Castaneda Castaneda
836
BLOG

Małzeństwa homoseksualne

Castaneda Castaneda Polityka Obserwuj notkę 20

Jeśli pojęcia takie jak małżeństwo, matka, ojciec są tylko umowne to w ramach równouprawnienia mężczyźni powinni mieć prawo do dodatku macierzyńskiego.

Jest to logiczne i konsekwentne rozwinięcie argumentacji stosowanej przez zwolenników tzw. "małżeństw homoseksualnych", którzy twierdzą że pojęcie małżeństwa powinno ewoluować zgodnie z fanaberiami epoki. Otóż wcale nie.

Zwolennicy legalizacji związków homoseksualnych stosują tutaj trzy rodzaje argumentów:

  1. Argumentowanie, że geje mają prawo do miłości - oczywiście, mają. Ale uprawiać miłość można również bez małżeństwa, deklarować się jako para również, brać wspólne kredyty - co robią tysiące polskich par homo- i heteroseksualnych żyjących bez ślubu.
  2. Kuszenie, że po wprowadzeniu „małżeństw" geje zaczną je masowo zawierać i przestaną być niewierni, a to zastopuje epidemię HIV - argument wyjątkowo kretyński i dla gejów wręcz obraźliwy. W podtekście oznacza on ni mniej ni więcej, że gej jest niedorozwiniętym zwierzątkiem, które jest wierne tylko wtedy gdy się go zmusi do zawarcia związku.
  3. Twierdzenie, że brak „małżeństw" gejowskich jest dla homoseksualistów dyskryminujący - i tym argumentem warto się zająć szerzej

 

Po pierwsze, nieprawdą jest, że polskie prawo dyskryminuje gejów - konia z rzędem temu, kto wskaże w polskim prawie zapis mówiący, że ktoś nie ma jakichś praw ze względu na orientację seksualną. Takich zapisów nie ma - polskie prawo nie dyskryminuje nikogo ze względu na orientację seksualną.

Geje i lesbijki mają więc dokładnie te same prawa co osoby heteroseksualne. Nie mają natomiast części przywilejów, które wynikają wprost z biologii gatunku Homo sapiens, a w szczególności tego, że rozmnażanie w  naszym gatunku jest rozdzielnopłciowe. Ale tego paradami zmienić się nie da. 

Gej lub lesbijka może - jak każdy inny obywatel - wstąpić w związek małżeński zgodnie z prawem. A to, że jego małżonka musi być płci przeciwnej to już wynika z samej definicji małżeństwa, zawartej już w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej.

"Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej" (art. 18)

Wszystkie znane mi encyklopedie (PWN, Encyklopedia Prawa) definiują „małżeństwo" dokładnie w ten sam sposób - to znaczy jako „związek kobiety i mężczyzny", czasem dodając jeszcze „mający na celu wychowywanie dzieci". Definicja ta wynika, jak pisałem wcześniej, wprost z rozdzielnopłciowego sposobu rozmnażania naszego gatunku.

Argumentowanie, że definicję tę można po prostu zmienić jest absurdem - można, ale co z tego? Podobnie można zmienić definicję „matki" tak by matką zgodnie z prawem mógł być także mężczyzna - ale nie spowoduje to, że mężczyźni zaczną rodzić dzieci (w 2006 roku w RPA był głośny przypadek, kiedy dwie lesbijki zamordowały biologicznego synka jednej z nich za to, że nie chciał on do drugiej mówić per „tatusiu").

Po co w ogóle małżeństwo?

Wbrew temu co twierdzili niektórzy moi kontrdyskutanci, małżeństwo nie jest tylko ceremoniałem, w którym nazwy można sobie zmieniać według mody. Małżeństwo jest przede wszystkim konstrukcją prawną i zwyczajową, z którą wiążą się określone prawa i obowiązki. Nie wolno  o tym zapominać - małżeństwo jest ograniczeniem wolności. Fakt, że mimo to ludzie się na nie decydują świadczy o tym, że instytucja ta jest potrzebna - musi być jakaś przyczyna, dla której ludzie sami świadomie ograniczają swoją wolność.

Jest nią oczywiście dobro potomstwa. Cała otoczka prawna i zwyczajowa wokół małżeństwa jest nastawiona na dobro dziecka, wychowywanego przez rodziców. Dlatego bzdurne jest twierdzenie, że małżeństwa nie wolno sprowadzać do funkcji reprodukcyjnych, co również mi kilkukrotnie zarzucano. Nie tylko można, ale i trzeba. Bo jeśli dajemy jakiejś grupie ludzi przywileje, to musimy wiedzieć po co to robimy. A robimy to właśnie z pobudek czysto biologicznych - a konkretnie dla zachowania gatunku i społeczeństwa.

I dokładnie po te przywileje chcą wyciągnąć rękę aktywiści gejowscy. Jednak sensowność ich żądań jest dokładnie taka sama, jak gdyby jakaś Partia Mężczyzn zacząła nagle nazywać dodatek macierzyński dyskryminacją i domagała się przyznania go również mężczyznom.

Najistotniejszy w tym wszystkim jest przywilej wspólnych rozliczeń majątkowych z małżonkiem. Jeśli zgodnie z prawem każdy obywatel ma obowiązek płacić 19% podatku od dochodu a tutaj pewnej grupie dajemy możliwość uśrednienia tego między dwoma małżonkami to  de facto oznacza to zmniejszenie wpływów do budżetu przez zmniejszenie podatku opłacanego przez tę parę.

Państwo nie robi tego oczywiście z dobrego serca - jest to przemyślana kalkulacja, która mówi że bez kolejnych pokoleń podatników zawali się współczesny system socjalny, oparty o kredytowanie dziadków przez wnuków. Dlatego takie wsparcie na rzecz „produkcji" kolejnych podatników jest czystą inwestycją - można kwękać, że to nie romatyczne, można się oburzać ale tak właśnie jest. Podatki są w ogóle mało romantyczne i mało wolnościowe, a mimo to nikt nie neguje że są potrzebne.

Radosne rozdawnictwo pieniędzy polegające na przyznaniu jałowym w sensie biologicznym parom gejowskim  przywilejów podatkowych może proponować tylko ktoś, komu wydaje się że państwowe pieniądze spadają z nieba. Tak musi być w istocie, skoro większość naszego społeczeństwa domaga się w sondażach równocześnie obniżenia podatków i utrzymania przywilejów socjalnych. Czyli chciałaby i mieć ciastko, i zjeść go.

Żeby zaspokoić coraz głośniejsze żądania aktywistów gejowskich i nie burzyć przy tym spokoju większości społeczeństwa, w niektórych krajach wprowadzono twory prawne nazywane „związkami partnerskimi". W projekcie Marii Szyszkowskiej z 2004 roku były one ciekawą konstrukcją prawną, która przyznawała parze osób dowolnej płci wszelkie przywileje należne małżeństwom i rodzinie, nie obciążając ich przy tym żadnymi obowiązkami - na przykład zamiast długiej procedury rozwodowej wystarczyło tylko złożyć zawiadomienie o zakończeniu związku. Szersze omówienie „związków partnerskich" można znaleźć pod poniższym linkiem - w komentarzach opublikowano obszerną analizę prawną "związków partnerskich", wskazując na liczne nadużycia do jakich prowadziłaby ich legalizacja:

http://pl.indymedia.org/en/2005/07/14992.shtml?comments=true

Aby być konsekwentnym, należy także wyjaśnić dlaczego przywileje przysługują małżeństwom nie mającym dzieci? Otóż w przypadku każdej pary heteroseksualnej istnieje domniemanie, że takie dziecko będzie - bo jaką inną motywację mogłaby mieć para ludzi dla tak znacznego ograniczenia swojej wolności? Zaś wsparcie małżeństwa przed narodzinami dziecka jest jak najbardziej uzasadnione, bo każdy kto ma dzieci wie że do ich narodzin również należy się przygotować.

W przypadku par homoseksualnych takiego domniemania nie ma i być nie może - znowu dlatego, że rozmnażanie naszego gatunku jest rozdzielnopłciowe. Oczywiście para lesbijek może wychowywać biologiczne dziecko jednej z nich - i wtedy, zgodnie z prawem, matka będzie otrzymywać od państwa pomoc w postaci zasiłku macierzyńskiego.

Ale jako parze wsparcie im się nie należy, ponieważ rodzina pozbawiona ojca jest rodziną dysfunkcyjną. O tym napiszę więcej w ciągu kolejnych dni.

Castaneda
O mnie Castaneda

Sól w nasze rany, cały wagon soli By nie powiedział kto, że go nie boli Piach w nasze oczy, cały Synaj piasku By nie powiedział kto, że widzi jasno

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Polityka