Pułkownik rosyjskich tajnych służb Andriej Blazow przygotowuje akcję przeciwko Polsce. Działa z rozkazu człowieka - szarej eminecji Kremla - którego prawdziwych celów ani mocodawców nie zna. Czy Polska się obroni? Zachowa złoża gaz, sieci przesyłowe i suwerenność energetyczną?
To się okaże na końcu thrillera politycznego „Chciwość jest dobra”, którego obszerne fragmenty możecie codziennie, w odcinkach, czytać w Salonie24. W rolach głównych: służby specjalne, wielka finansjera i zwykli ludzie, którzy przypadkiem trafili w ogień zdarzeń rozgrywających się w Moskwie, Nowym Jorku, Warszawie i Lipówku na Warmii.
Akcja książki zaczyna się w radzieckim jeszcze Wilnie zimą 1991 roku. Poznaliśmy tam Andrieja Blazowa, jednego z głównych bohaterów powieści, który przeżył rodzinny dramat. Potem przenieśliśmy się do współczesnej Moskwy. Pułkownik Blazow zostaje nagle wezwany na Łubiankę, do siedziby FSB. Przełożony, generał Pietrow, wręcza mu do przeczytania tajny raport, który dostał od Kajdanowicza - dygnitarza z Kremla. Rosja przygotowuje ofensywę, której celem jest zachowanie monopolu gazowego w Europie.
Chciwość jest dobra (odcinek 6.)
Gdy za Kajdanowiczem zamknęły się drzwi, pułkownik Blazow długo siedział bez ruchu na krześle i wpatrywał się w pusty fotel, którego stare skórzane pokrycie precyzyjnie odwzorowało zarys pośladków szarej eminencji Kremla. Myśl, że wraca na pierwszą linię służb, przyjemnie łechtała jego próżność, ale Blazow był starym czekistą, zbyt wiele widział i wiedział, żeby nie zdawać sobie sprawy, w co teraz wdeptuje, albo raczej – w co został wdeptany. To nie było zwykłe zadanie: przełożony wydaje rozkaz, podwładny wykonuje. Wkraczał na nieznany mu teren działań poza strukturą służbową – na rozkaz człowieka, którego prawdziwych celów ani mocodawców nie znał.
Drogi odwrotu mu nie zostawiono.
Pułkownik wstał z krzesła, odstawił je na bok, pod ścianę, i usiadł w fotelu. Nie bez obrzydzenia zauważył, że skóra obicia zachowała jeszcze ciepło ciała Kajdanowicza. Wzdrygnął się. Ten człowiek nie cofnie się przed niczym – pomyślał. – Dziurki nie zrobi, a krew wypije. Wykorzysta wszystkie słabości ofiary, kopnie w podbrzusze i oczy wykłuje. Blazow przypomniał sobie, co Kajdanowicz mówił o schodach na Łubiance. A więc od dawna go obserwowali, a on, naiwny, myślał, że przekładanie papierów na biurku czyni go niewidzialnym.
Przeklęte schody. Trzeba z tym wreszcie skończyć – solennie postanowił pułkownik. Już dawno by to zresztą zrobił, bo co go te cholerne schody obchodzą, ale chciał sprawę wyjaśnić. Kiedyś, zeszłej jesieni chyba, zdecydował się zgłosić sprawę przełożonym. Kilka razy już, już otwierał usta, ale w końcu zawsze brakowało mu odwagi. No bo jak by to wyglądało? Miałby wejść na ten przykład do generała Pietrowa, zasalutować i zameldować: „Generale, na drugim półpiętrze brakuje schodka!?”. I co niby Pietrow miałby na to odpowiedzieć? Pewnie puknąłby się tłustym palcem w łysą czaszkę i odesłał go na długie zwolnienie lekarskie albo gorzej, obsobaczyłby jeszcze.
Nie, kolegów z pracy nie można w to mieszać.
Więc spróbował inaczej. Pewnego smutnego wieczora, gdy pierwsza butelka wódki pokazała dno, a czujność oficerska plecy, pułkownik zagadnął o schody serdecznego przyjaciela, Stiepana Worodkę, majora w stanie spoczynku. Pili, jak zawsze, w ostatni piątek miesiąca w klubie Hollywood, który nie miał wielu bywalców. Właśnie w pustawej sali i w smrodzie petów z nieopróżnianych popielniczek tańczyła na rurze Andżelika. Tańczyła to za dużo powiedziane – kurczowo trzymała się rury, próbując z jej pomocą utrzymać równowagę mocno zaburzoną kolejną porcją jakiegoś białego proszku, który przed występem wciągnęła swym wielkim, kartoflanym nosem. Z mozołem i cierpieniem na szpetnej twarzy poruszała biodrami, chcąc nadążyć za rytmem, ale nie miała szans: wielkie pośladki wylewały się ze skąpych majtek, a fałdy tłuszczu odłożonego na brzuchu zgodnie z prawami grawitacji zwisały z przodu aż za gumkę złotych stringów nabijanych cekinami.
Popatrując z litością i współczuciem na Andżelikę, Blazow zebrał się na odwagę i wypalił bełkotliwie: – Nie wiesz ty, Stiepan, czy na Łubiance schody są równe? Okrutnie mnie to męczy, przyjacielu, spać nie daje.
