W tym szaleńczym straszeniu Polaków cała opozycja jest zgodna; totalna-ulica i zagranica , umiarkowana oraz pseudo-wolnościowa.
Przeżyłam 79 lat i tak dobrze jak obecnie nigdy nie było. Za czasów Tuska było trochę lepiej niż za Balcerowicza, ale za rządów ZP jest znacznie lepiej.
Za komuny pensja nauczyciela była głodowa, pamiętam gdy co miesiąc pożyczałam , aby wystarczyło do końca miesiąca, na początku oddawałam i znowu brakowało. Pamiętam problemy tego rodzaju; czy kupić dziecku tornister, czy kapcie.
Gdy obecnie słyszę o szalejącej drożyźnie , a w sklepie w którym kupuję prawie codziennie ziemniaki kosztują 0,99zł kg. jabłka 2,59, serek wiejski 2,49,..., płacę w granicach 20-30zł, nóż się w kieszeni otwiera na te wierutne kłamstwa. Dzisiaj zaszalałam zrobiłam większe zakupy i zapłaciłam 39,49 . Oczywiście w sklepie Oskar w Rumi na ul Opolskiej można również wydać 100zł i więcej , ponieważ jest dobrze zaopatrzony, a potem powiedzieć powiedzieć, że jest drożyzna.
Prawdopodobnie od stycznia może być drogo i tego się obawiam, ale jakie określenie znajdzie opozycja na ten prawdopodobny wzrost cen, jeżeli już teraz jest "szalejąca drożyzna"? Ruszcie szarymi komórkami mózgowymi, aby znaleźć odpowiednie określenie, jeśli ceny faktycznie wzrosną.