłuchań. Ciekawe czy za tą niesubordynację (pozostawienie PiS-owskich psów bez dozoru) Grzechu poleci Przewodniczącemu po premii?
Kolej na DonDonka.
Inne tematy w dziale Polityka