Tanki Online
Tanki Online
Kot piwny Kot piwny
195
BLOG

Wojna Światów

Kot piwny Kot piwny Społeczeństwo Obserwuj notkę 13
Gdy mężczyzna bardziej obciążony popędem stykał się z kobietą mającą parasol bezpieczeństwa – naturalnie stawał się petentem. I to chyba najgorsza wada wynikająca z biologii, a największa przewaga kobiet rekompensująca to co biologia dała mężczyznom. Jak wyglądają relacje płci w sensie ogólnym? Kto o kogo zabiega? Kto przeznacza owoce swojej pracy na starania uzyskania akceptacji płci przeciwnej? Pięknie spuentował to film „Testosteron” gdzie dziennikarz grany przez młodego Stuhra tłumaczy te zaszłości: „właściwie wszystko co robicie, to by wyrwać dupy”. Kobieta stała się beneficjentem tego w XIX i XX wieku. Mężczyzna musiał ją adorować, dawać prezenty, w jakiś sposób zdobywać.

1. Biologia jeńców nie bierze

Jeżeli prawdą jest, że człowiek nie ewoluował, tylko został stworzony przez jakiś byt mający fioła na punkcie jabłoni, to już od razu widać jak przebrzydły patriarchat zmanipulował ten przekaz (wskazując, że to Adam był pierwszy). Otóż genetyka mówi nam co innego – to kobieta jest naturalnym homo sapiens posiadając 2xChromosom X. To dla naszego gatunku płeć podstawowa – mężczyzna jest pochodną, mającą 1xChromosom X i 1xChromosom Y, który wg genetyków wykształcił się później. Szach mat RedPille. My mężczyźni jesteśmy tylko sequelem gatunkowym, bo to niewiasty są origin story.

W organizmie ludzkim Chromosom X posiada 800-900 genów, podczas gdy Chromosom Y tylko ~70. Ten drugi po prostu przez ostatnie setki milionów lat stracił ponad 90% swojej zawartości, podczas gdy pierwszy utrzymał ponad 90%. Ale nie ma co płakać, bo Y definiujący naszą płeć daje nam mężczyznom sporą przewagę – choćby definiując niejako inną budowę ciała, w przypadku której jest to niemały bonus (i nie pisze tu o możliwości bezproblemowego sikania na stojąco).

Na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio 2020 niejaka Li Wenwen ważąca słuszne 150 kg osiągnęła w dwuboju podnoszenia ciężarów budzący respekt wynik 320 kg. Było to mocne zdominowanie zawodów, bo srebrna medalistka, Emily Campbell przegrała z nią o prawie 40 kg (283 kg). Wyższy wynik niż Wenwen miał za to nawet nie mistrz olimpijski, ale raptem brązowy medalista w rywalizacji mężczyzn do max wagi 67 kg – wyjął w dwuboju 322.


image


Oczywiście możemy wskazywać, że czasem kobieta silniejsza. Taka Anita Włodarczyk Jasia Kapelę to by rozsmarowała na ścianie, ale to są argumenty memiczne. Porównując obie płcie – musimy generalizować i patrzeć ogólnie. Najlepszym papierkiem lakmusowym jest właśnie sport – a raczej te jego dyscypliny, w których istotna jest siła, szybkość, ogólna sprawność fizyczna, czy nawet wytrwałość. Nie bez powodu w niedawno skończonym turnieju Australian Open panie tenisistki rywalizowały do 2 wygranych setów, a panowie do 3 (co daje max. 3 lub 5 setów walki na korcie), nie bez powodu koronnymi dystansami biegów narciarskich pań jest 30 km, a panów 50 km, i tak dalej, i tak dalej (maraton to wyjątek mający źródło w aspekcie kulturowym). Dziś przewagę fizyczną mężczyzn nad kobietami negują już chyba tylko kompletnie odklejone szury.

