Jarosława Kaczyńskiego znamy. Dopóki nie wyrósł mu groźny konkurent w postaci Donalda Tuska powszechnie uważany był za mistrza makiawelizmu politycznego. Nazywany był Wielkim Strategiem i jako taki rozgrzeszany z taktycznych sojuszy, nawet tych nie do końca chwalebnych o ile miały prowadzić do realizacji celu. Jarosław Kaczyński, mam wrażenie, czuł się następcą legendarnego Twardowskiego, który w imię niediabolicznych przecież celów usiłował oszwabić diabła.
Za pierwszym razem spróbował z Samoobroną. W czasie kiedy nikomu z w miarę poważnych polityków nie przychodziło do głowy żeby Samoobronę traktować w miarę poważnie Jarosław Kaczyński bandę drobnych cwaniaczków, prostaczków i erotomanów nobilitował do pozycji koalicjanta współtworzącego Rząd Moralnej Odnowy zapewniając nas z mównicy sejmowej, że koalicja z ową bandą jako siłą antyestablishmentową jest najlepszym możliwym rozwiązaniem. I tu muszę przyznać, że diabła udało mu się oszwabić. Nie wiem na ile był szczery w Samoobrony nobilitacji ale trzeba przyznać, że wykończył ją skutecznie i efektywnie.
I nie wiem czy nie poczuł się jako pogromca szatanów zbyt pewnie. W pewnym momencie podpisał cyrograf z SLD w ramach wspólnej walki o media publiczne. Z SLD nie tylko "młodego gniewnego" Napieralskiego ale również do kogo mało kto chce się przyznać patentowanego "złego" Kwiatkowskiego. I tym razem nie będzie juz tak łatwo bo to nie jest drobny cwaniaczek ani mały prostaczek. To stary wyjadacz, który niejednego już zeżarł. I już słyszę, że pisowców w telewizji zżera.
Ta karczma Rzym się nazywa. Ten diabeł może okazać się cwańszy od Twardowskiego.

Inne tematy w dziale Polityka