Przed wczasami zawsze mamy dylemat: czy wziąć ze sobą kartę (i jaką) czy gotówkę?, fot. Pixabay
Przed wczasami zawsze mamy dylemat: czy wziąć ze sobą kartę (i jaką) czy gotówkę?, fot. Pixabay
Tomasz Wójcik Tomasz Wójcik
2672
BLOG

Jak płacić za granicą? Oto, na jakie koszty i opłaty można się nadziać

Tomasz Wójcik Tomasz Wójcik Finanse Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Z kartą płatniczą za granicą jest dużo wygodniej. Ale nieumiejętne korzystanie z „plastiku” czy z bankomatów może okazać się drogą sprawą. Pokazuję więc, na co zwrócić szczególną uwagę. 

Jak wynika z badania Mastercard Global Consumer Tracker, Polacy odbywają już średnio 8 podróży rocznie – zarówno w obrębie Polski, jak i za granicę. Liczba podróży rośnie, podobnie jak w górę idą wydatki na nie. W I połowie 2017 r. średni koszt pojedynczego zagranicznego wyjazdu Polaka wyniósł 2328 zł i był o 5 proc. wyższy niż rok wcześniej. Tym bardziej zasadne i na czasie jest pytanie, jak płacić na zagranicznych wczasach: czy wziąć ze sobą kartę (i jaką) czy gotówkę?

Minęły już czasy, gdy za granicę jechało się z lokalną walutą poupychaną w każdy zakamarek walizki. Operowanie gotówką za granicą bez problemu można już ograniczyć do niezbędnego minimum – szczególnie, jeśli w Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do płacenia kartą.

Po pierwsze - bo umiejętnie korzystanie z karty może okazać się tańsze niż zaopatrywanie się w gotówkę w kantorach.

Po drugie, dużą rolę odgrywa bezpieczeństwo. Kartę zawsze można zastrzec, jeśli ją zgubimy albo ktoś nam ją ukradnie. Można to zrobić np. z poziomu bankowości internetowej i mobilnej, ale też telefonicznie dzięki jednemu numerowi do zastrzegania kart wszystkich banków - (+48) 828 828 828. W przypadku oszukańczych płatności skradzioną kartą nasza „finansowa odpowiedzialność” jest ograniczona do równowartości 50 euro. Resztę dostaniemy z powrotem. Gotówka, gdy się ją straci, przepada w całości i „na amen”. Ponadto – o czym nie wszyscy wiedzą – zwykle kartę można czasowo zablokować, np. z poziomu aplikacji mobilnej. Wówczas zostawiając kartę np. w pokoju hotelowym mamy pewność, że nawet gdyby ktoś niepożądany (np. sprzątaczka) postanowił ją ukraść, to nie zrobi nam żadnej szkody.

No i posługiwanie się kartą jest według mnie po prostu wygodniejsze. Pozbywamy się odwiecznego problemu „drobniaków” po każdym wyjeździe, których nie można potem wymienić z powrotem na złote w kantorze.

Z drugiej strony, nawet jeśli ktoś jest bardzo „bezgotówkowy”, to za granicą pewnie zwykle warto mieć przy sobie trochę lokalnej waluty w gotówce. Po prostu nie wiadomo, co nam się zamarzy i czy będzie można za to zapłacić kartą. Lepiej jednak przywieźć gotówkę ze sobą z kraju, wcześniej wymienioną w tanim kantorze. W przypadku podróży do miejsc z bardziej „egzotycznymi” walutami ewentualnie warto wyposażyć się dolary albo euro i wymienić je na lokalny pieniądz na miejscu. Natomiast kontakty z bankomatami za granicą warto ograniczyć do minimum – o czym dalej.

Jak to jest z tymi kosztami karty za granicą?

Na początek mała instrukcja, „jak nie warto płacić kartą za granicą”. Zwykle najgorszym rozwiązaniem jest posługiwanie się kartą do konta w złotych. Wtedy nie tylko możemy nadziać się na przewalutowanie po kursie banku, pewnie sporo wyższym od rynkowego (a w przypadku bardziej „egzotycznych” walut także na tzw. podwójne przewalutowanie), ale i na ewentualną prowizję – a ta może wynieść 2-5 proc. wartości operacji. Natomiast warto tu spojrzeć w regulaminy oraz tabele kursowe i opłat swojego banku, bo czasem opłat za przewalutowanie nie ma, kursy są bardzo atrakcyjne i karta nawet do konta w złotych też się sprawdza.

Karta wielowalutowa

Ale przed ewentualnymi kosztami przewalutowania i przeliczenia operacji po wysokim kursie banku można się łatwo uchronić. Jak? Przede wszystkim korzystając z karty do konta walutowego. Jego otwarcie wcale nie musi się wiązać z wizytami w oddziale banku czy wyrabianiem kolejnej karty. W trakcie wakacyjnych podróży – szczególnie do krajów strefy euro, czy USA albo Wielkiej Brytanii – świetnie przydają się karty wielowalutowe. Jak to działa?

Najpierw trzeba założyć konto w danej walucie – zwykle są one darmowe i można je założyć w dosłownie kilka minut z poziomu np. bankowości internetowej czy mobilnej (jeśli mamy już konto w złotych). Rachunek walutowy można zasilić choćby wymieniając pieniądze w tańszym kantorze internetowym i przelewając na to konto. We wszystkich bankach udostępniających karty wielowalutowe (Pekao, PKO BP, ING Bank Śląski, eurobank, Credit Agricole, Citi Handlowy) waluty, w jakich można założyć takie konto, to euro, dolar i funt. W niektórych bankach dostępne są też konta np. w koronach duńskich, szwedzkich czy norweskich. W trakcie transakcji za granicą karta wielowalutowa sama rozpoznaje walutę i pobiera środki z odpowiedniego konta.

Revolut i inne fintechy

Nie sposób nie wspomnieć także o „niebankowych” fintechach, z chyba najbardziej znanym Revolutem na czele. Tutaj również zasilając konto walutą można płacić jedną kartą w każdym zakątku świata. A jeśli waluty danego kraju na koncie nie mamy, kursy przewalutowania transakcji są bardzo zbliżone do rynkowych. Choć niektórym może zaświecić się „lampka ostrzegawcza”, że płacenie kartą wydaną przez jakąś firmę, która nie jest bankiem, jest niebezpieczne, to warto wspomnieć, że np. Revoluta uwiarygodnia m.in. fakt, że rachunki klientów są prowadzone w brytyjskim banku Lloyds.

Zwróć uwagę na DCC

Uwaga! Płacąc za granicą kartą (albo wypłacając gotówkę z bankomatów) warto też zwracać uwagę na usługę DCC. Polega ona na tym, że właściciel restauracji czy sklepu (albo operator bankomatu) może zaproponować przewalutowanie transakcji na złote nie po kursie naszego banku, ale własnym, lokalnym. Plus jest taki, że z góry wiemy, ile złotych zostanie pobrane z konta. Minus – że, jak pokazują badania, to bardzo często więcej niż kosztowałoby nas przewalutowanie po kursie banku.

Poza tym z DCC wiąże się też inne ryzyko. Otóż trzeba na tę usługę szczególnie uważać, gdy korzystamy z karty (wielo)walutowej! Może się bowiem okazać, że karta zostanie potraktowana, z racji wydania jej przez bank w Polsce, jako karta do konta w złotych. Przez to przy płatności np. w sklepie nie będzie tak, że pieniądze po prostu zejdą z naszego konta w euro, ale… najpierw operacja zostanie przeliczona z euro na złote po kursie stosowanym przez operatora bankomatu, a potem z powrotem ze złotych na euro po kursie naszego banku.

Z dala od bankomatów

Napisałem wcześniej, że w miarę możliwości od bankomatów za granicą warto trzymać się z daleka. Dlaczego? Bo przeliczenie transakcji po wysokim kursie banku i ewentualna opłata za przewalutowanie (oczywiście jeśli używamy karty do konta w złotych) to nie jedyne koszty, na jakie można się nadziać. Dochodzi do tego opłata za wypłatę pobierana przez „nasz” bank. Ta może wynieść nawet do 3 proc. wartości operacji, czyli iść w dziesiątki złotych (choć planując wypłaty za granicą można sprawdzić, czy nasz bank nie oferuje darmowych wypłat za granicą pod jakimiś warunkami, albo np. pakietu wypłat za 5 czy 10 zł miesięcznie). Co więcej, można natknąć się też na tzw. opłatę surcharge, czyli opłatę pobieraną przez operatora bankomatu. Co prawda informacja o takiej opłacie i jej wysokości jest zawsze wyświetlana na ekranie bankomatu, ale w pośpiechu można tego nie zauważyć. A to kolejne nawet kilkanaście czy kilkadziesiąt złotych opłaty.

© Wszelkie prawa zastrzeżone

Blog o charakterze edukacyjnym, poświęcony różnym formom płatności. Partnerem bloga jest firma Mastercard.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka