W innych krajach powszechnie rozważa się zagrożenia związane z monopolizowaniem własności w mediach, jakością pracy dziennikarzy, poziomem intelektualnym i kulturalnym audycji. Świadomość roli mediów w kształtowaniu postaw społecznych odzwierciedla się w żywej debacie o tym, jak we własności i współfinansowaniu oferty mediów publicznych powinni uczestniczyć obywatele w formie abonamentu i państwo w innych formach finansowania. W innych demokratycznych krajach istnieje mocne wsparcie dla egzekwowania prawa do informacji, dla ochrony dzieci i młodzieży przed szkodliwymi treściami w radiu i telewizji. Dba się o równy dostęp do mediów różnych grup społecznych, pełny pluralizm prezentowanych poglądów, reagowanie na autentyczne problemy społeczne. Obywatele innych krajów europejskich protestują przeciw nieuczciwym praktykom reklamowym, ukrytej reklamie. Społeczeństwa te wykazują zdrową czujność wobec prób monopolizacji mediów i odbierania im charakteru publicznego, starają się wiedzieć, kto decyduje o tym, co jest puszczane na antenę. Dbają o właściwe wypełnianie kulturalnej powinności. W krajach demokratycznych wykształcone elity wiedzą, że dziennikarze i właściciele mediów, a także politycy powinni odczuwać silna presję społeczną za lub przeciw prezentowanym poglądom. Inaczej – telewizja pozostanie tubą i doktrynerem, narzędziem władzy i manipulacji.
W Polsce mamy nadal (mimo braku wsparcia ze strony walczącej o władze nad mediami klasy politycznej) stosunkowo silne media publiczne. TVP organizuje wyobraźnię około 40% widowni telewizyjnej, Polskie Radio ma wierną rzeszę około 20% słuchaczy radia. To odpowiednio 14 milionów i 7 milionów ludzi. Istnieje ciekawa dysproporcja pomiędzy znaczeniem mediów publicznych w Polsce a brakiem odpowiadającej temu znaczeniu reakcji organizacyjnej widzów. Tymczasem przyszłość telewizji i radia to media uczestniczące, w ciągłej relacji z odbiorcami, którzy staja się współtwórcami audycji. Po partyzancku, poszczególne redakcje, autorzy poszczególnych audycji czy poszczególni dziennikarze gromadzą wokół siebie społeczności odbiorców. Prezesi publicznego radia i telewizji nie zdobyli się dotąd na zorganizowany wysiłek. Jaka jest tego przyczyna? Strach przed odpowiedzialnością? Polskie media publiczne nie chcą chyba zobaczyć, jaką wielką siłą dysponują, w jak wielkim stopniu mogłyby wpłynąć na poziom społecznego zaangażowania Polaków. Bo kraj, w którym istnieje społeczność świadomych i zorganizowanych widzów to kraj trudniejszej pracy dla dziennikarzy i władz mediów…
Do działu łączności z widzami TVP wpływa tygodniowo ponad 1000 telefonicznych, listownych i mailowych uwag od odbiorców. Ta informacja nie była jednak profesjonalnie przetwarzana. Zamiast z aktywności widzów i sprzężenia zwrotnego dla produkcji programów uczynić podstawowy atut telewizji publicznej, jakiś czas temu prezes Farfał zlikwidował tę komórkę.
Dlaczego rozproszeni i nieskuteczni?
Wydaje się, że dużą część aktywności społecznej Polaków w dziedzinie mediów zagospodarował ojciec Tadeusz Rydzyk, tworząc rodzinę Radia Maryja. Inne media, które ze swej natury, konserwatywnej i opartej na tradycji i więziach kultury, powinny też tworzyć zorganizowane wspólnoty swych słuchaczy, nie podjęły tego wyzwania. Mam na myśli nie tylko Polskie Radio i TVP, ale i liczne rozgłośnie diecezjalne. Nie powstały dotąd aktywne kluby ich słuchaczy (poza akcją ratowania Radia Józef). Co najwyżej pojawiły się rozproszone i działające poza instytucją inicjatywy poszczególnych indywidualności takich jak Andrzej Zalewski, popularny dziennikarz Polskiego Radia ze swym portalem internetowym propagującym polska przyrodę i tradycję - niezapominajki.pl. Są fani Elżbiety Jaworowicz, entuzjaści „Rancza”. To nie zastąpi jednak organizacji odbiorców działającej na nieco innym poziomie – dbającej o prawa widzów i słuchaczy wobec mediów jako całości, podnoszącej stan ogólnej wiedzy społecznej o mediach i ułatwiającej odbiorcom wpływ na treści przekazywane w radiu i telewizji..
