Maciej Sobiech Maciej Sobiech
259
BLOG

Krótkie studium kalizmu

Maciej Sobiech Maciej Sobiech Społeczeństwo Obserwuj notkę 11
No bo jeśli prawie wszyscy tak robią, a prawie nikt nie robi inaczej, to... Może to właśnie jest -- człowiek?

Wielu ludzi zastanawia się, jaka jest obecnie dominująca ideologia w Wolsce.

Materializm czy spirytualizm, katolicyzm czy ateizm? A może agnostycyzm?

A jednak nie; bo okazuje się, że dominującą ideologią Wolski i Wolaków jest kalizm.

Co to jest kalizm? Kalizm, jak wiadomo z wybitnego dzieła z zakresu filozofii moralnej pt. "W pustyni i w puszczy" (wersja dla oświeconych to "W lasku i w piasku"), to dzieło wybitnego sudańskiego moralisty Kalego, które streszcza się w jednym zdaniu: "Jak Kalemu ukraść krowa, to źle, ale jak Kali ukraść krowa, to dobrze". Bystrego obserwatora uderzy natychmiast Nietzscheańska nuta tej wybitnej maksymy. Wynika z niej bowiem logicznie, że ludzi można podzielić na dwie klasy: na tych, których obowiązuje konwencjonalna moralność społeczna oraz na tych, których ta moralność nie obowiązuje. Niestety, z dzieł filozofa Kalego nie zachowały się te fragmenty, które pozwalałyby nam określić kryteria tego podziału., Wydaje się jednak, że "nadludzi" stojących ponad pospolitą moralnością obowiązującą szarą masę, jest na świecie, a szczególnie w Wolsce, całkiem sporo, będzie tak z 70% społeczeństwa.

Kalizm obserwuję od pewnego czasu i bardzo mnie fascynuje. Ponieważ każdy skupia się głównie na tym, co zna, tak i mnie uderzają przede wszystkim manifestacje tej postawy życiowej obecne w moim, byłym już na szczęście, środowisku, jakim jest tzw. prawica wolska. Niedawno mogliśmy na nim zobaczyć kalizm w postaci tak emblematycznej, że nie może ona zostać nieopisana. Tak też prawica wolska wzmożyła się wielce na wieść o tym, że Adam Bodnar pracuje nad ustawą wprowadzającą kary za mowę nienawiści. "Cenzura!", zaczęły się internetowe wrzaski, "łamanie praw człowieka, to wbrew wolności słowa, dokąd zmierza nasza cywilizacja?!" I wszystko by było w porządku, gdyby ta sama prawica wolska w przerwach między tym zawodzeniem nie oddawała się kilku interesującym zajęciom, jakim jest na przykład uwielbianie i promowanie idei państwa katolickiego, opartego na zasadach zawartych w dokumentach papieży sprzed soboru watykańskiego II. Jeżeli ktoś trochę liznął temat, to już wie, do czego zmierzam, ale dla tych, którzy nie wiedzą, zapytajmy (z zresztą i tym, którzy wiedzą, kontakt ze Słowem Żywym się przyda): co mówili o wolności słowa przedsoborowi papieże?

Pozwolę sobie przytoczyć kilka cytatów. Podwaliny pod tradycyjną naukę katolicka o wolności słowa położył wybitny konserwatywny dziadyga, Grzegorz XVI w "Mirari vos" (1832). Cytat jest długi, ale warto go przyswoić, aby zrozumieć istotę rzeczy:

"Niedorzeczność konieczności zapewnienia wolności sumienia

14. Ze stęchłego źródła indyferentyzmu, wypływa również owo niedorzeczne i błędne mniemanie, albo raczej omamienie, że każdemu powinno się nadać i zapewnić wolność sumienia. Do tego zaraźliwego błędu wprost doprowadza niewstrzemięźliwa i niczym nie pohamowana dowolność poglądów, która wszędzie się szerzy ze szkodą dla władzy duchownej i świeckiej, za sprawą niektórych bezwstydników, którzy odważają się głosić, że z tego powodu religia odnosi jakąś korzyść. Ale czy może być "bardziej nieszczęśliwsza śmierć dla duszy niż wolność błądzenia?" (14), mawiał św. Augustyn.

Kiedy zwolniony zostałby wszelki hamulec, który utrzymywał ludzi na drodze prawdy, wówczas ich zepsuta natura skłonna do złego już na oślep rzuci się za swoim popędem, wówczas powiedzmy to rzetelnie - otwarta jest "studnia przepaści" (Apok 9, 3), stąd według objawienia św. Jana wydobywał się dym, który zaćmił słońce, i szarańcza, która spustoszyła ziemię.

Stąd pochodzi nieuporządkowanie umysłów, stąd w młodzieży coraz większe zepsucie, stąd u ludu pogarda najświętszych praw i rzeczy duchowych, stąd słowem: zaraza w państwie szkodliwsza nad wszystkie, ponieważ wiadomo na podstawie doświadczenia opartego na całym starożytnym dorobku, że państwa kwitnące potęgą, sławą i zamożnością upadły tylko z powodu tego jednego nieszczęścia, nieumiarkowanej dowolności opinii, wolności wypowiedzi i żądzy coraz to nowych zmian.

Wolność druku

15. Do tego też zmierza owa najzgubniejsza, przeklęta i odstręczająca wolność druku, mająca na celu rozpowszechnianie wszelkich pism wśród pospólstwa, której niektórzy domagają się i popierają z taką natarczywością. Obawiamy się, Wielebni Bracia, patrząc wokół Nas na te wytwory nauk, albo raczej upiory błędów, które wzdłuż i wszerz po świecie się rozchodzą w niezliczonych pismach, broszurach, księgach, książkach nierzadko szczupłych co do objętości, ale pełnych złośliwości, z których rozlewające się po całej ziemi przekleństwo, o łzy Nas przyprawia. Znajduje się przecież niestety tylu bezwstydnych, którzy twierdzą uparcie, że ten nagły zalew błędów może być skutecznie powstrzymany jakimś pismem wydanym w obronie prawdy i religii pośród tak wielkiego wezbrania nieprawości. Nie godzi się jednak i jest to wbrew wszelkiemu prawu, świadomie czynić zło i je pomnażać, w nadziei, że stąd wyniknie cokolwiek dobrego. Któż rozsądny pozwoliłby, aby truciznę wolno było jawnie rozpowszechniać i sprzedawać, nabywać ją, sprowadzać i nią się napawać, dlatego, że jest jakieś lekarstwo, po zażyciu którego, zdarza się niekiedy używającym go uniknąć zguby?

Tępienie złych książek

16. Jednak zupełnie inne było postępowanie Kościoła w tępieniu złych książek nawet za czasów apostołów, którzy jak czytamy, publicznie spalili ich wielką liczbę (por. Dz 19, 19). Wystarczy przeczytać postanowienia Soboru Laterańskiego V i późniejsze rozporządzenie wydane w tej sprawie przez Leona X, śp. Naszego poprzednika, upominającego: "aby to, co dla wzrostu wiary i pożytecznych umiejętności zostało chwalebnie wynalezione, nie zostało obrócone w przeciwną stronę i nie czyniło szkody w zbawieniu dusz wiernych Chrystusowi" (15). O to samo i Ojcowie Soboru Trydenckiego pilnie się starali, kiedy dla zapobieżenia tak wielkiemu złu uchwalili swoim wyrokiem sporządzenie wykazu ksiąg, w których zawiera się szkodliwa nauka (16).

"Mężnie potrzeba walczyć", mówi śp. Klemens XIII Nasz poprzednik w swoim liście apostolskim o potępieniu szkodliwych książek, "mężnie walczyć ile rzecz sama domaga się, aby wedle możności niszczyć szkodliwe książki, dotąd pozostanie materia błędu, dopóki skażone zalążki niegodziwości nie zginą w płomieniach ognia" (17).

Na podstawie tej jednakowej troskliwości wszystkich wieków, z jaką zawsze ta Święta Stolica Apostolska potępiała podejrzane i szkodliwe książki i usiłowała wyrwać je z rąk ludowi, widać jawnie jak błędna, fałszywa, zdradliwa, lekkomyślna i uwłaczająca tejże Stolicy Apostolskiej i straszliwie niszcząca lud chrześcijański, jest nauka tych, którzy nie tylko odrzucają cenzurę ksiąg jako zbyt uciążliwą i przykrą, ale nawet posuwają się do tego stopnia niegodziwości, że odważają się twierdzić, że jest przeciwna wszelkim zasadom praw, i że Kościół nie ma prawa ani jej ustanawiać ani podtrzymywać".

Tę naukę, skądinąd chyba oczywistą, podtrzymał w lapiradnym "Syllabusie błędów" (1864) Pius IX (proszę zwrócić uwagę, papież wymienia BŁĘDY światopoglądowe, wykluczające z kościoła):

"§ X. Błędne poglądy w sprawie współczesnego liberalizmu:

LXXVII. W naszych czasach już nie jest stosowne, aby religia katolicka traktowana była jako jedyna (unicam) religia państwowa, z wykluczeniem wszystkich pozostałych wierzeń (16).

LXXVIII. Dlatego w niektórych państwach katolickich chwalebnie zostało zastrzeżone w prawie, aby osoby tam przebywające miały całkowitą swobodę publicznego sprawowania jakiegokolwiek kultu (12).

LXXIX. Błędem jest twierdzenie, że wolność obywateli w wyborze jakiegokolwiek kultu przyznana wszystkim i pełna swoboda głoszenia i wypowiadania publicznie jakichkolwiek poglądów sprzyja zepsuciu obyczajów i charakterów, a także rozszerzaniu się szkodliwego indyferentyzmu (indifferentismi) (18).

LXXX. Biskup Rzymski może i powinien pogodzić się (reconciliare) i dostosować (componere) do postępu, liberalizmu i współczesnej cywilizacji (24)."

Ostatnia zaś afirmacja tych poglądów miała miejsce niedawno, bo już po II wojnie światowej, w przemówieniu Piusa XII do prawników włoskich, w którym to tatuś ludzkości pouczał, że:

"żadna ludzka władza, żadne państwo czy wspólnota państw, jakikolwiek byłby ich religijny charakter, nie może wydać pozytywnego nakazu, czy też pozytywnego upoważnienia do nauczania [a zatem do wolności słowa w tej sferze -- M.S.] lub czynienia tego, co byłoby wbrew religijnej prawdzie lub dobru moralnemu. Taki nakaz czy upoważnienie nie miałyby żadnej mocy obowiązującej, nie działałyby. Żadna władza nie może wydać takiego nakazu, gdyż poddanie ducha i woli człowieka błędowi czy złu, albo traktowanie błędu i zła jako rzeczy obojętnych, jest sprzeczne z naturą" (oczywiście, prawda religijna i dobro moralne = katolicka prawda religijna i katolicko rozumiane dobro moralne).

Trudno znaleźć chyba na świecie równie konsekwentny, świadomy i usystematyzowany sprzeciw wobec prawa do wolności wypowiedzi. No i teraz tak się zastanawiam -- bo ludzie, którzy opierają się, w swojej filozofii politycznej, na tych treściach, pragną ich reaktywacji przeciwko "masońskim" ideom soboru watykańskiego II i domagają się ich wprowadzenia w prawie publicznym, płaczą, że... ktoś im odbiera, czy odbierze, wolność słowa.

Jak to wyjaśnić?

A, no bo jak Kali zabierać wolność słowa, to dobrze. Ale jak Kalemu, to źle. QED.

To wszystko właśnie sprawia, że wolska prawica prezentuje sobą taki poziom, jaki (że tak powiem) prezentuje.

Oczywiście, jak napisałem wyżej, ten problem nie dotyczy wyłącznie prawicy, ale ten przykład wybrałem sobie jako na ilustrację, czy wręcz poetycki symbol, pewnej intelektualnej tendencji.

No i cóż? Cóż porabiać wobec takiego stanu rzeczy? Ja, szczerze mówiąc, nie wiem. Nie ma jednej recepty na porozumienie między ludźmi, ale tego przynajmniej można być pewnym, że tym, co w nim niezbędne, jest wspólny język. Takim językiem ma być niby w naszej kulturze logika, tak się w każdym razie utrzymuje. I ilekroć to słyszę, to mnie śmiech ogarnia. O ludziach można powiedzieć wiele: że są dobrzy lub źli, piękni lub brzydcy, głupi lub inteligentni -- ale na pewno nie to, że są logiczni. Ludzi myślących naprawdę logicznie, a więc niesprzecznie, jest na świecie garstka. I casus wolskiego kalizmu stanowi tego, w moim przekonaniu, niezbity dowód. Większości ludzi nie zależy na takich błahostkach, jak prawda czy dobro (o pięknie nawet nie wspominając), ale wyłącznie na to, aby ich było na wierzchu, to znaczy: aby, jeśli nie są częścią klasy rządzącej, to się do niej załapali i mogli ją tworzyć, a jeśli do niej należą -- aby mogli do niej należeć nadal. Ot i cała tajemnica ludzkiego życia. PO TO, nie po co innego, buduje się filozofie, pisze opasłe tomiszcza, wydaje "nieomylne" orzeczenia doktrynalne i nawarstwia cały ten zbędny balast tak zwanej "cywilizacji"; a jeśli logika w tym przeszkadza, tym gorzej dla logiki. Ta brzydka tendencja natury socjologiczno-psychologicznej jest obecna wszędzie i zatruwa niemal wszystkie ludzkie twory, nawet najwyżej stojące dzieła sztuki i nauki. I najwyraźniej niczego nie da się zrobić, aby ich przekonać do zmiany postawy.

A jednak chciałbym ich jakoś przekonać. Bo to nie jest zdrowy, ludzki stan. Aczkolwiek, i w tym momencie dochodzimy do tego, co męczy mnie i nęka po nocach, że spać nie mogę ("The Horror! The Horror!"), może...

A może to właśnie jest naprawdę ludzkie?

No bo jeśli prawie wszyscy tak robią, a prawie nikt nie robi inaczej, to...

Może to właśnie jest -- człowiek?

No; może i tak.

Idę pomedytować. Najlepszą konkluzją będzie milczenie.

Maciej Sobiech

"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks "People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo