Widziałem wczoraj Bezradka Sikorskiego na łożu madejowym u Kolendy - Zaleskiej. Nie znaczy to, że K-Z przeszła na pozycje naturalne dla mediów czyli kontroli władzy, o nie, co chwila przypominała Sikorskiemu, że ten wrak to tak naprawdę nam niepotrzebny, tym nie mniej trochę go przycisnęła. Z pozycji radykalnych, tzn. "po co Pan to zrobił? Przecież to jest przyznanie się do słabości!". Ale jednak.
I muszę powiedzieć, że ani trochę mi Bezradka nie było żal, ponieważ zaczął właśnie zbierać owoce arogancji własnej i swojego obozu politycznego, który nawet w obliczu tragedii tak niewyobrażalnej jak katastrofa smoleńska nie był w stanie przysiąść fałdów, uznać błędy, zrozumieć powagę sytuacji czy choćby uszanować uczucia innych. Nawet Kolenda - Zaleska, skarżącego się na opozycję ministra, "który przecież coś zrobił a PiS go nie chwali", pytała jak mają się jego obecne działania do słów Tuska "Adres do Dumy, adres do cara!" o postulowanej przez Prawo i Spawiedliwość uchwały wzywającej Rosję do zwrotu czarnych skrzynek i wraku TU154.
Z drugiej strony jednak nie mam również poczucia satysfakcji ponieważ skutki bezradności Sikorskiego, podobnie jak skutki jego i jego obozu bufonady, cynizmu i arogancji dotykają nas wszystkich. Twarda rzeczywistość stoi u bram i nawet nie musi pukać żebyśmy, niestety w towarzystwie Bezradka, musieli za chwilę przytrzymywać gacie.
Inne tematy w dziale Polityka