stefanplazek stefanplazek
407
BLOG

Racławice

stefanplazek stefanplazek Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Dziś wypada 220 rocznica bitwy. To niedawno: w mojej rodzinnej wsi odległej o kilka kilometrów od Racławic dotąd zachowywane są w pamięci nazwiska gospodarzy którzy poszli do Kościuszki. Oraz to, że do pobliskiego lasu na Sosnówce uciekali rozgromieni kozacy. 

Paweł Jasienica w tomie trzecim swego dzieła „Rzeczpospolita Obojga Narodów” napisał niezwykłe zdanie, że I Rzeczpospolita u końca swego istnienia porodziła przetrwalnik. Myślę, że do zasobu tego przetrwalnika weszła jako jeden z najważniejszych jego składników pamięć o wyczynie podkrakowskich chłopów.

Był to przede wszystkim wyczyn militarny: nie słychać o innym takim dokonaniu, by świeżo przyjęci rekruci uzbrojeni tylko w kosy zaatakowali strzelające armaty i zawodową armię, osiągając zwycięstwo.

Jednak niemniej ważne było dokonane przez tych chłopów świadome opowiedzenie się za polskością. Bez tej decyzji i bez tych świeżych sprzymierzeńców polska narodowość i kultura, dotychczas będące atrybutem głównie szlachty, nie przetrwały by stu lat zaborów. Dlatego ta bitwa jest tak ważna.

Decyzja podkrakowskich chłopów jest tym bardziej niezwykła, że przecież nieprawdą jest, iżby kościuszkowska insurekcja była zrywem powszechnym. Naród w swej masie siedział w domu i miał Kościuszkę w nosie. Powstanie było dziełem nielicznych, nadzwyczajnych ludzi.

Chcę tu przywołać pamięć gen. Antoniego Madalińskiego, który pierwszy, jeszcze w początku marca 1794 r podniósł sztandar buntu. Ten stary konfederat barski stacjonował wówczas pod Ostrołęką jako dowódca Wielkopolskiej Brygady Kawalerii. Gdy przyszedł rozkaz targowickiego rządu rozformowania brygady, odmówił jego wykonania i zwrócił się do swych podkomendnych z apelem, by zechcieli wraz z nim wyruszyć na południe, połączyć się z innym oddziałami. Prawda jest taka, że większość oficerów i żołnierzy udała się wówczas do domu. Ale pozostali wraz ze swym dowódcą udali się – wprost do nieśmiertelności.  W połowie marca sforsowali wpław Wisłę pod Wyszogrodem (rzeką płynęła kra, a Madaliński miał 56 lat – ówczesny wiek zgrzybiałego starca) i niedługo potem zameldowali się w Krakowie u Kościuszki. Ten złożył Narodowi przysięgę, poświęcili z Madalińskim pałasze (znalazł się jeden odważny ksiądz kapucyn) i zaraz ruszyli przeciwko korpusowi Tormasowa.

Czytam wczoraj w księgarni książkę o Insurekcji (autora litościwie nie wspomnę) i dowiaduję się, że niejaki Wojciech Bartos z Rzędowic w bitwie pod Racławicami zatkał swą czapką „paszczę armaty”. Na szczęście nie był ów gospodarz takim ignorantem jak autor książki, bowiem wówczas urwało by mu głowę razem z płucami. Bartos zatkał czapką zapał, tzn. otwór na lont i uniemożliwił przez to wystrzał. To był wyczyn człowieka inteligentnego i ofiarnego – płonący lont oparzył mu rękę, ale on ocalił towarzyszy.

Kilka lat temu przy koszeniu niechcący urwałem kosę. Z ciekawości podpiłowałem trochę resztkę jej nasady i osadziłem ją na sztorc z pomocą klina i pierścienia na długim, suchym drągu. I wtedy dużo zrozumiałem. To straszna broń, lekka (można ją prowadzić nawet jedną ręką), ale powietrze aż gwiżdże. Karabin z bagnetem nie ma szans. Tylko że zanim się dobiegnie, oddział musi przyjąć dwie salwy „na klatę”. W tym cała sztuka. Kościuszko dokonał jej w prosty sposób – pobiegł z chłopami w pierwszym szeregu, tylko z gołą szablą w garści. Jedenaście lat później powtórzył ten wyczyn książę Józef Poniatowski pod Raszynem.

Bitwa spowodowała modę wśród szlachty i zawodowego wojska, by dorównać krakowiakom odwagą. Pamiętamy, jak w „Panu Tadeuszu” wspomina kapitan Rykow:

                                                        „(…) u Maciejowiców

  Zabiłem własnym sztykiem dwóch dzielnych szlachciców.

  Jeden był Podhajecki, szedł z kosą przed frontem

  I kanonijerowi uciął rękę z lontem”.

Po tej właśnie bitwie pod Maciejowicami znaleziono ciała żołnierzy Regimentu Działyńskich leżących całymi szeregami tak jak stali i walczyli. Nie cofnęli się. Przed bitwą mówili że chcą być nie gorsi od kosynierów.

Czy my teraz, jeśli nadejdzie zły czas, zdołamy pozostawić po sobie choćby jaki przetrwalnik w postaci dobrej o nas pamięci?

                                                            Stefan Płażek, Kraków 4 kwietnia 2014 r.

 

                                                             

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości