W księgarniach od 7 grudnia
W księgarniach od 7 grudnia
Zbigniew Machowski Zbigniew Machowski
4780
BLOG

Czy Rosja przejmie polski gaz?

Zbigniew Machowski Zbigniew Machowski Polityka Obserwuj notkę 22

Czy powiedzie się akcja rosyjskich służb specjalnych i Moskwa zawładnie naszym przemysłem, złożami gazu łupkowego, odbierze nam resztki energetycznej suwerenności?

To się okaże na końcu thrillera politycznego „Chciwość jest dobra”, który codziennie, w odcinkach, możecie czytać w Salonie24. Wierzę, że lektura książki sprawi Wam przyjemność, ale też wywoła refleksję. Ta powieść, to w szczegółach, oczywiście, sensacyjna fikcja, ale czy tak odległa od rzeczywistości? Liczę na Wasze uwagi i oceny. Komentujcie fikcję literacką: rozwój zdarzeń, postaci, zgadujcie zakończenie, ale piszcie też o prawdziwych zagrożeniach związanych z naszą suwerennością energetyczną.

Na rozgrzewkę kilka kwestii: Czy przejęcie przez Rosję polskiego przemysłu gazowego i złóż łupkowych to tylko kwestia czasu? Czy możemy się obronić? W jaki sposób? A może w ogóle nie mamy się czego bać?

Najaktywniejsi blogowicze i autorzy najciekawszych wypowiedzi otrzymają książki „Chciwość jest dobra”, ufundowane przez Wydawnictwo Nowy Świat.

Zachęcam też do zabawy literackiej: Zainteresowani mogą, od dowolnego miejsca "Chciwości", zacząć pisać własną powieść-kontynuację. Piszcie na swoich blogach. Dla autorów najciekawszych tekstów Wydawnictwo przewidziało po egzemplarzu mojej książki i, dodatkowo, książkę-niespodziankę.

Startujemy dwoma fragmentami powieści, w których poznajemy głównego bohatera, a jutro zaczynamy publikację książki od pierwszej strony.

Pozdrawiam serdecznie i zachęcam do dyskusji.

Zbigniew Machowski

  

 

Cytat z gazem

Deloitte: Polski gaz łupkowy wyprze Rosję z europejskiego rynku.Europę czeka energetyczna rewolucja. Eksploatacja polskich złóż gazu łupkowego doprowadzi do istotnego przemodelowania gazowego krajobrazu na Starym Kontynencie. Polski gaz prędzej czy później zastąpi rosyjski, a także doprowadzi do obniżki cen tego surowca – wynika z najnowszego raportu Deloitte. (forsal.pl, 9 grudnia 2011)

 

 

Chciwość jest dobra (odcinek pilotażowy)

 

Światło przesączało się wąską strużką przez szparę w drzwiach wejściowych do mieszkania pułkownika, którą wydłubał kiedyś kuchennym nożem. Blazow dostrzegł tę jasną smugę, gdy po godzinie zostawił Natalię pogrążoną w niespokojnym śnie mierzonym nierównym oddechem i postanowił wrócić do siebie, piętro wyżej.

Delikatnie przekręcił klucz w zamku, powoli nacisnął klamkę i popchnął drzwi, które głośno jęknęły. Cholera! Ostrożnie wszedł do środka. Na wprost długiego korytarza, w salonie, tyłem do okna siedział w jego skórzanym fotelu jakiś mężczyzna. Nie poruszył się, mimo że musiał słyszeć zgrzyt klucza przekręcanego w zamku, a już na pewno skrzypienie zawiasów. Blazow czujnie podszedł bliżej. Zasłonięte story ukrywały twarz przybysza w półmroku. Tylko lampa Tiffany stojąca przy fotelu, na stoliku z gazetami, oświetlała kolana mężczyzny i leżącą na nich teczkę z wykaligrafowanym nazwiskiem Blazow. Teczkę personalną pułkownika.

To był Kajdanowicz.

– Od przewracania papierów straciłeś czujność, Blazow. Siadaj! – rzucił rozkazująco, jakby nie tylko to mieszkanie, ale cała Moskwa, ba, cała Rosja należały do niego.

Jak długo tu siedzi? – zastanowił się Blazow, ustawiając krzesło naprzeciw dygnitarza. Pomyślał o Natalii, która miała lubieżny zwyczaj pieprzyć się z nim, i tylko z nim, przy otwartym oknie wychodzącym na podwórko-studnię. Pułkownika krępowało to i gasiło chuć, ale gdy pytał dziewczynę, po co jej takie nagłośnienie, milczała. Może ją podniecało? Może chciała prowokować moskiewskich mieszczan? Może narobić wstydu Butzowi? A może było to próżne wołanie o pomoc, krzyk rozpaczy, tęsknoty za utraconą wolnością, którą z własnej woli zamieniła na złotą moskiewską klatkę? Któż to wie? W każdym razie jęki Natalii, potępieńcze, dzikie, a czasem niskie, gardłowe, wydobywające się gdzieś z głębi trzewi, odbijały się od ścian oficyn i potężniały jeszcze, wypełniając całą przestrzeń podwórza – aż po dachy kamienicy – niczym skowyt więźniów wyjących do wolności.