Tak więc ten Chromosom Y daje nam kopa, ale jednak również sporo zabiera. Chromosomy się degenerują przy replikacji komórek. Z racji tego, że Y jest o wiele krótszy niż X, zanika w trakcie życia mężczyzny, co prowadzi do szybszego zgonu. Zapewne odezwałoby się tu sporo osób, że mężczyźni żyją krócej bo prowadzą bardziej niezdrowy tryb życia, czy też przez casus „hej potrzymaj mi piwo”. Może częściowo, ale jakby to była niewygodna prawda, to większość z tych 8 lat statystycznie dłuższego życia kobiety w realiach PL, to po prostu genetyka. Mamy bonus, przez który żyjemy krócej. Ot tak to niestety wygląda.

Ale ten Chromosom Y nie definiuje tylko budowy fizycznej. Już od lat wiemy, że inaczej zbudowane mamy choćby mózgi, inna jest polityka hormonalna organizmu. Wiadomym jest, że uogólniając to mężczyźni są bardziej logiczni, a kobiety empatyczne. Mężczyźni mają lepszą orientację przestrzenną i większą skłonność do myślenia teoretycznego, abstrakcyjnego. Kobiety mają przewagę w zakresie funkcji językowych, cechuje je lepsza spostrzegawczość, czy zdolność improwizacji.


Na tą chwilę zatem ustalmy jedno – różnimy się. Różnimy się budową ciała (mając po stronie mężczyzn wynikająca z tego przewagę) jak i pod względem budowy mózgu (mając po stronie obu płci przewagę w różnych aspektach życia).



2. Doktor Społeczeństwo i Mister Patriarchat

Jak sobie poradził z tym gatunek homo sapiens w aspekcie organizacji społeczeństw gdy dostał po twarzy nierównością płciową w ujęciu biologii?

Otóż Johann Jakob Bachofen bodaj pierwszy zaczął promować tezę, że w czasach prehistorycznych dla naszego gatunku naturalną organizacją społeczną był matriarchat. Dziś coraz więcej naukowców zgadza się z tym, skąd zatem wziął się patriarchat?

Najpewniej zaczął się wtedy, gdy homo sapiens poszło w stronę społeczności hierarchicznych. Póki nasz gatunek w organizacji stadnej cechował egalitaryzm – zaznaczała się przewaga kobiet jako dawczyń życia, gdy został wypchnięty przez elitaryzm – po swoje sięgnęli mężczyźni. Sięgnęli zresztą nie tylko dlatego, że byli silniejsi i mogli słabszą płeć zepchnąć na drugi plan bazując tylko na tym. Po części owszem, ale to byłoby nieuczciwe uproszczenie. Weźmy choćby polowanie dzięki któremu ‘stado’ miało co jeść – sprawność fizyczna i lepsza umiejętność planowania, a także orientacja w terenie była kluczowa dla łowcy. Zatem łowcami byli głównie mężczyźni po prostu będący lepsi w tym od kobiet, oni przynosili do społeczności wszelakie dobra trzymając łapy na ich dystrybucji – oni sięgali przez to po wyższą pozycję społeczną. Nie bez znaczenia były tu też starcia z innymi społecznościami, gdy homo sapiens urośli liczebnie. Wcześniej różne ‘stada’ schodziły sobie z drogi respektując swe tereny łowieckie, później zaczęto o nie w jakiś sposób rywalizować, co prowadziło do walk. W tych uczestniczyli najsprawniejsi, a więc w większości mężczyźni, a casus obrońcy społeczności dodawał im znaczenia w aspekcie hierarchii, która zaczęła być coraz ważniejsza.

To stąd wynikł model społeczny, który dziś patrząc wstecz jest (w pewnej mierze słusznie) potępiany, albo raczej potępiana jest jego forma wynaturzona. Kobieta stała się obywatelem drugiej kategorii, a pełnię władzy wzięli mężczyźni. Co więcej zaczęło się umacnianie pozycji płciowej poprzez pewne prawa społeczne. Otóż na przykład zabraniano kobietom uprawiać wytwórstwa i dystrybucji dóbr (czyli rzemiosła i handlu), aby zabezpieczyć te czynności dla siebie i umacniać swą pozycję w ten sposób monopolizując płciowo aspekty życia, które w modelu hierarchicznym dały jednej z płci władzę. Istnym symbolem i apogeum tego było wejście do średniowiecza, u progu którego w wiadomej religii (która stała się dominującą w naszej strefie kulturowej) zabroniono kobietom pełnić funkcje kapłańskie, gdyż wiązały się z wysoką pozycją. Co więcej – im dalej tym gorzej, bo jeszcze kilka wieków temu topiono czy palono na stosie te kobiety, które cechowało niepogodzenie się z taką rolą i wykazujące tendencje do emancypacji.

