Nie jest moim celem umniejszanie tragedii molestowanych jako dzieci przez pedofilów. W tym księży o skłonnościach pedofilskich i niemieckich lewicowych polityków. Z całą pewnością takie rzeczy nie powinny się zdarzać a jeśli się zdarzyły powinny pociągać za sobą adekwatne konsekwencje karne. Nie mam w tej kwestii wątpliwości.
Jednocześnie jednak, od czasu kiedy wydawca dziennika "Fakt" uczynił sobie czas jakiś temu, z rozpętywania histerii dot. pedofilii, mechanizm promocji własnej marnej gazetki, do oskarżeń o pedofilię i molestowanie seksualne mam pewien dystans. O pedofilię oskarżają mężów żony usiłujące pozbawić ich kontaktu z dziećmi, o molestowanie oskarżają szefów mszczące się podwładne i jak się okazuje o molestowanie i pedofilię oskarżają przełożonych księża wchodzący w konflikt z kościelną hierarchią.
Dopiero co ks. Lemański bez żadnych dowodów sugerował, że był molestowany seksualnie przez swego przełożonego, biskupa Hosera, a już kolejny salonowy ksiądz - jezuita, Krzysztof Mądel oskarża innego księdza o molestowanie w dzieciństwie. Również zresztą nie mając żadnych dowodów. Oczywiście w takich sytuacjach o dowody trudno. Trudno jednak również nie zadać sobie pytania o źródła tej epidemii bezdowodowych oskarżeń. Czy na pewno mają oparcie w faktach? A jeżeli tak, to dlaczego te fakty wypływają dopiero w wygodnym z punktu widzenia dynamiki wewnątrzkościelnych konfliktów księży-celebrytów, momencie? I czy na pewno chodzi o molestowanie w/w księży czy też raczej o molestowanie opinii publicznej ich rzekomą krzywdą?

Inne tematy w dziale Polityka