Nie wiem, czy ktoś jeszcze to pamięta, ale sondażowy lot Donalda Tuska, który zakończyć się miał w pałacu prezydenckim, rozpoczął się od wyprawy szefa PO na Białoruś. Tusk pojechał tam, by wesprzeć zmagających się z represjami Polaków, czym zyskał bardzo w oczach wyborców, a co za tym idzie - w sondażach.
Warto przypomnieć sobie o tym dziś, gdy znów zbliżają się wybory prezydenckie, a Polacy na Białorusi znów mają kłopoty z władzami. Oczywiście te problemy nie są niczym nowym, nie da się jednak nie zauważyć, ze w ostatnich dniach doszło do eskalacji represji. Najpierw zajęcie Domu Polskiego w Iwieńcu, dziś - aresztowanie Andżeliki Borys. Po drodze zaś - twarde deklaracje premiera Tuska i ministra Sikorskiego, wezwanie ambasadora Białorusi na MSZ-owski dywanik, wreszcie spotkanie z ministrem spraw zagranicznych Białorusi, który, według deklaracji Tuska miał "niczego miłego nie usłyszeć". Sikorski odbył z nim ponoć "męską rozmowę", skutki zaś możemy na bieżąco śledzić dziś w TVP Info.
Wiele razy czytałem w komentarzach i słyszałem też od znajomych, że w zrozumieniu wielu procesów pomogłoby mi nadgonienie pewnego poważnego braku w znajomości kanonu popkultury, a mianowicie przeczytanie/obejrzenie "Ojca Chrzestnego". Obejrzałem, przeczytałem i teraz, nie wiedzieć czemu, przypomina mi się ta scena, gdy Carlo Rizzie właśnie tłucze Connie, co ma sprowokować odsiecz ze strony Sonny'ego Corleone. Jak pamiętamy z lektury Sonny nie dotrze z pomocą, przeszyty kulami na drogowej rogatce. W roli Carla obsadźmy teraz Łukaszenkę, zaś w roli Connie - Polonię białoruską. Z Sikorskiego Sonny raczej marny, ale cóż, jaka mafia, taki Santino.
Wszyscy lub prawie wszyscy emocjonują się lekko zmanipulowaną wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego o hakach na Sikorskiego, zaś poza blogerami mało kto zwraca uwagę na fakt, że ewentualnymi kompromatami nie dysponuje z pewnością wyłącznie szef PiS i jego brat (być może nawet w ogóle nie dysponuje nimi - dlatego ich nie ujawnia, tylko wiedzą o nich - być może nawet od samego Sikorskiego, który zdaje sobie sprawę, że Kaczyński nic na niego nie ma), zaś wytwórcą musi być ktoś inny. Niektórzy upatrują się tu ręki generała Dukaczewskiego, w enigmatycznych uwagach przewija się wątek imprezy/imprez w jakiejś willi, w której ponoć powstawały ciekawe filmy dokumentalne.
Gdy pojawiła się sprawa Piesiewicza, można było - o czym pisałem na blogu - dopatrzyć się w niej ręki postkomunistycznych służb, co zresztą nie miało specjalnego wpływu na ocenę samego zachowania senatora. Pojawiły się wówczas też głosy, że w Piesiewicza, osobę znaną i szanowaną, jednak w polityce marginalną, uderzono po to, by dać do myślenia komuś o wiele ważniejszemu. Nie wiedzieliśmy jednak, komu.
Gdy okazało się, że praktycznie pewny jako kandydat Bronisław Komorowski (polecam regularną lekturę Chłodnego Żółwia) nie jest aż tak popularny jak nie mający ponoć poparcia w partyjnych dołach Sikorski, do tego na tego ostatniego grają też niektóre media, zrobiło się zaskakująco ciekawie. Walka jest całkiem poważna, wciągnięto w nią już obie żony (wobec jednej używa się argumentu wyglądu, dotąd zarezerwowanego wobec Marii Kaczyńskiej; wobec drugiej - kryterium etnicznego a także politycznego, nagłaśniając jej rozbieżne z linią rządu poglądy na sprawy unijne, pracę w amerykańskim piśmie czy też obce obywatelstwo i pochodzenie - tu prym jak dotąd wiedzie Palikot). A trzeba pamiętać, ze Komorowski ma przecież swoje przyjaźnie - i rosyjskie, i w kręgach związanych z WSI. o czym mówi się już nawet w mediach mainstreamowych, zapewne w celu neutralizacji, jednak skoro się mówi, to znaczy, że za dużo tego, by rzecz zwyczajnie przemilczeć. Tak się więc składa, że domniemanym dysponentem haków na Sikorskiego jest człowiek pozostający w dobrych stosunkach z Komorowskim. Tak się też składa, że podległe mu służby pozostawały w bliskich układach z Rosją.
Wszystko to razem pozwala mi na sformułowanie hipotezy, że ujawnienie sprawy Piesiewicza było ostrzeżeniem dla Radka Sikorskiego, ostatnie represje wobec Polaków na Białorusi mają służyć osłabieniu jego pozycji politycznej poprzez pokazanie jego całkowitej nieskuteczności, zaś jeśli to wszystko nie wystarczy, czeka go cios ostateczny, w postaci ujawnienia "haków". Plusem tych teorii spiskowych jest to, że będą musiałby być zweryfikowane bardzo szybko. Minusem to, że choć bardzo mi z tego powodu wstyd, nie jestem w stanie wykrzesać w sobie cienia współczucia (o sympatii nie mówiąc) dla biednego Radka Sikorskiego.