Tak oto patriarchat opiekuńczy, który wynikł naturalnie stał się patriarchatem opresyjnym. Ot patologia społeczna w praktyce. ‘Co za niespodzianka’ jak się spojrzy na historię naszego gatunku.


image


I tu chciałbym pozdrowić wszystkie feministki i wskazać bardzo ważną rzecz. Otóż w pewnym okresie funkcjonowania naszego gatunku – mężczyźni mieli taką pozycję, że kobiety były niczym zwierzęta domowe, czasem więcej warte, czasem mniej od trzody chlewnej. Oczywiście nie wszędzie, bo różne kultury tę przewagę płci i patriarchat różnie traktowały. Kultury Indian prekolumbijskich miały zupełnie inny model patriarchatu, bardzo bliski równouprawnieniu. Całkiem w porządku było w społeczeństwach germańskich przedchrześcijańskich, nieźle w buddyzmie. Po prostu w niektórych kulturach poszło to za daleko i patriarchat stał się patologią opresyjną, najczęściej przez religię i dogmatyczne na poziomie wiary uznanie jednej płci nadrzędną nad drugą (co całkowicie betonowało układ). Sęk w tym drogie panie, że w XIX wieku ruchy emancypantek nie były gremialnie pędzone na stosy i ich "kropla drąży skałę" przyniosło efekt. Czemu? Fakt, w dużej mierze to wynikało z większego rozwoju kulturowego cywilizacji, ale… też jednak dobrej woli. Mężczyźni dzierżąc władzę i wszelkie przewagi mogli nie oddać tego już nigdy, a jednak – nasi przodkowie poszli na to. Efektem prawa wyborcze, lepsza pozycja, a w końcu już pełne równouprawnienie płci gwarantowane np. w naszych warunkach bodaj 33 artykułem Konstytucji. Inna kwestia, że emancypantki zrobiły niesamowicie dobrą, ale i mądra robotę. Jakby darły japy tak jak masa dzisiejszych skrajnych feministek, to cytując Pazurę z „Chłopaki nie płaczą”: chomąto->pole (jeszcze wpierdol po drodze). Zaowocowała żmudna, powolna praca kobiet i postawa kolejnych pokoleń mężczyzn zmieniających swoje nastawienie pod tym wpływem.

Dlatego w relacjach płciowych jesteśmy teraz tu gdzie jesteśmy, a nie w realiach takich jak wiek XVI.

Względem motywów antropologicznych możemy spuentować to w taki sposób:

Różnice płciowe uwarunkowały patriarchat, ten zmienił swoją twarz w opresyjną patologię, ale od tego modelu patriarchatu sami odeszliśmy (przynajmniej w obrębie naszej kultury).

3. Nierówność w równości

Niestety prawnie jesteśmy równi, ale w praktyce jest już mniej różowo. Przywołuje się często dane wskazujące % mężczyzn i kobiet na kluczowych dla firm i kierowniczych stanowiskach. Wskazuje się realnie nierówność płac.

Otóż w dużej mierze wynika to z tych uwarunkowań płciowych o których pisałem na początku. Mężczyźni ze swoją przewagą fizyczną i swoim logicznym nastawieniem cechującym się wyższym poziomem myślenia abstrakcyjnego i teoretycznego (a więc długofalowego planowania i myślenia analitycznego) w pewnych zawodach sprawdzają się lepiej niż kobiety mające przewagę empatii czy zdolności do improwizacji. To nie spisek patriarchatu, że informatyk-administrator sieci, albo budowlaniec (wobec bańki cen nieruchomości) rynkowo pracuje na innych stawkach niż opiekunka przedszkolaków czy pielęgniarka. Zawody w których my jesteśmy lepsi są lepiej wyceniane i to nie jest żaden spisek. Naprawdę nikt nie broni kobiecie iść do pracy na budowie. Jest straszny niedobór pracowników, a zarobki 5 cyfrowe miesięcznie. Szkoły kształcące specjalistów IT są otwarte dla każdego, nie ma tam punktów za płeć. Skoro rynek zdefiniował w jakich segmentach gospodarki lepiej się zarabia, to czemu same nie pójdziecie tam pracować? Bo biologia, bo różnice płciowe, bo odpadniecie konkurując. Przykro mi, serio – ale tak jest i będzie.

