Cezary Krysztopa Cezary Krysztopa
1143
BLOG

Jarosław Kaczyński: Stary Układ – Nowa Nomenklatura

Cezary Krysztopa Cezary Krysztopa Polityka Obserwuj notkę 32

W 2005 roku, słowem kluczem, które pomogło odnieść PiS podwójne zwycięstwo, w wyborach prezydenckich i parlamentarnych było słowo „układ”. Określało ono coś co prof. Zybertowicz nazywa systemem klientelistycznym, czyli systemem nieformalnych, pozainstytucjonalnych powiązań, który może jeszcze syndykatem zbrodni nie jest, ale skutecznie, niczym carski zinstytucjonalizowany czynowniczy system korupcyjny, paraliżuje możliwość wykorzystania potencjałów kraju i jego mieszkańców. W ciągu kilku lat po 2005 roku słowo „układ” zostało skutecznie skompromitowane, w czym piszący te słowa miał swój wstydliwy udział.

W 20014 roku mam wrażenie, że nowym hasłem opisującym to samo, choć o kilka lat bardziej rozwinięte zjawisko jest „nowa nomenklatura”, którego to określenia Jarosław Kaczyński we wczorajszym wywiadzie dla „Do Rzeczy” używa kilkakrotnie, w różnych kontekstach. To czym jest ta nowa nomenklatura widać na kilku poziomach: resortowe dzieci – czyli różne przetrwalnikowe formy stalinowskich i późniejszych „starych” dynastii nomenklaturowych, resortowi przyjaciele – czyli później dokooptowani do wspólnoty interesów, resortowi podwykonawcy – czyli wszyscy ci, którzy może nie są dopuszczeni do wąskiego kręgu podziału łupów, ale mają swój udział w resztkach z pańskiego stołu i wreszcie resortowi frajerzy – czyli masa nieświadomych istoty rzeczy, albo ze względu na brak dostępu do informacji, albo ze względu na umysłową ospałość, za to za resztę „resortu” gotowi polec na „polu chwały”. System w całości jest dość szczelny i na swój sposób sprawny. Cóż z tego, skoro po pierwsze niesprawiedliwy, a po drugie zupełnie, poprzez pasożytowanie na oficjalnych instytucjach i degenerację oficjalnych stosunków społecznych, nieskuteczny jako mechanizm zagospodarowania społecznych potencjałów.

W tym samym wywiadzie Jarosław Kaczyński mówi o kilku innych sprawach. Między innymi o potrzebie polityki gospodarczej,  zrównoważonym rozwoju metropolii i prowincji, szeroko rozumianej polityce prorodzinnej, słynnym bilionie rezerw na inwestycje oraz konieczności odbudowy polskiej polityki zagranicznej. Są to postulaty nazbyt ogólne, by można z nimi dyskutować, mam nadzieję, że więcej dowiemy się przy okazji konwencji programowej, ale część z nich budzi we mnie pewne obawy, być może irracjonalne. Boję się myślenia, według którego w obliczu potrzeby rozwiązania problemu powołuje się urząd do spraw jego rozwiązania, podczas gdy problem pozostaje problemem lub narasta. Nie boję się ani podatku obrotowego, ani obłożenia dodatkowymi obciążeniami banków, ale boję się zamiłowania do ZUS – u, wiary w omnipotencję państwa, a w biliony uwierzę jak zobaczę.

Gdyby jednak potencjalnemu rządowi Jarosława Kaczyńskiemu udało się choć w części rozmontować klientelistyczny system (czy nową nomenklaturę), dławiący ścieżki uczciwego awansu, rozwoju i innowacji, uważam, że i tak warto byłoby na niego postawić.

tekst opublikowano na blogpublika.com

>>> Wypromuj również swoją stronę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (32)

Inne tematy w dziale Polityka