Synek jest głodny. Trzeba mu ugotować obiad. Jest dzieckiem żywym, aktywnym, biega sobie właśnie po podwórku z wieką giwerą na gąbkowe naboje. Starsi chłopcy z sąsiedniego osiedla straszyli młodszych z naszego podobnymi, więc teraz nasi czują się bezpieczniej z plastikowymi gnatami. A trzeba mieć dużo siły żeby tak dookoła osiedla biegać.
Wziąłem więc parę udek żeby synek miał z czego rosnąć, młode ziemniaki żeby miał siłę biegać i kalafiora żeby miał też potrzebne mu witaminy. Udka usmażyłem z sosem pomidorowym, ziemniaki ugotuję i podam z masełkiem a kalafiora ze smazoną bułką tartą. Synek będzie zadowolony a tata będzie miał satysfakcję.
Jedna rzecz mnie tylko w tym wszystkim wk...wpienia. Otóż denerwuje mnie świadomość, że w czasie kiedy ja gotuję, podobnie zresztą jak w czasie kiedy będziemy jedli, lepsza ferajna złodziei i hohsztaplerów będzie pilnie pracowała nad tym żeby uszczknąć jak najwięcej z przyszłości synka, żeby otrzymał jak najgorszą edukację, żeby pracował jak najciężej i jak najdłużej na długi, które ferajna sobie dzisiaj beztrosko zaciąga, a na koniec żeby nie dostał emerytury, lub żeby ją dostał jak najmniejszą. I życzę im wszystkim serdecznie żeby im jego krzywda marcepanem w gardle stanęła.
Inne tematy w dziale Polityka