Stanowiska dyrektorskie? CEO? A może przeanalizować badania w USA (bodaj sprzed dekady) dotyczące akceptacji nadgodzin, pracy w dni wolne, czy pracy w klimacie tzw. „crunchu” i zdolności do przedstawienia życia zawodowego nad rodzinnym? Niżej daję tabelę z badań w PL sprzed kilku lat (z Bilansu Kapitału Ludzkiego oprac. przez PARP i Uniwersytet Jagielloński) jak w kwestii nadgodzin wychodzi to realnie u nas. Różnica płciowa kto to akceptuje, a kto nie - jest bardzo wyraźna. Tego rodzaju stanowiska wręcz polegają na podporządkowaniu życia pracy, jak jesteś szefem na wysokim stanowisku, to ma być gotowość do pracy w każdej chwili, w kryzysowej sytuacji. Bardziej empatyczne kobiety mają z tym większy problem (w kwestii akceptacji tego). Inna kwestia to autorytet, mężczyźni wciąż mają i jeszcze długo będą mieli inne spojrzenie na autorytet szefa mężczyzny i szefowej kobiety, to spuścizna tysięcy lat patriarchatu i to się wyeliminuje dopiero za ileś pokoleń (o ile w ogóle). Starczy zobaczyć jakie problemy mają kobiety sędziujące męskie mecze piłkarskie. Nabuzowany testosteronem piłkarz choćby sam był stronnikiem feminizmu w praktyce, to na boisku zupełnie inaczej będzie traktował sędzinę a inaczej sędziego. Na pewnych poziomach to jest nie do wyeliminowania i może kreować problemy w kierowaniu zespołem na wysokim stanowisku. Potrzeba zwolnień grupowych? Kobieca empatia jest tu wadą, a nie zaletą gdy trzeba komuś w twarz powiedzieć "nara" nieważne, że ma 6osobową rodzinę na utrzymaniu. Zastrzegam, że wciąż mówimy ogólnie. Fakt występowania kobiet z predyspozycjami nie zmienia ogólnego obrazu. I chciałbym zaznaczyć też, że absolutnie omijam tu kwestie tego czy któraś z płci ma mentalnie przewagę do lepszego wykonywania takich funkcji. Są na ten temat mocne dyskusje, ale ja się od tego odcinam, wskazuję inne czynniki, na które się rzadziej zwraca uwagę.


image


Dojdźmy i do równorzędnych stanowisk. Kobieta średnio kilka dni w miesiącu jest mniej produktywna niż mężczyzna, to wpływa na ogólne wyniki w pracy. Mężczyźni logiczniejsi i bardziej analityczni osiągają też lepsze wyniki tak ogólnie w normalnym trybie pracy nawet pod presją czasu i stresu. Dopiero jak coś się spieprzy to przewagę łapie kobieta ze swoją zdolnością do improwizacji i lepszego odnajdywania się w kryzysowych sytuacjach. Tam gdzie mężczyzna będzie się jeszcze miotał analizując co zrobić aby wyeliminować krytyczny problem, kobieta zdąży już to zrobić i skończyć papierosa. Sęk w tym, że założeniem każdej pracy w praktyce jest działanie normalne, a fuckupy to w planowaniu działania firmy najlepiej by się nie wydarzały. Stąd czasem i wyższa pensja dla kogoś, kto ma lepszą efektywność w trybie normalnym, niż dla kogoś spełniającego się w warunkach „pożaru w burdelu”. Za to są ewentualne premie.

