Zastanawialiście się czasem jak to mozliwe, że tuż przed jakimś istotnym wydarzeniem nie mieliście pojęcia, ze nadejdzie? Że żyliście sobie jakgdyby nigdy nic, jedliście śniadania, oglądaliście telewizję, chodziliście na zakupy podczas gdy w istocie były to ostatnie, jakże ważne, chwile "tuż przed"?
Ja tak mam na przykład teraz. Ciągle zastanawiam się jak to mozliwe że 8, 9 czy nawet 10 kwietnia 2010 roku rano, żyliśmy sobie jakgdyby nigdy nic, oglądaliśmy komedie, głaskaliśmy koty, wyprowadzaliśmy psy, piliśmy herbatę. A potem wszystko się zmieniło.
I wiecie co? Ja teraz czuję jakby coś miało się wydarzyć. Być może właśnie znaczy to, że nic się nie wydarzy (skoro do tej pory bywało odwrotnie). A może przeciwnie, czegoś się nauczyłem?
Inne tematy w dziale Polityka