Szybko poszło. Nie minęła doba od ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich, a juz ministrowie de facto wycofali sie z części wyborczych obietnic, odkładając ich realizacje na potem. Zas jedna z "twarzy PO; ogłosiła, że hasło "Zgoda buduje" przestało juz obowiązywać. Czy naród doceni szczerość?
w sprawie obietnic finansowych rzecz jest chyba jasna. To nie one skłoniły większość żelaznego elektoratu Po do oddania głosów na Komorowskiego. Studenci głosowali przeciwko "wieśniakowi" i "faszyście" Kaczyńskiemu, a nie za 50% zniżką na przejazdy, choć oczywiście - nie obraziliby się... Podobnie nauczyciele, czy cierpiący stadnie na syndrom sztokholmski artyści z piosenki Kazika i ich młodsze klony. To strach przed ciemnogrodem, motłochem i czym tam jeszcze akurat elektorat Kaczyńskiego dla tych ludzi jest (jeszcze wczoraj trafiłem na faceta, który wierzy w to, że na Kaczyńskiego głosują prawie wyłącznie kobiety powyżej 60. roku życia!). Jeśli zaś ktoś był takim naiwniakiem, że naprawdę o jego głosie zadecydowały obietnice przyszłych ochłapów, czemu nie miałby uwierzyć jeszcze raz? Akurat przed wyborami parlamentarnymi obieca się realizację dotychczasowych obietnic. Nabiorą się, jak zwykle.
Hasła wyborcze też już nieaktualne. gdy komentując poranny wyskok Palikota Girzyński stwierdził, że tak właśnie wygląda "zgoda według PO" usłyszał od Kutza, że "zgoda już nie obowiązuje". Dlaczego? Bo Jarosław Kaczyński zapowiedział dążenie do wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. Zapowiedź dążenia do ustalenia przyczyn katastrofy równoznaczna okazuje się być z wypowiedzeniem wojny Platformie. I nie mówi tego żaden pisowski polityk, nie pisze tego prawicowy bloger, nie jest to myśl przewodnia "warto Rozmawiać" czy "Misji Specjalnej" - mówi to senator Platformy Obywatelskiej w zaprzyjaźnionej stacji telewizyjnej. Chwila szczerości?
Ostało się jeszcze hasło "500 dni spokoju", ale tez jest zagrożone - nagle słychać coś o przyspieszeniu wyborów parlamentarnych tak, by odbyły się już razem z samorządowymi. No tak, skoro niektórzy do miłych słów o "pełni władzy" wspominają też coś o "pełnej odpowiedzialności", trzeba wymyślić coś nowego, żeby tylko przypadkiem nie musieć brać się za jakieś reformy, mogące przecież zagrozić popularności PO. A że im dalej, tym może być trudniej zdobyć większość, trzeba się pospieszyć. Zamiast 500 dni spokoju możemy mieć za chwilę 500 dni kolejnej kampanii wyborczej. Razem z eskalacją konfliktu za pomocą czołowych harcowników Platformy pozwoli to na zachowanie mobilizacji elektoratu, do tego wybory odbędą się po wakacjach (choć tych już nie ma co przeceniać - walczyć z widmem kaczyzmu można i na wakacjach, najmocniej na lansowanym do znudzenia w trójce pseudo-alternatywnym Openerze) - plan wydaje się niezły, choć istnieje ryzyko, że i elektorat negatywny jeszcze się zmobilizuje. Pijarowcy nie dostrzegają, że w ostatnich tygodniach to lider PiS był na fali wznoszącej. Nie moje to jednak zmartwienie. Zresztą - zawsze będzie można obiecać ulgi studenckie, najlepiej pod hasłem "teraz już naprawdę!".