Rozśmiesza mnie też mocno poruszany casus zarobków w sporcie. Aitana Bonmatí, zdobywczyni Złotej Piłki, zarabia śmieszne grosze w porównaniu z nawet drugim, trzecim, czy piątym sortem męskich gwiazd piłki. Tylko skąd się biorą te pieniądze? Z nieba spadają? Czy z oglądalności? Dziwne, że mężczyźni zarabiają w sporcie więcej gdy ich sport jest naturalnie na wyższym poziomie i więcej osób płaci za oglądanie tego?

Na pewno wiele czytających to pań już ma parę z uszu i potrzebę soczystego potraktowania autora tego tekstu soczystymi wiązankami, za „bajdurzeniem z dupy usprawiedliwianie praktycznych nierówności w zatrudnieniu i płacach”. Sęk w tym, że to nie są argumenty z dupy, to są realne mechanizmy wynikające z różnic płciowych w praktyce. I ewentualne reagowanie emocjonalne na logiczne uzasadnienia, wpisują się w ten problem międzypłciowy. My zdajemy sobie sprawę z nierówności w praktyce i analizujemy dlaczego, skąd się biorą. Wy emocjonalnie skupiacie się na tym, żeby to kontestować i zmieniać, nie zastanawiając się czy te różnice nie wynikają z czegoś – czego wyeliminować się nie da.

Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że ja tu nie wykluczam przeciwnej argumentacji chęci walki z tymi nierównościami. Chcę pokazać coś innego:

Te nierówności mają logiczne uwarunkowanie i z tego powodu tak trudno je w pełni wyeliminować (i może to być nierealne).

To będzie istotne w dalszej części artykułu.

4. Girl Power

Można by powiedzieć, że jest przesrane. Różnice w biologii, które nie tylko ułatwiają realną pozycję społeczną jako wyższą u mężczyzn niż u kobiet, to jeszcze w historii naszego gatunku doprowadziły do okresowego zgnojenia jednej płci przez drugą. Zdawałoby się, że kobiety w takim wypadku… no powiedzieć „są i były w dupie” to nie powiedzieć nic. Tym bardziej zastanawia w jaki sposób zachowały na tyle silną pozycję, aby ponad 200 lat temu zacząć walczyć jednak o swoje i niejako nawet wygrać to (patrząc co zostało osiągnięte względem wcześniejszej pozycji).

No i tu cała na biało wchodzi kobieca empatia i męskie hormony.

Zacznijmy od drugiego. Otóż popęd seksualny dotyczy obu płci, ale silniejszy jest wśród męskiej części populacji. To druga z negatywnych rzeczy, która sprezentował nam Chromosom Y. I ja nie wiem nawet czy nie gorsza niż krótszy czas życia…

Otóż jak obu stronom frajdę sprawia seks, ale jedną bardziej ‘przypila’ żeby pobaraszkować, a druga podchodzi do tego ostrożnie (możliwe konsekwencje ciąży), to prosta droga do tego, żeby jedna ze stron była w dupie.

I tak właśnie jest.

Nie było to istotne gdy akt eliminujący popęd seksualny był dostępny „just like that” bez potrzeby rozkminy czy druga strona się w ogóle ma ochotę się na to zgodzić. Nie było to istotne, gdy ta strona inicjująca i bardziej nurtowana popędem dysponowała większą siłą fizyczną i wyższą pozycją gatunkowo (jako prawa płci). Tak powstała kultura gwałtu, która była właściwie normą w pewnych okresach historii czy społeczeństwach. Jedynym czynnikiem ograniczającym to, był fakt kto może się za gwałconą ująć w obronie, lub zemścić. To dlatego od zawsze najwięcej gwałtów powodowały przemarsze armii (bo nie było siły by obronić w takiej sytuacji), to dlatego często gwałciciel wybierał osobę o niższym statusie na co obrońcy gwałconej byli za krótcy (np. szlachta -> chłopki), albo czynili to gwałciciele obcy dla jakiejś społeczności ewakuując się z niej po zbrodni. Po prostu zwyrol chcący wykorzystać swoją przewagę fizyczną i płciową musiał tylko skalkulować czy ekipa chcąca się zemścić ma prawo i możliwość go dopaść. Jak nie – hulaj dusza.

