stefanplazek stefanplazek
354
BLOG

"Polskie g..."

stefanplazek stefanplazek Kultura Obserwuj notkę 5

Przeczytawszy tytuł tego nowego polskiego filmu, zadumałem się. Potem sięgnąłem do internetu dla sprawdzenia, czy może funkcjonuje w publicznym (artystycznym, publicystycznym, satyrycznym, jakimkolwiek) obrocie sformułowanie „Deutscher Dreck” (niemieckie gówno). Albo może „la merde francaise” (francuskie gówno). Albo może „russkoje dier’mo”. Nie funkcjonuje. Żadne z nich. W językach hebrajskim i arabskim nie sprawdzałem bo nie znam,  ale i tu rezultat raczej nie może być inny.

Kiedyś czytałem, że w 1939 roku tuż przed wojną odbył się w Berlinie Zjazd Polaków w Niemczech, mimo olbrzymich szykan ze strony szalejącego niemieckiego nacjonalizmu i mimo świadomości, że uczestnikom nie ujdzie to na sucho. Otóż ten zjazd uchwalił dla Polaków trzy krótkie wskazania:

1. Polak Polakowi bratem.

2. Co dzień Polak Narodowi służy.

3. Polska jest naszą matką wspólną, o matce nie wolno mówić źle.

W ciągu paru kolejnych lat uczestnicy tego zjazdu przeważnie poszli do gazu. Powstaje pytanie, po co oni zginęli.

Dotychczas wydawało mi się, że po to, iż wprawdzie przestaliśmy już dawno szanować pierwsze i drugie z tych  przykazań, ale trzeciego jeszcze jakoś przestrzegamy, a w każdym razie na jego straży stoi istniejący porządek prawny i opinia publiczna.

Jednak okazuje się, że już nie. Konotacją Polski może być gówno.

Gdybyż jeszcze tytuł zawierał dookreślenie, że słowo to odnosi się nie do Polski jako takiej, lecz do rodzimego "szołbiznesu" – wtedy marnego słowa  bym twórcom nie powiedział, podobnie jak w przypadku odniesienia do polskiej klasy politycznej, wymiaru sprawiedliwości, służby zdrowia czy oświaty. Lecz wszak Polska jest pojęciem zdziebko szerszym, a Polacy w znakomitej większości nie składają się z kiepskich muzyków o pedofilskich afiliacjach, czy z kiepskich dziennikarzy trudniących się za pieniądze rzucaniem błota w niewinnych ludzi  (kto się obraża za te określenia – niech skarży Wikipedię).

Oczywiście wyobrażam sobie potencjalne usprawiedliwienia – że chodzi o wolność ekspresji artystycznej itp. itd.  Tylko, że film nie traktuje ani o Polsce, ani o czymś specjalnie polskim, co by uzasadniało formułowanie przenośni typu „gówno” lub jakiejkolwiek innej pod adresem Polski czy polskości w sensie ogólnym. Ale trudno. Nie w każdej głowie substancja jest szara, bywają i inne kolory oraz konsystencje.

Jesteśmy krajem w obliczu wojny. Tymczasem nie mamy armii – prawie połowa budżetu MON idzie na emerytury dla wybyczonych szwejków po 15 latach służby, a nie na sprzęt czy żołd. Nie mamy pozycji międzynarodowej – w negocjacjach występujemy tylko jako ich przedmiot, nie podmiot. Nie mamy broni poza nielicznymi dubeltówkami jak w powstaniu styczniowym. Nie mamy przywódców i instruktorów – kadra oficerska zajmuje się głównie maceracją wątroby, a jedyny człowiek znający się na pirotechnice siedzi w więzieniu. Nie mamy ani jednego sojusznika deklarującego się czy choćby tylko na papierze zobowiązanego do akcji wojennej w razie ataku na nas. Nie mamy granicy z Rumunią – ale to akurat jest dobra wiadomość, bo to oznacza że nasza klasa polityczna spierniczy via Okęcie jeszcze przed atakiem, będzie można coś jeszcze zorganizować.

Co mamy?  Mamy 48% Polaków wciąż jeszcze deklarujących gotowość walki za to, co dla pozostałych 52 proc stanowi „gówno”. To wprawdzie szokująco mniej niż w krajach ościennych ( tam ok. 60 proc, przy czym władze MON nie dostrzegają powodów do niepokoju), ale w przemnożeniu przez 36 milionów to spora trudność dla kogokolwiek wkraczającego. Wiec się to 48% usilnie odchudza, jedną z metod jest pozbawianie szacunku słowa Polska. Nie wiem, czy filmowy tytuł „Polskie gówno” jest tej akcji narzędziem, czy skutkiem. Ale wiem, że jeszcze 30 lat temu pomysłodawców takiego tytułu by zlinczowano, także w opinii społecznej.

Osiągamy kolejne dna samoupodlenia. Nadzieja jest jednak w tym, że nasi wrogowie znają nas lepiej niż my sami siebie. I w odróżnieniu od nas, kastrujących własną świadomość, dumę i tożsamość, wiedzą oni, że do takiego stanu już nas parę razy w czasach nowożytnych doprowadzali. I zawsze potem rosło nowe pokolenie nie chcące dalej być gównem.

Może tak być i teraz.

 

                                                       Stefan Płażek, 20 lutego 2015 r.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura