Podczas oficjalnej transmisji wiodących mediów z parady wojskowej zorganizowanej przez prezydenta z okazji Święta Wojska Polskiego kamera, pośród żołnierzy, a raczej cżłonków grup rekontrukcyjnych, uchwyciła niechcący, moment omdlenia jednego z przebranych w mundur żołnierza przedwojennej polskiej armii. Omdlały nie zdążył upaść, pochwycili go zaraz koledzy i poniesli w kierunku upbliczności. Nie sądzę żeby można to było gdzieś jeszcze zobaczyć, propagandowo się zapewne nie komponuje, musicie mi uwierzyć na słowo.
Oczywiście, ani to, że przedstawicile kolejno defilujących jednostek maszerowli według własnych rytmów, a ni to, że członek grupy rekonstrukcyjnej zemdlał, nie jest winą prezydenta. Cóż jednak poradzę, że stało się to dla mnie pewną metaforą całości wydarzenia. Oto bowiem prezydent gromko ogłasza koniec ekspedycyjnej polityki obronnej i położenie nacisku na rozwój zdolności obrony własnego terytorium czego elementem ma byc słynna tarcza antyrakietowa i podtrzymanie wydatków na armię na poziomie 1,95PKB. Pięknie, tak trzymać.
Równocześnie jednak gdzieś tam z tyłu stoi (być może nie stał, nie przyglądałem się, powiedzmy, że metaforycznie stoi) doradca prezydenta Roman Kuźniar, który twierdzi, że w ciągu najbliższych 30 lat nic Polsce nie grozi (prorok normalnie, ciekawe czy Gruzja takich miała?), obok stoi koślawo uśmiechnięty premier, którego rząd od 5 lat politykę ekspedycyjną prowadzi oraz minister obrony, który zaaprobował kolosalne oszczędności dokonywane kosztem armii, gen. Koziej, który Ryszarda Kuklińskiego porównał do Edwarda Snowdena i pewnie batalion generałów, których mamy w wojsku zapewne więcej niż szeregowych.
Tak więc wszystko pięknie, żołnierze maszerują, prezydent gromko śpiewa legionowe pieśni, Alejami Jerozolimskimi suną przedwojenne armaty, a jednoczesnie w tle dzieją się rzeczy "nieco" ten bujący obrazek psujące.
Inne tematy w dziale Polityka