Jednakże homo sapiens dojrzewał cywilizacyjnie przez wieki i wprowadzał prawa eliminujące ‘ze stada’ chaos. Takim chaosem są bowiem wszelkie zachowania nieprzewidywalne i które działają na szkodę społeczności. „Nie zabijaj” to nie casus ściągnięcia na tablet danych z chmury przez Mojżesza na górze Synaj. Po prostu dla społeczności jest niedobre, gdy w każdej chwili ktoś kogoś mógł zabić bez powodu (albo mając powód ‘z dupy’). Ewolucja praw była ciągła, czasem był regres, potem znowu szło ku regulacjom dającym stabilizację. Na gwałt też zaczęto patrzeć inaczej, a słabsi (min. kobiety) zaczęli coraz szerzej okrywani być wszelkiej maści (i w różnym stopniu) legislacyjną pelerynką ochronną. Koniec końców mężczyzna zanim spuścił z siebie napięcie seksualne zmuszony był do negocjacji z kobietą, zamiast dać w łeb i zaciągnąć do stodoły. Kiedy te zmiany osiągnęły kulminację doprowadzając do zmian relacji płci? Nie wiem, być może właśnie XIX wiek, ale to funkcjonowało już wcześniej.

Zauważmy fakt istnienia w historii ludzkości rzesz kobiet o wysokim statusie społecznym, względem których mężczyzna nie mógł stosować kultury gwałtu nawet gdy radośnie ona sobie hulała wśród homo sapiens. Arystokratki, córki czy żony feudałów – były chronione. Efekt?

A jak się wam zdaje… jak powstała cała kultura dworska?


Gdy mężczyzna bardziej obciążony popędem stykał się z kobietą mającą parasol bezpieczeństwa – naturalnie stawał się petentem. I to chyba najgorsza wada wynikająca z biologii, a największa przewaga kobiet rekompensująca to co biologia dała mężczyznom.

Jak wyglądają relacje płci w sensie ogólnym? Kto o kogo zabiega? Kto przeznacza owoce swojej pracy na starania uzyskania akceptacji płci przeciwnej? Pięknie spuentował to film „Testosteron” gdzie dziennikarz grany przez młodego Stuhra tłumaczy te zaszłości: „właściwie wszystko co robicie, to by wyrwać dupy”. Kobieta stała się beneficjentem tego w XIX i XX wieku. Mężczyzna musiał ją adorować, dawać prezenty, w jakiś sposób zdobywać. Na początku w czasach dawien dawnych dotyczyło to tylko przypadków w sferze wyższej, pod koniec XIX wieku normą to było już w sferze mieszczaństwa. W XX wieku dokonało się przypieczętowanie, gdy nawet na wsi przestało być już naturalne, że ojciec oddawał córkę za mąż za skrzynkę wódki lub i inne granty – jak mu się podoba, a wiejskie chłopaki musiały starać się zdobywać serca wybranek (czy by zaciągnąć przed ołtarz, czy na siano). Pod koniec XX wieku w społeczeństwach kultury zachodniej odstępstwo od tej normy rozumiane było już jako patologia. Mężczyzna z dominatora stał się petentem w relacjach męsko-damskich i jedyne co mu pozostało to przewaga gdy już założył komórkę rodzinną będąc osobą nadrzędną wobec żony. Bo jak już co do czego, to po ceremonii weselnej i związaniu się z kobietą, którą zdobywał – petentem być przestawał.

I tu kobietom przyszła z pomocą ich empatia stojąca na poziomie wyższym niż u mężczyzn. Bo empatia to nie jest przecież tylko zdolność do współczucia, większa wrażliwość na krzywdę, czy opiekuńczość. To również umiejętność odczytywania emocji, intuicja emocjonalna, etc.

Mężczyźni często w pejoratywny, ale i humorystyczny sposób wskazują te cechy w ocenie kobiet. „Wyrachowane”, „manipulantki”. Powiedzenie, że mężczyzna jest głową domu, a kobieta jego szyją, która ta głową kręci – też znikąd się nie wzięło. Dwóch samców Alfa, może przy wódeczce snuć wizje wakacyjnego wyjazdu na Mazury, gdzie będzie picie i łowienie ryb, a słyszące to ich żony palące na balkonie patrzą na siebie porozumiewawczo wiedząc, że one chcą nad morze. Kilkuletni chłopiec łowiąc tylko uśmiech i spojrzenie matki – już wie, że za miesiąc to będzie na plaży we Władysławowie. To obrazki z lat 80tych, nawet nie z aktualnych lat, które odznaczają się tak dużymi zmianami względem tego co było choćby 2-3 dekady temu w relacjach kobieta-mężczyzna.

Oczywiście prawdą jest, że nie wszędzie było i wciąż nie wszędzie jest różowo. Kobieta w małżeństwie czasem figę może ze swoją empatią gdy rozbija się o prawo pięści zwyrola lubiącego dominację. Tylko że w dzisiejszych czasach porzucenie takiego, nawet z dzieckiem (na które dostanie alimenty) nie jest już tak skomplikowane co sto lat temu. Z pomocą przychodzi państwo czy w postaci niebieskiej linii, orzeczenia o winie w rozwodzie, czy socialu na utrzymanie dziecka.

Ergo – nie dość, ze mężczyzna w wyniku przemian społecznych stał się petentem w relacji kobieta-mężczyzna, to w praktyce, w dużej mierze stracił realną pozycję dominatora w komórce rodzinnej. W legislacji – pełne równouprawnienie. Z patriarchatu po prostu zostały zgliszcza, a jego ostatnie podrygi występujące czasem w praktyce w jakichkolwiek sytuacjach to zaledwie echo dawnego układu społecznego. 



5. WTF?

Szanowne Panie feministki trwają jednak w walce aby te ostatnie zaszłości patriarchatu wyeliminować i tu dochodzimy do meritum tego artykułu.

Za cholerę nie rozumiem czemu.

W aktualnym układzie relacji płci doszliśmy do miejsca, gdzie kobiecie po prostu opłaca się być w tej dzisiejszej iteracji patriarchatu. Bo są jego beneficjentkami.

  1. Wciąż to one wybierają partnerów, to mężczyźni muszą się o nie starać
  2. Dysponując przewagą empatii i zdolnościami do manipulacji mogą z łatwością stawiać się w relacji z mężczyzną (związek) w roli szarej eminencji
  3. Ich ogólne równouprawnienie jest zagwarantowane prawnie.
  4. W patriarchalnym układzie mogą nawet zrezygnować z pracy aby to mężczyzna utrzymywał sam całą komórkę rodzinną bo taki model wciąż uznawany jest za ok (w drugą stronę mężczyznę w oczach wielu i samego mężczyzny może ośmieszać)

Dajcie mnie taką opcję, a ja zamieniam się z marszu i podejrzewam, że masy innych samców tez by to wzięły z pocałowaniem ręki.

Ale nie, wy chcecie iść dalej, zrywać z wszelkimi zaszłościami patriarchatu. Tylko… w ten sposób dążycie do układu w którym stracicie wszelkie wyżej wymienione bonusy jakie w nim macie i staniecie do rywalizacji z mężczyznami na nierównych zasadach. Bo biologii nie zmienicie, mężczyzna wciąż będzie sprawniejszy fizycznie i wciąż będzie miał przewagę w lepiej punktowanych kulturowo aspektach psychiki gdy idzie o rywalizację zawodową.

Oczywiście jednak nie można nie zauważyć dwóch kwestii, z których powyższy pęd może wynikać. Po pierwsze jakaś ambicja, chęć samorealizacji, samodzielności i dumy – to naturalne kwestie w nowoczesnym społeczeństwie. Po drugie świadomość, że w tradycyjnym patriarchalnym modelu jesteście jednak w jakiś sposób zależne od mężczyzny. Jak kobieta zgodzi się na tradycyjny model, a po 30 latach zajmowania się domem mężczyzna ją zostawi nawet dzieląc majątek – to jest się w dupie, kariery już nie zbuduje. I to jeszcze rozumiem, ale poznając wiele feministek i przegadując wiele godzin przy piwie (a także umiejąc czytać między wierszami i dysponując sam raczej nieprzeciętną dla mężczyzn empatią) – wiem, że jest powód nr 3.