Kiedy rok temu w audycji Kuby Wojewódzkiego w TVN jego goście na wyraźne życzenie prowadzącego zaczęli wtykać polskie flagi w psią kupę, zszokowani widzowie zareagowali. Do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wpłynął zbiorowy protest podpisany przez ponad dwanaście tysięcy internautów. TVN został przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji ukarany dotkliwą karą pieniężną za znieważenie symbolu narodowego. (Ostatnio, nota bene sąd uchylił karę, czekamy na uzasadnienie...)Czasem impulsem do powstania jakiejś społeczności jest jedna akcja. W tej sprawie jednak tak się nie stało, spontaniczna reakcja na incydent nie przekształciła się w potrzebę zapobieżenia podobnym wybrykom w mediach w przyszłości poprzez trwalsze więzi organizacyjne między podpisującymi protest.
Czy zadania ochrony widzów przed łamaniem ich praw w mediach nie wypełniają istniejące instytucje? Nad przestrzeganiem ładu medialnego ma zgodnie z polskim prawem czuwać Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Wpływa do niej około tysiąca indywidualnych skarg widzów i słuchaczy rocznie. Podczas całego swego szesnastoletniego istnienia polski regulator mediów karał nadawców radiowych i telewizyjnych za nieprzestrzeganie przepisów o reklamie i ochronie małoletnich, a także innych zakazów ujętych w ustawie, po kilka razy rocznie (czy aby nie zbyt rzadko?). Większość decyzji była przez nadawców kierowana do sądu. W większości spraw KRRiT w sądzie wygrywała. Jednak w uzasadnieniu niemal każdego wyroku sądy uwzględniają, w jakim stopniu sprawa poruszyła słuchaczy, istotne jest, jak wiele osób protestowało wobec łamania przepisów.
Nie oszukujmy się, na rzecz organizowania się widzów nie będą z wielką determinacją działać dziennikarze, politycy, ani tym bardziej ci, którzy czerpią korzyści materialne z niewiedzy odbiorców o mechanizmach działających w mediachi.
Przejąć media – szansa w kryzysie
Podczas prac nad ustawą medialną ani w zeszłym roku, ani teraz nikt nie zająknął się o potrzebie udziału w przyszłych władzach mediów publicznych i w przyszłej Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji - kompetentnych przedstawicieli widzów. Są przewidziane rekomendacje artystów i dziennikarzy, więc zainteresowanych po stronie produkcji i nadawania, a także uczelni (zapewne pojawią się propozycje zaangażowania medioznawców) a nie ma być polityków, którzy byli dziś namiastką reprezentacji społecznej odbiorców. W modnym trendzie odpolityczniania mediów górę zaczyna brać druga skrajność – powierzenie jej wyłącznie profesjonalistom „od mediów”, bez oglądania się na głosy widzów i słuchaczy.
Dopóki nie powstanie prężna, skupiająca co najmniej kilkadziesiąt tysięcy aktywnych słuchaczy i widzów organizacja społeczna, dopóty nie będzie w Polsce prawdziwie publicznych mediów. Lepiej, żeby powstała oddolnie, jako głos odbiorców, ale być może obecny kryzys mediów obudzi dziennikarzy i władze mediów publicznych, by powstanie klubów wiernych, lecz wymagających słuchaczy i widzów inspirować. Jeśli tak się dotąd nie stało, to znaczy, że ani władze mediów, ani dziennikarze TVP i Polskiego Radia nie odczytali właściwie wyzwań przyszłości mediów. I widocznie uznali, że jednak nie zajrzało im w oczy widmo ostatecznej zagłady?
Niezależnie jak potoczą się losy ustawy medialnej – zorganizowanie się słuchaczy na rzecz lepszej telewizji i lepszego radia zadecyduje o jakości mediów w Polsce, a co za tym idzie o jakości kultury, debaty publicznej i wszystkiego tego co jest zawarte w słynnym art. 21 ustawy o radiofonii i telewizji, czyli w szeroko pojętej misji mediów publicznych.
Prawdziwa wolność słowa jest wtedy, gdy istnieje wyraźna siła społeczna wspierająca prawdę w mediach, a więc w życiu publicznym. Tego nie zrobią za nas jacyś oni, profesjonaliści, fachowcy od mediów. Potrzeba nowej solidarności, więzi Polaków wokół tej sprawy. Przynajmniej tych, którzy czują się odpowiedzialni za dobro wspólne
Inne tematy w dziale Polityka