Radek Sikorski martwi się, że niewiele jak dotąd głosów padło w Platformianych prawyborach. Ciekawe to o tyle, że sam dbał - niby żartem - o zaniżenie tej frekwencji poprzez uniemożliwienie głosu "babciom". Babcie widać faktycznie nie zagłosowały, frekwencja jest, jaka jest i nie ma się co ośmieszać. Panowie, policzmy głosy.
A nie, przepraszam, głosy ponoć ma liczyć pani, może właśnie po to, by uniknąć takiego skojarzenia? Do końca głosowania jeszcze zresztą doba, choć raczej już nic nie pomoże temu, któremu wygrana nie była pisana na najwyższych szczeblach. Zadbał zresztą o to, na równi ze swoimi przeciwnikami, by sympatii przesadnej nie zyskać. Tłumaczenie ludziom, że są czymś gorszym, ale z jego pomocą może staną się przynajmniej ciekawostką dla tych lepszych (o czym pisałem kilka dni temu), nie zjednało mu zdaje się poparcia nawet partyjnych dołów. I choć pewien bloger przewiduje, że z wygraną Komorowskiego na PO spadną wszystkie nieszczęścia, to chyba na nic się ten lament już nie zda. Zresztą - wcale nie musi mieć racji, co zapewne jego zmartwiłoby mniej, niż mnie - realizacja opisanego przez niego scenariusza wydarzeń.
Ciekawie będzie - jeśli Komorowski faktycznie wygra - sprawdzić, co pisać będą dzisiejsi zwolennicy Sikorskiego, przed marszałkiem K. ostrzegając bynajmniej nie z powodu dziwnych związków z WSI. Zapewne wykonają równie piękną woltę, jak wtedy, gdy od wieszczenia nieuchronności prezydentury Tuska przeszli do zachwytów nad jego decyzją o niekandydowaniu. Trening czyni mistrzów, mistrzów klawiatury również.
Osobiście nie sądzę, by wybór Komorowskiego był na rękę PiS. Ostatnie dni pokazują (czy raczej - pokazują, jak nigdy dotąd), że Sikorski ma niesamowity talent do autokompromitacji, podsycany przez bufonadę i ledwo skrywaną pogardę dla ludzi, w tym również dla swojego kontrkandydata. Start Komorowskiego prędzej zmniejszy frekwencję (zakompleksiona w podobny do Sikorskiego młodzież, co to z wielkich miast w pierwszym pokoleniu może nie znaleźć dla siebie kandydata), niż zwiększy jednoznacznie szanse Kaczyńskiego.
Sikorski tymczasem zaczyna się orientować, że dał się wpuścić w kanał. Prawybory przegra, pozycji w PO nie zbuduje, stracił już za to sporo wiarygodności. Stąd histeryczne apele o przedłużanie głosowania czy powtarzanie kompromitującego żartu o babciach. Ciekawe swoją drogą, czy w przypadku przejścia przez pierwszy etap i startu w wyborach, o godzinie 22 apelowałby o przedłużenie głosowania, by cały "Ursynów" zdążył oddać swoje głosy? Pewnie się już nie dowiemy.
Czwartek. Jednak sobie nie odmówię...
"Panowie, policzmy głosy"