Och jakże wyrachowany :)


6. No Pasaran

Otóż wy doskonale wiecie, że we współczesnym modelu społecznym, w nowoczesnym społeczeństwie, nie da się wyeliminować waszej przewagi w relacjach kobieta-mężczyzna pt. „kto o kogo się stara”. Wołacie o równouprawnienie absolutne, takie na full w praktyce, wiedząc, że przez tą klątwę Chromosomu Y ostateczne wyeliminowanie ostatnich motywów patriarchatu będzie oznaczało równouprawnienie pozorne, w praktyce zaś – matriarchat. To wyrachowanie pokazuje się u tych feministek, które głoszą idee równych praw w praktyce, ale już w kwestii wieku emerytalnego, limitów udźwigu czy służby wojskowej (tematy wyświechtane w mediach) – „łapska precz od status quo”. Z drugiej strony "Dej mi kilka dni w pracy na miesiąc bo mam okres". Dziewczyny, wy nie chcecie równości, wy chcecie zjeść ciastko i ciastko mieć, faktycznie stając się płcią dominującą.

I nawet jak to nie jest cel świadomy, to takie będą tego efekty.

Bo ile jest w samej PL takich wolnych, świadomych, wyzwolonych, chcących nowej odsłony relacji społecznych kobiet? 50%?

Pozostałe to Karinki chcące by facet na nie wydawał pieniądze i traktował jak „principessę”. Bez biżuterii, kasy na tipsy i solarium nie podchodź, bez BMW nie podjeżdżaj. Grażynki tradycjonalistki mające feminizm w dupie i z zadowoleniem akceptujący swoją w pewnej mierze (co wyżej pisałem) uprzywilejowaną pod pewnym kątem pozycję w patriarchacie. Dziewczyny co mają w dupie rywalizację na polu zawodowym bo chcą poświęcać się rodzinie. Wiele różnych typów kobiet co równouprawnienia pełnego nie chcą i tradycyjne relacje są dla nich elo.

I mężczyźni zmuszeni będą jako płeć oddać ostatnie przewagi patriarchatu aby mieć szanse u jednych 50% kobiet (wyemancypowanych), a utrzymać negatywne aspekty patriarchatu by mieś szanse u drugich 50% kobiet (zadowolonych z takiego układu).


I paczaj mnie na usta jedna i druga koleżanko feministko – taki układ nie przejdzie, bo aż tak pojebani to mężczyźni nie są.


My zdajemy sobie sprawę, że pewnych kwestii kulturowych, tej wspominanej pozycji petenta w relacjach – nie wyeliminujemy. Dlatego właśnie w mediach społecznościowych zaznacza się już większość tych, których z marszu nazywacie RedPillami nacechowanymi mizoginią za sam sprzeciw wobec skrajnych feministycznie postulatów. Jak napisałem – resztki patriarchatu to bariera uniemożliwiająca wejście w życie matriarchatu i trudno oczekiwać, aby mężczyźni w ogólnym ujęciu porzucili te ostatnie okopy. Patrząc co się dzieje to po prostu widzę, ze same jesteście tego świadome, ale wiele z was w zacietrzewieniu jest gotowych rozpętać na tym polu nową, kulturową, wojnę.

Wojnę płci.


image


A tej nie wygracie.





P.S. Ja akurat pozycję petenta zrzuciłem z siebie z dekadę temu. Mam wyjebongo na wasze gierki i oczekiwania. Na słowa „tradycja” czy „konserwatyzm” dostaję wysypki, "postaraj się o mnie" to RedFlag, a koncepcja stałych relacji kręci mnie tak samo jak homoseksualizm. I paradoksalnie to dzięki wam, wyzwolonym feministkom mogę spełniać się w krótkotrwałych, otwartych, niezobowiązujących relacjach nacechowanych partnersko, kumpelsko. Carpe diem.

Zasadniczo to i taki matriarchat by mi nie przeszkadzał.

Dlatego jak jednej czy drugiej zaświta koncepcja by przykryć ten art. konkluzją „wysrywy redpillowskiego mizogina” – to siadaj Julka, jeden. Nie te drzwi. Po prostu śledzę od jakiegoś czasu rozpętywane w mediach społecznościowych zaczątki płciowej wojny i wysnuwam wnioski.



Kot piwny
O mnie Kot piwny

miau?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo