No, może napisali
nie do końca to, za co ich Rada Etyki Mediów postanowiła skrytykować,
no ale coś tam jednak napisali. Zresztą - sama pani Magdalena Bajer
przyjmuje taką samą argumentację, jakiej ja użyłem w tekście,
poniekąd, satyrycznym. Sytuacja jednak chyba wymyka się spod kontroli,
skoro prawie każdy nowy dzień przynosi kompromitację REM. Wystarczy
przypomnieć sobie nie tak dawną sprawę, gdy Rada potępiła dziennikarza
"Faktu". Potępiła surowo, na podstawie telefonu pana, który
przedstawił się jako burmistrz Złocieńca. Później tłumaczenia też były
mało satysfakcjonujące - no przecież jakiś pan dzwonił. Trzy razy
nawet dzwonił. A teraz kolega powiedział. Powiedział, czyli na pewno
coś przeczytał.
Dobrze, że REM nie może wydawać wyroków, bo choć sądy coraz częściej
działają według podobnego wzorca (vide sprawa Grzegorza Brauna), to
jednak na szczęście tam nie jest to jeszcze normą. W REM,
najwyraźniej, tak. Czy da się to usprawiedliwić jedynie nerwowością
związaną ze zbliżającym się upływem kadencji? Nie sądzę, bo przecież
pani Bajer swoją funkcję zdaje się pełnić dożywotnio, niezależnie od
jakości swojej pracy.
Trudno w tej sytuacji dziwić się pani Bochwic i panu Bieszczadowi, że
postanowili powiedzieć "do widzenia". SDP jako podmiot za radę
odpowiedzialny powinien zrobić to samo, choć obawiam się, że dla
takich osób, jak Krystyna Mokrosińska (która zresztą bardzo podobnie
argumentowała swój udział w wyrzucaniu z pracy Jacka Sobali) nie ma tu żadnego problemu.