Dziennikarzy nazywa się zawodowymi dyletantami. Podobnie jak architektów (czyli mnie np.) zresztą. W tym przypadku nie jest to określenie pejoratywne. Oznacza po prostu człowieka który musi znać się na wszystkim co w gruncie rzeczy oznacza że w wielu dziedzinach, którymi się zajmuje posiada wiedzę powierzchowną. Nie da się inaczej jeśli człowiek wczoraj zajmował się osiedlem domków jednorodzinnych a jutro będzie się zajmował stokiem narciarskim. Jednak oczywiście, co z pewnością wielu z Was uspokoi, taka sytuacja ma swoje granice. Trzeba po prostu wiedzieć przynajmniej tyle ile jest konieczne.
Często kiedy czytam wynurzenia jakiegoś dziennikarza nt. na jakim się znam np. na temat architektury nie wiem czy załamać ręce czy wybuchnąć śmiechem ale ok. powiedzmy, że jest to jakaś wiedza specjalistyczna a dziennikarz pisze w jakimś stopniu z punktu widzenia prostego obywatela który takią wiedzy posiadać nie jest zobowiązany jednak jak pisałem wyżej są granice.
Czytałem ostatnio w dzienniku "Polska" taką krótką informację opatrzona tytułem "Polscy cybernetycy najlepsi na świecie". Pomyślałem sobie, każdy by pomyślał, łaaał...fajnie. Z treści dowiedziałem się natomiast, że chodzi o zwycięstwo (przy okazji wielkie gratulacje) w mistrzostwach świata w cyber gamesa konkretnie w mistrzostwach gry w Counter Strike (dobrze napisałem?:)). O ranyyyy...
Wg powszechnie dostępnej wikipedii cybernetyka jest nauką o systemach sterowania oraz związanym z tym przetwarzaniu i przekazywaniu informacji. Rozumiem że określenie cyber gamesczyli po naszemu gry komputerowe skojarzyły się redaktorowi z cybernetyką w związku z czym istnieje niebezpieczeństwo, że mógłby mu się z nią skojarzyć cybant, cybersex czy cyberpunk.Chyba jednak nie wystarczy nawet najlepiej pykać w Counter Strike żeby być cybernetykiem?
Konkluzja do jakiej takie przykłady prowadzą jest dosyć przykra. Bo albo część dziennikarzy uważa czytelników za debili albo sama jest debilami. A właściwie jedno drugiego nie wyklucza.

Inne tematy w dziale Polityka