„Izba wytrzeźwień”, „nieudacznicy”, „prawicowe padalce”, „Internetowa Podłość Narodowa”, „mentalne menelstwo”, „żule z prawicowego lumpeksu” itd. itp. O kim to tak „arystokrata dziennikarstwa”, jak to go bodaj Jaruzelski nazwał, Tomasz Lis się wyraża? Ano dokładnie nie wiadomo. Stosując bowiem typową dla portalu Natemat.pl metodę redakcyjną miesza wszystko ze wszystkim, by otrzymać niestrawny acz homogenizowany koktajl, który łatwo mu będzie uformować w wymarzonego WROGA. Nie pierwszy to raz kiedy na parówkowym portalu można przeczytać tekst oparty na wybranych, najbardziej absurdalnych komentarzach pod jakimś tekstem, mający sprawiać wrażenie, że autor tekstu jest odpowiedzialny za wszystkich wariatów, którzy jego tekst akurat przeczytali. Stosując podobną metodę można by wykazać, że redaktor Tomasz Lis nie tylko jest Agentem Lisienką, ale nawet Czerwoną Wisienką.
I tak, mamy w tekście obowiązkowe ostatnio u Lisa odniesienia do Doroty Kani (którą przezywa „Kanialią”), Jerzego Targalskiego i „Resortowych Dzieci”. To zrozumiałe, jest jednym z bohaterów książki, a książka ma niewielu bohaterów pozytywnych. Tak między nami jego sylwetka, na tle innych resortowych dziatek, nie wypada jeszcze najgorzej. Tym nie mniej wściekać się ma prawo i jest to absolutnie zrozumiałe, sam bym się na jego miejscu wściekał.
Co ciekawe jednak tekst Tomasza Lisa zawiera zawiera również dodatkowy element wściekający. Jakąś dziwaczną historię o tym, że ród Lisów wywodzi się od bolszewików Lisienków z Białorusi. Niezorientowany czytelnik łatwo dojdzie do wniosku, że to właśnie Kania, Targalski i Marosz tę bajkę wykoncypowali. Zresztą nie potrafię ocenić czy to bajka czy nie, nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że w „Resortowych Dzieciach” nie ma słowa o żadnych Lisienkach. Owszem, jest o tym, że Tomasz Lis jest synem prominentnego działacza PZPR, bratankiem Włodzimierza Lisa, który według dokumentów IPN i autorów książki, miał być zarejestrowany jako tajny współpracownik WSW pseud. „Klosz” oraz zgłębiał tajniki dziennikarstwa między innymi na Uniwersytecie Karola Marksa w Lipsku. Jednak, choć szukałem wydaje mi się dość dokładnie o żadnych Lisienkach niczego nie znalazłem. Dlaczego Tomasz Lis nie odniesie się do informacji które tam SĄ? A zamiast tego woli do „sprawy Lisienków”? Nie podejrzewam redaktora o to, że jest idiotą, w końcu nawet książkę napisał. Więc czy mogło mu się tak wszystko doszczętnie pokićkać, w efekcie czego nie odróżnia już pracy badawczej na bazie dokumentów IPN od „urban legends” z tego czy innego bloga?
Ja tam zresztą nie uważam, żeby samo to, że nawet ktoś ma stryja o agenturalnej przeszłości było dyskredytujące. To jest ciekawe dopiero w zestawieniu z masą podobnych historii, kiedy się okazuje, że po to żeby być „ważnym człowiekiem mediów” nie wystarczyło celująco skończyć studiów, dobrze pisać, czy tam robić filmy dokumentalne. Trzeba się było jeszcze „dobrze” urodzić (czasem wystarczyło się wyłącznie urodzić). Może kogoś to nie wkurza, mnie wkurza. W dodatku droga zawodowa „Resortowych Dzieci” w zadziwiający sposób splata się z drogami zawodowymi ich rodziców. Choćby w kwestii sprzeciwu wobec lustracji. To nie tylko ma prawo nas zastanawiać, to nakłada na nas obowiązek wyciągnięcia z tego systemowego „zbiegu okoliczności” systemowych wniosków. I o tym bym chętnie z redaktorem Lisem porozmawiał, a nie o jakichś bzdurach o Lisienkach. No chyba, że jednak redaktor Lis coś próbuje ukryć i tym samym, taką rozmową nie jest w żaden sposób zainteresowany.
tekst opublikowany na blogpublika.com
A WE ŚRODĘ O G. 9.00 NA BLOGPUBLIKA.COM ZAPRASZAM NA WYWIAD Z JERZYM TARGALSKIM, OCZYWIŚCIE BĘDĄ TEŻ PYTANIA INNYCH BLOGERÓW, ZA TO NIE BĘDZIE CACKANIA
Inne tematy w dziale Polityka