Kajdanowicz nie dał jednak po sobie poznać, że był świadkiem wokalnych popisów Natalii. Zachował kamienną twarz, choć musiał się nasłuchać.

Obaj dobrze wiedzieli, co jest w teczce, którą dygnitarz przyniósł do mieszkania pułkownika, żeby pokazać, że wszystko wie i wszystko może. Chociaż i bez tej demonstracji Blazow w to nie wątpił.

Pułkownik Andriej Blazow: ur. 1958 w Wilnie. Ojciec Rosjanin, matka (Maria Nowakowska) Litwinka polskiego pochodzenia. Absolwent ekonomii moskiewskiego Uniwersytetu Łomonosowa, złoty medalista Uniwersjady w biegach na 3 km. Bystry, inteligentny. Z poboru wysłany na wojnę w Afganistanie, został tam jako ochotnik. Szkolony w służbach specjalnych, gwiazda wywiadu radzieckiego, kilkakrotnie odznaczony. Po tragedii rodzinnej na wielomiesięcznym leczeniu. Przeszedł ciężką depresję. Za zasługi wysłany na studia w London School of Economics, specjalność: rynki surowcowe.

Wykorzystywać do prac biurowych i łatwiejszych akcji.

– Pewnie ciekawi cię, co to za cyrk dziś przyjechał i co ja tutaj robię? – Kajdanowicz zrobił efektowną pauzę. – Raport znasz, wiesz, że nie ma w nim nic nowego. To było przedstawienie dla Pietrowa. Miesiąc poleniuchuje, powoła zespół. Niech obce służby chodzą za nim do woli. Ale ty masz od razu zabrać się do roboty i przygotować prawdziwy plan bitwy o naszą Rosję. Zostałeś wybrany. Wybrany jak Matka Boska – do najważniejszej misji – uderzył w cerkiewny ton, wznosząc otwarte dłonie ku górze, ale zaraz zreflektował się, że przesadził, opuścił ręce i dokończył rzeczowo:

– Przychodzę do ciebie z propozycją, tak to nazwijmy, choć jest to życzenie z najwyższego szczebla. Oczywiście możesz odmówić, ale… – zawiesił głos – nie zrobisz tego. – Kajdanowicz patrzył na pułkownika. Bezbarwne oczy dygnitarza nie wyrażały żadnej emocji, jakby wizyta w mieszkaniu na Tagance była dla niego tylko zwykłym obowiązkiem, rutyną, do tego zostawioną na koniec ciężkiego dnia pracy.

– Nie odmówisz przyjęcia misji – ciągnął powoli dalej – nie dlatego, że coś ci może grozić za niesubordynację, bo nic ci nie grozi, ale dlatego, że twój wybór jest ograniczony, i to skrajnie. Jeśli odmówisz, pozostaniesz zerem, bo jesteś zerem, pułkowniku. Oczywiście zera też są potrzebne, także w służbach, czasem nawet dwa, jak do kibla – głos Kajdanowicza był jadowity i drwiący. – Popatrz na takiego Pietrowa – zero w czystej postaci. Czy chcesz być parą dla Pietrowa, zerem trzęsącym się ze strachu, że nie dotrwa do emerytury? Spędzić resztę życia i służby, przekładając papiery z kupki na kupkę, a w wolnych chwilach liczyć te swoje schodki? – W kącikach ust Kajdanowicza wykwitł wredny uśmieszek. – Nie chcesz, z pewnością nie chcesz, więc, pułkowniku, zrobisz, co ci każę.

Zamilkł i patrzył na Blazowa, szukając w jego twarzy potwierdzenia, że słowa, które wypowiedział, zrobiły odpowiednio mocne wrażenie.

Tymczasem pułkownik siedział nieruchomo na krześle naprzeciw dygnitarza, a jego myśli zaprzątało tylko jedno pytanie, które po krótkiej chwili milczenia wypowiedział cicho:

– Dlaczego ja?

– Powody są z grubsza dwa: po pierwsze, jesteś dobry, a po drugie, jesteś świrem, Blazow – Kajdanowicz nie mógł pohamować rozbawienia. – Dobrze cię sprawdziłem, znam twoją przeszłość, wiem, na co cię stać i co wyprawiałeś w Afganistanie. Mówiąc eufemistycznie, jesteś agentem nietuzinkowym, potrafisz zaskakiwać, działać, powiedzmy, niekonwencjonalnie, a w tej misji będzie to konieczne. Przygotowanie merytoryczne też nie pozostawia wątpliwości: mówisz po polsku i angielsku, znasz Azję – Kajdanowicz odliczał pochwały, rytmicznie uderzając teczką personalną w kolano.

 – To są powody z grupy pierwszej – jesteś naprawdę dobry, co potwierdziłeś w ostatniej akcji po długiej przerwie. Podpalenie litewskiej rafinerii w Możejkach to był majstersztyk, który przyniósł Rosji duże korzyści polityczne. – Dygnitarz uśmiechnął się na to wspomnienie, by po chwili ciągnąć dalej:

– Co do powodów z drugiej grupy, jak już ustaliliśmy, jesteś świrem i wszyscy to wiedzą i widzą: bieganie po schodach z centymetrem krawieckim, przeskakiwanie przez słupki parkingowe, liczenie drzew w czasie joggingu i okrążeń wokół gabinetu... Że o próbie przejechania milicjanta i groźbach łamania palców nie wspomnę. Tak, jesteś, Blazow, regularnym świrem. Do tego nie masz przyjaciół, znajomych. Ale to dobrze dla naszej misji. Nikt się nie zdziwi, jeśli znikniesz, pójdziesz nagle na długie zwolnienie lekarskie i pies z kulawą nogą nie zapyta, gdzie się podziałeś. Najwyżej ktoś ze współczuciem wspomni: biedny ten Blazow, czołg rozjechał mu żonę i dziecko i chłop się nie podniósł, szkoda... – Kajdanowicz machnął ręką i zrobił teatralnie żałosną minę.

Gdy dygnitarz wypowiadał ostatnie słowa, pułkownik zesztywniał, dłonie zaciśnięte na ramie krzesła wbiły się paznokciami w drewno, choć twarz pozostała niewzruszona. Kajdanowicz musiał to dostrzec i gdy spojrzał w oczy Blazowa, poczuł, że posunął się za daleko. Uśmiech zamarł mu na ustach.

– To jest nasz atut – powiedział szybko, żeby zatrzeć złe wrażenie – gwarancja tajności misji i jej powodzenia. Dostajesz wielką szansę, Blazow, więc nie spieprz jej. Czeka nas starcie wagi ciężkiej, światowej wagi ciężkiej. Dlatego musisz myśleć i działać nieszablonowo, może czasem brutalnie, tak jak ja. Nie zawahasz się przed niczym, rozumiesz? – słowa Kajdanowicza zabrzmiały w uszach Blazowa jak nędzne usprawiedliwienie.

Gość zamilkł na chwilę, poprawił okulary i popatrzył na pułkownika, ale nie doczekał się podziękowań za wyróżnienie. Blazow milczał, beznamiętnie odwzajemniając spojrzenie Kajdanowicza. To nie spodobało się kremlowskiej eminencji.

– Pamiętaj, jesteś na widelcu – przypomniał.
– Dostajesz zadanie najwyższej rangi. Stajesz się ważny i dla nas, i dla wszystkich innych służb także. Musisz być czujny jak nigdy. Jeśli zauważysz coś podejrzanego, jeśli ktoś będzie chciał zanadto się do ciebie zbliżyć, bądź bezwzględny. I nie melduj o tym. Nic nie chcę wiedzieć. – Gestem dłoni dygnitarz odciął się od komplikacji. – Wkrótce się spotkamy, wtedy poznasz szczegóły zadania. Na razie to, co powiedziałem, musi ci wystarczyć.

Kajdanowicz skończył. Wstał z fotela, rozprostował marynarkę i spodnie i ruszył do drzwi. W progu odwrócił się jednak. – Jutro poprosisz o kilkumiesięczny urlop zdrowotny. Pietrow o nic nie zapyta. O naszym spotkaniu wiemy tylko ja, ty i jeszcze ktoś… – przerwał, spojrzał wymownie na sufit, ale nie miał na myśli sąsiada z góry. – I niech tak zostanie.

 

***

 

Cienka smużka dymu z cygara Cohiba wzniosła się bez pośpiechu pod powałę izby, gdzie kłębił się rój much rozzłoszczonych nie na żarty. Blazow wyciągnął się na kanapie. Liście tytoniu, zwinięte zręcznymi palcami kubańskich kobiet na ich smagłych udach, ofiarowywały mu cenne trzy kwad­ranse na zebranie myśli, zanim cygaro spali się na popiół.

Wrócił wspomnieniami do dramatycznego z początku spotkania w opuszczonej willi na przedmieściu Moskwy. „Czasem wystarczy czekać. Nic nie robić. Czekać, aż natura dojrzeje do zmiany, aż jabłuszko samo wpadnie do koszyczka. Liczy się cierpliwość” – tak mówił pułkownikowi Kajdanowicz w czasie rozmowy w piwnicznym, „bezpiecznym” pokoju. W duchu Blazow przyznawał mu rację, choć ten sposób myślenia i działania był mu całkowicie obcy. Czekanie męczyło go, a dodatkowo przywoływało niechciane uczucia, wspomnienia. Tak jak to właśnie – z moskiewskiej piwnicy Kajdanowicza, kiedy nie wiedział, czy przeżyje. Wtedy się bał, bał się bardziej niż kiedykolwiek, bardziej nawet niż na początku służby w Afganistanie. Nie był z siebie dumny i potem wielokrotnie zastanawiał się, co się z nim stało, czy w ogóle nadaje się jeszcze do tej roboty?

Tłumaczył sobie, że strach, który od jakiegoś czasu pojawiał się znienacka, wywołuje jeden człowiek – Kajdanowicz. Oraz nieznana siła, która za nim stoi. Kto to jest? Nie miał pojęcia. Władze Rosji? Jakiś samozwańczy oligarcha, który ma Kajdanowicza na sznurku? A może obie te siły naraz, splecione w uścisku pożądania władzy i pieniędzy?

Tu właśnie, był pewny, tkwiło źródło lęku, którego wcześniej nie znał: dotychczas zawsze pracował dla Rosji – to było jasne i to mu wystarczało, była to jedyna wiedza, jakiej potrzebował. A teraz?

Pułkownik chciał, żeby było jak dawniej, żeby było łatwiej, żeby dało się przeżyć – dlatego postanowił ignorować wszystkie znaki, które rodziły i mnożyły wątpliwości. Pracuję dla Rosji, nie ma innej prawdy – powtarzał w myślach. To pozwalało mu okiełznać lęk.

 – Litwo, ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie… – pamiętasz to jeszcze, Blazow? – wyrecytował Kajdanowicz tamtego dnia w willi całkiem sprawnie i z niezłym polskim akcentem, a jego słowa odbijały się rykoszetami od ścian „bezpiecznej” piwnicy. – Pamiętasz te pańskie wierszyki, którymi karmiły cię matka i babka? Za które twój polski dziadek poszedł na Sybir tajgę karczować? Na szczęście to był mądry człowiek i w porę zrozumiał, że Polska na tym świecie może przetrwać tylko w braterstwie z Rosją. Tak, pułkowniku, i ja wiem, i ty wiesz, że nie jest inaczej: kura nie ptica, Polsza nie zagranica. Na zawsze.

– A teraz ta kura – ciągnął dalej dygnitarz – wbija Rosji nóż w plecy, na swoją zresztą zgubę i zatracenie. Blokuje nasz eksport gazu na Zachód, chce przejąć gazociąg, który wybudowali rosyjscy robotnicy za rosyjskie pieniądze! – Kajdanowicz z każdym zdaniem mówił głośniej, ostatnie zabrzmiało już jak krzyk. Może dlatego przerwał na chwilę, pozwalając przebrzmieć słowom obijającym się o ściany piwnicy. Zaraz jednak zaczął mówić dalej, już spokojniej: – Dla Rosji eksport gazu to sprawa życia lub śmierci: z pieniędzy za gaz państwo utrzymuje służbę zdrowia, wypłaca renty i emerytury. Co powiemy spracowanym starcom i weteranom? Że nie ma pieniędzy, bo jakaś kurica podskakuje? – dygnitarz znów podniósł głos. Wstał z krzesła, ale mówił dalej, chodząc wzdłuż ściany, co wyraźnie przeszkadzało pułkownikowi skupić uwagę.

– Niestety, najgorsze jeszcze przed nami, Blazow. Pod Polską leżą gigantyczne złoża gazu łupkowego. To taki gaz, który zalega między płytami skalnymi. Wydobywać umieją go tylko Amerykanie. No i co, Blazow, zrobiła Polsza? Polsza oddała większość koncesji na poszukiwanie tego gazu amerykańskim koncernom! Kilka dostał polski monopolista PPG, właściciel sieci przesyłowych. Nas oczywiście nie chcą dopuścić. Wyobrażasz sobie, pułkowniku, co się stanie z Rosją, kiedy Amerykanie zaczną wydobycie i zaleją gazem całą Europę, przesyłając go zresztą naszym rurociągiem „Przyjaźń”? To brzmi jak ponury żart, Blazow, ale żartem nie jest. To katastrofa, która nadciąga nieubłaganie.

 

*Jutro pierwszy odcinek powieści „Chciwość jest dobra”.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Polityka