Rzadko ostatnio oglądam kanały "ogólnotematyczne", bo i po co? Durnych seriali nie lubię, teleturnieje to w znacznej większość strata czasu, bo głupie jak niesmieszne żarty Strasburgera, życie celebrytów interesuje mnie mniej niż zeszłoroczny śnieg, programy informacyjne bardziej dezinformują, filmy jeśli już są to powtarzane po tysiac razy (no chyba, że Kevin, ten to już setki tysięcy) lub są klasy "Dż" a telewizje śniadaniowe to z całą pewnością zamysł szatana. Dno. Śmierdzące, zamulone, dno. I trzy metry mułu.
No ale idą święta więc chciałem z synkiem kolęd posłuchać i nieopatrznie coś tam właczyłem. Z litosci nie napiszę co. Oczywiście normalnych kolęd nie ma. Za to, a jakże, są te same co dziesięć, kilkanaście czy więcej lat temu estradowe larwy silące się na kolend "interpretacje". Bo przecież w naszym kraju (która to zresztą prawidłowość wydaje się wystepować w różnych dziedzinach naszego życia) nie rodzą sie żadni nowi ludzie umiejący zaspiewać kolędy. Możemy mieć telewizję cyfrową, satelity i inne cuda na kiju, ale larwy muszą być te co zawsze.
Można by mieć nadzieję, że naturalną koleją rzeczy, któregoś dnia larw się pozbędziemy. Zresztą, operacje plastyczne tylko pozornie wydłużają larwom życie, i pewnie rzeczywiście tak się stanie. Z naszego punktu widzenia niewiele się jednak zmieni, ponieważ larwy zdążyły się już rozmnożyć a ich larwowe potomstwo z całą pewnością zajmie na estradzie miejsce rodziców.
Inne tematy w dziale Polityka