Przy krzyżu nadal koczują babki i dziadki, zapowiadają, wbrew logice, że nawet zimę przetrwają. Tak sobie myślę, że nie jedna babcia i nie jeden dziadek chciałby zakończyć żywot właśnie tam i stać się męczennikiem. W końcu mieli nieciekawe, niemedialne życie, to może teraz da się coś z niego utargować. Co wtedy, gdyby taka rzecz miała miejsce? Co by się stało w przypadku zamarzinięcia na posterunku? Ano mielibyśmy nowe miejsce pielgrzymowania, może drugą Częstochowę. Nam, nie Warszawiakom to wsio adno, ale dla tzw. stolicy, dla władz miasta i państwa, dla prezydenta wreszcie (bo to koło jego chałupy) to byłby szok. Radzę więc jak najszybciej podjąć działania, choćby sfingowane doniesienie o bombie, żeby pozbyć się najpierw tzw. obrońców krzyża, a potem sam krzyż jak najszybciej przenieść w odpowiednie miejsce. Zamknac na jakiś czas teren wokół pałacu, aby znowu komuś coś głupiego nie przyszło do głowy. Wtedy wszystko rozniesie się po kościach i będzie spokój, i będzie po europejsku
Polityk to nie jest ktoś bezinteresowny, to wredna małpa, której wciąż trzeba przypominać o jej obowiązkach. Można mu przy okazji dokopać. Dlatego tu jestem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka