Rafał A. Ziemkiewicz publikował w ostatnim czasie (w "Dzienniku") pełne zdumienia apele o zaprzestanie histerycznej nagonki jaką "inteligenckie" media rozpętały od czasu "przegranych" wyborów w 2005 roku. Internetowa inteligencja niepostępowa również zauważyła to zjawisko w postaci blogów takich jak Stop Histerii.
Również miałem swój wkład w dokumentowanie tego zjawiska w postaci
aktualizowanego dokumentu Dezinformacje Gazety Wyborczej. Nawiasem mówiąc do jego stworzenia sprowokował mnie paszkwil pt. "Homoseksualiści przeciwko Kaczyńskiemu", w którym łżedaktorzy z Czerskiej pobili wszelkie rekordy (polecam zwłaszcza podpis pod zdjęciem).
W rzeczywistości nagonka na PiS ma błogosławiony wpływ na
jej liderów i członków. Kilka lat temu AWS i kilkanaście lat temu PC po
amatorsku dały się zrobić na szaro - po drugiej stronie stali przecież
profesjonaliści. Jednak nauka nie poszła w las. W 2005 roku i później
PiS poprowadził kampanię w sposób zdecydowany i zgodnie ze wszelkimi
zasadami propagandy. Wcale mnie to nie brzydzi - podoba mi się to co
robi PiS i im dłużej utrzymają się przy władzy tym lepiej. Do tych wyborów PiS był przygotowany.
Wygląda na to, że był także przygotowany na kolejne prowokacje, wiedząc że one będą - i w zanadrzu miał zawsze dla przeciwwagi haki dostarczane przez Antoniego Macierewicza, który okazał się w toku wydarzeń znacznie mniejszym oszołomem niż sugerowano. Dodajmy, że Macierewicz został ometkowany "oszołomem" w latach 90-tych właśnie za twierdzenie, że byli esbecy i funkcjonariusze WSI pozostają nadal u władzy (w dużej mierze <a href="http://serwisy.gazeta.pl/tokfm/1,70505,3026362.html">Wałęsę i Michnika</a>). Dziś jakby nikt tego nie neguje...
Reklamy wyborcze PiS (np. z lodówką) były może obraźliwe dla
inteligentów ponieważ nikt nie traktuje jako sacrum czegoś co wydaje mu się naiwne i pozwala mu się napawać swoją zdolnością rozumienia zjawisk. Ale inteligenci powinni sobie zdać sprawę z tego, że stanowią w Polsce
mniejszość (i Bogu dzięki). Zaś demokracja to "ustrój polityczny (...) w
którym źródło władzy stanowi wola większości obywateli" - (
Demokracja wg Wikipedii).
Dlatego partia, która chce zwyciężać w demokracji musi grać pod publikę. Czyli być populistyczna. Nawet Tomasz Łysakowski, wobec PiS raczej sceptyczny, pisze o otwarciu stacji we Włoszczowej:
"Nawet patrząc z boku chłodnym okiem specjalisty od komunikacji, trudno
ocenić akcję Gosiewskiego na mniej niż pięć z plusem" ("PiStacja wyborcza")
Gosiewski Gosiewskim, ale bynajmniej nie zmniejszyło to ataków na PiS,
tych racjonalnych i całkiem irracjonalnych (jak piesek podglądany przez
BOR-owca Kaczyńskich wymyślony przez Katarzynę Wójtowicz). Jednak obiektywnie rzecz biorąc te działania obrzydzające odnoszą wręcz odwrotny skutek od zamierzonego. Zamiast obrzydzić, nagonka mobilizuje PiS do:
* starania się,
* odpowiadania na ataki przy wykorzystaniu przekonujących argumentów,
* walki w mediach.
I, last but not least, nagonka nie pozwala koalicji rządzącej popełnić grzechu
pychy, który potrafi zepsuć i doprowadzić do upadku nawet najlepszy rząd. Polacy już tak mają, że współpracować potrafią tylko w warunkach stresu - gdy sytuacja się stabilizuje, zamiast o współpracy zaczynają myśleć o tym kto jest bardziejszy i komu się więcej należy. Partii nazywanych prawicowymi dotyczy to w szczególności.
O ile medialna nagonka nieco osłabła po tym jak się okazało, że Milan Subotić rzeczywiście współpracował z WSI, o tyle tę nową, zdrową świecką tradycję zbiorowego gnojenia władzy postanowiło pociągnąć PO. Platforma wypuściła w ostatnim miesiącu dwa paszkwile - pierwszy to raport o mediach, w którym obrażono dziennikarzy. Drugi to reklamówka o rzekomych oszustwach wyborczych PiS. Za oba Tusk przepraszał. No i co z tego, skoro na przeprosiny mało kto zwrócił uwagę?
Tradycyjnie katastroficzny komentarz Wyborczej ("PiS dostał żółtą kartkę, PO wygrało") po tym jak PO uzyskało niewielką przewagę w części miast, a PiS wygrał w gminach i powiatach (których jest w Polsce 30 tys.) może budzić irytację, ale nie należy się nim specjalnie przejmować.
Podsumowując, politycy zaczęli wreszcie mówić do siebie brzydkim, ale przynajmniej jednoznacznym językiem i - co bardziej istotne - zaczęli zajmować zdecydowane stanowiska ("lecz wasza mowa niech będzie: tak - tak, nie - nie"). Miejmy nadzieję, że skończyło się niezdecydowane mamlanie , prowadzące do sytuacji, w której "wszyscy zgadzają się ze sobą, lecz będzie na dal tak jak jest".
Polacy pokazali już gdzie mają prikazy mediów w wyborach 2005 roku oraz w wyborach samorządowych i gdzie mają "autorytety" "moralne" III RP. PiS pokazał że radzi sobie całkiem nieźle i potrafi odbijać piłeczkę z siłą proporcjonalną do tej, z jaką został zaatakowany (casus Suboticia).
Co najważniejsze, pokazał także że jako pierwszy od 1989 roku rząd jest w stanie poradzić sobie nie tylko z postkomunistyczną mafią w strukturach państwa (brawo Ziobro i Macierewicz) ale i z permisywno-tolerastyczną manierą intelektualną w polskiej edukacji (brawo, ku mojemu zdumieniu, Giertych), hamując przy tym co bardziej oderwane od rzeczywistości pomysły LPR (aborcja).
To czym się przejmować?
Przypis:
Mam przy tym wrażenie, że Polacy wcale nie oczekują od polityków kulturalnej debat, tylko rzeczowych, choćby i brutalnych argumentów na poparcie swoich tez. W demokracji, w której partia sprzedaje się w dużym stopniu przez reklamę - jak jogurt lub proszek do prania - wyrazisty polityk jest jedyną możliwością wyrobienia sobie zdania o danej partii w sytuacji, w której wszyscy zdają sobie świetnie sprawę że wizerunek medialny jest lekko naciągany.
Sól w nasze rany, cały wagon soli
By nie powiedział kto, że go nie boli
Piach w nasze oczy, cały Synaj piasku
By nie powiedział kto, że widzi jasno
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka