Niektóre z polskich miast doszły już do słusznego, jak mi sie wydaje, wniosku, że opłaca im się darmowa komunikacja miejska. Opłaca im się ponieważ z biletów i tak finansowały tylko część jej kosztów a zyski pośrednie z przesiadania się mieszkańców z prywatnych aut zatykających ich centra do ekonomicznej komunikacji zbiorowej są warte darmowych biletów. Hanna Gronkiewicz Waltz, rządząca Warszawą od lat kilku wybrała filozofię odwrotną i ceny biletów podnosi. Cóż, skądś trzeba brać pieniądze na wysokie premie dla urzedników należna im za takie infratsrukturalne "zwycięstwa" jak słynna "farsa na Marsa". Jeśli doliczyć do tego ślimaczącą się budowę metra, ciągłe zmiany w rozkładach jazdy wiecznie spóźnionej komunikacji miejskiej i arognację włodarzy miasta ( w mojej małej skali np. zadziwiającą niechęć do zamontowania sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniu koło mojego osiedla, przez które przechodzi mnóstwo dzieci idących do szkoły, a na którym ma miejsce masa wypadków i stłuczek ) trudno nie dojść do wniosku, ze czas Hannę Gronkiewicz Waltz z wygodnego fotela wykopsać.
Wysiłek organizacyjny w tym zakresie podjęła Warszawska Wspólnota Samorządowa. Twarzą inicjatywy stał się Piotr Guział. Do tej pory do inicjatywy przyłączyły się Solidarna Polska, Ruch Palikota (no cóż, trudno wyganiać) i Przemysław Wipler.
No i ostatnio PiS. Trochę słabo, że tak późno. Pytany przez dziennikarzy Jarosław Kaczyński opóźnienie tłumaczy tym, że Prawo i Sprawiedliwość nie chciało upolityczniać inicjatywy, hm...w innych miastach się nie wzdragało. A mnie się zdaje (tym bardziej, że sam temu złudzeniu uległem), że Prawo i Sprawiedliwość nie wierzyło w powodzenie inicjatywy, że brało Warszawiaków za bardziej lemingowatych niż się okazują. No ale lepiej późno niż wcale.
Inne tematy w dziale Polityka