Jacek Pałasiński na śmierci papieża Jana Pawła II wylansował się na eksperta od spraw międzynarodowych, aspirującego do miana autorytetu moralnego. Dziś, dzięki kolejnej śmierci, tym razem - Marka Rosiaka, ma szanse swoje plany zrealizować.
Ostatnim tekstem dla "Rzeczpospolitej" zdystansował chyba całą konkurencję.
Pałasiński, zapewne "jeszcze rozgrzany" po ostatnich blogowych szaleństwach napisał artykulik, w którym, stawiając znak równości między Prawem i Sprawiedliwością a afgańskimi talibami, domaga się podjęcia wobec nich stosownych działań. Nie precyzuje, jakich dokładnie posunięć się spodziewa, ponieważ jednak jego radykalizm wzrasta geometrycznie, pewnie nastąpi to za kilka dni.
Póki nie napisze, możemy sobie tylko gdybać, czy Pałasińskiemu marzy się ostrzeliwanie wiosek i miasteczek, w których PiS zdobywał największy procent głosów, listy gończe za liderami, czy też więzienie, w którym psychopatyczni strażnicy torturować będą osoby odpowiedzialne za wniesienie do polskiej polityki "słów nienawiści, obelg i insynuacji"? Czy filmik ze strażniczką, torturującą dajmy na to posła PiS ukoi zszargane przez polski zaścianek nerwy pana Jacka?
Pałasiński może oczywiście - acz wątpię, żeby odczuł taką potrzebę - tłumaczyć się, że nie chodziło mu o metody, jakie (nie zajmuję się tu kompletnie kwestią tego, na ile są one uprawnione) siły NATO stosują wobec islamskich fundamentalistów, a jedynie o potrzebę reakcji. Gdyby tak się stało, pozwolę sobie nie uwierzyć, ponieważ trudno zgodzić się z tezą, że Platforma dotąd nie reagowała. Reagowała, dzieląc przecież i karmiąc fobie Pałasińskiego. Tak więc nie chodzi tu o głos potępienia (tych nie brakło), a o działania radykalniejsze. Chciałby pan sobie postrzelać w słusznej sprawie, panie Jacku?