Stiepan Worodka, próbując odnaleźć jakiś sens w pytaniu kolegi, spojrzał przeciągle na Blazowa załzawionymi od alkoholu i dymu oczami, ale nie pomogło – sensu nie znalazł. Odchrząknął więc, zdławił wracającą wódkę i prosto, po wojskowemu, ryknął: – Męczy cię, czy schody są równe? To je, kurwa, zmierz!
Żołnierska łatwość, z jaką Stiepan trafił w samo sedno sprawy, wydała się pułkownikowi mocno podejrzana. W bełkocie przyjaciela wyczuł drwinę, która dotknęła go do głębi. Chciał nawet przywalić z piąchy we wredny Stiepanowy ryj, ale alkohol zrobił już swoje, więc Blazow wycharczał tylko: – Takiś kurwa, przyjaciel? Jakby to wyglądało, gdyby oficer bezpieczeństwa biegał po schodach z miarką?
Następnego dnia, gdy kwas z ogórków wypity duszkiem ze słoika rozluźnił nieco stalową obręcz kaca, która ściskała do bólu głowę pułkownika, Blazow przeklął swoją pijacką szczerość i odpuścił Stiepanowi wszystkie winy. Nawet to, że przyjaciel upiera się przy spotkaniach w Hollywood, przez co pułkownik musi co miesiąc oglądać pląsy grubej Andżeliki. Blazow wybaczył też Stiepanowi obrazę i niedorzeczną, pijacką propozycję.
Jednak po paru dniach pomysł zmierzenia schodów nie wydawał się już pułkownikowi ani tak niedorzeczny, ani tym bardziej obraźliwy. Zauważył, że ma wiele zalet, z których główną była ta, że zmierzenie schodów raz na zawsze mogło rozwiązać zagadkę Łubianki, przynieść mu wyzwolenie od natrętnych myśli i ukojenie. Dlatego pewnej nocy Blazow, bez munduru (jakże by inaczej), pojechał na Łubiankę z centymetrem krawieckim w kieszeni. Ale, czort, nie udało się. Łubianka nigdy nie śpi: a to prowadzą jakiegoś bandytę do góry, a to znowu innego spekulanta czy oligarchę na dół. A to ktoś idzie do kantyny, to znowu ktoś inny zbiega do automatu po kawę, niepitną lurę. Po półgodzinie wreszcie chwila spokoju, już pułkownik wyciąga centymetr, ale nagle słyszy: – stuk, stuk – biegną pantofelki do drugich pantofelków. Sekretarki, cholery jedne, zrobiły sobie przerwę na ploty, i to na środku schodów, i trajkoczą: tralala, tralala...
W końcu Blazow zaczął budzić zainteresowanie ochrony: strażnicy, chłopy jak syberyjskie dęby, najpierw gapią się na niego raz i drugi, pokazują go sobie, trząchając głowami, aż w końcu podchodzą:
– Czy mu się coś stało? – pytają i patrzą z troską, ale podejrzliwie. – Czy zdrowy? Może żołądek nawala, że tak kręci się po schodach, albo, nie daj Boże, wątroba, co w tej służbie częste?
Trzeba było wracać do domu.
Pułkownik pięć razy mocno zacisnął powieki, żeby odpędzić wspomnienia, które teraz przybrały obraz raportów wypełniających jego teczkę personalną. Kajdanowicz w czasie rozmowy tylko machnął mu plikiem papierów przed nosem, więc Blazow nie wie, co te donosy zawierają ani kto je napisał: ten łajza Pietrow, z pewnością, ale kto jeszcze? Tania sekretarka? Stiepan? Pułkownik zauważył tylko, że jeden nosił stempel Ochrona budynku, a inny podpisany był Natalia. Natalia? Popularne imię. Cholerne schody! Czort z nimi!
Jutro "Tajna willa służb", kolejny odcinek powieści "Chciwość jest dobra", a potem do gry wejdą wielcy bankierzy.
Szanowni Czytelnicy,
Proponuję Państwu udział w zabawie - wymyślajcie, zgadujcie i napiszcie: Jakie będą szczegóły planu, który przygotuje pułkownik Blazow dla Kajdanowicza: dywersja - uszkodzenie gazociągów, przekupienie polityków, urzędników, a może zupełnie coś innego?
Puśćcie wodze fantazji!
Ta powieść, to w szczegółach, oczywiście, sensacyjna fikcja, ale czy można być pewnym, że nie ma nic wspólnego z rzeczywistością? Liczę na Wasze uwagi i oceny. Komentujcie fabułę i postaci, ale piszcie też o prawdziwych zagrożeniach:
Czy przejęcie przez Rosję polskiego przemysłu gazowego i złóż łupkowych to tylko kwestia czasu? Czy możemy się obronić? W jaki sposób? A może w ogóle nie mamy się czego bać?
Zachęcam też Państwa do zabawy literackiej: Zainteresowani mogą, od dowolnego miejsca "Chciwości", zacząć pisać własną powieść-kontynuację. Piszcie na swoich blogach. Dla autorów najciekawszych tekstów Wydawnictwo przewidziało po egzemplarzu mojej książki i, dodatkowo, książkę-niespodziankę.
Najaktywniejsi blogowicze i autorzy najciekawszych wypowiedzi otrzymają książki „Chciwość jest dobra”, ufundowane przez Wydawnictwo Nowy Świat.
Pozdrawiam serdecznie i zachęcam do dyskusji i zabawy.
Zbigniew Machowski
Inne tematy w dziale Polityka