chinaski chinaski
2948
BLOG

J. Rokita - człowiek wypalony. Wywiad dla "Uważam Rze"

chinaski chinaski Polityka Obserwuj notkę 63

Jestem po lekturze najnowszego wywiadu P. Zaremby z J. Rokitą w tygodniku "Uważam RZE". Wyłania się z niego smutny obraz eks- polityka, dziś człowieka, który nie bardzo potrafi odnaleźć się w otaczającej go rzeczywistości, który z różnych względów niewiele ma już do powiedzenia. I to nie jest, jak sądzą niektórzy, wyłącznie efekt wejścia do "obiegu partyjnego" małżonki Pana Janka - ekscentrycznej Nelly; niedoszły "premier z Krakowa" politycznie przegrał znacznie wcześniej.

Rokita to niewątpliwie postać wybitna: krakowski intelektualista, osobnik niebywale ambitny, idealista. Niektórzy dodają, że urodzony przywódca. Z przypisaniem tej ostatniej cechy byłbym jednak wstrzemięźliwy: Rokita nie jest typem działacza - człowieka, który potrafi pojechać w teren, zaimponować masom, tworzyć struktury. W tym zakresie, nigdy nie dorówna J. Kaczyńskiemu, G. Schetynie czy L. Millerowi. Jego frakcja (tzw. frakcja Rokity) zawsze była słabiutka, mała, związana z jednym, małopolskim środowiskiem. Dlatego też tytułowanie J. Rokity "jednym z przywódców/liderów PO", było od początku nad wyrost; faktycznie krakowski polityk nigdy nie dzierżył w partii Tuska konkretnej władzy.

Oczywiście zasługi "premiera z Krakowa" były początkowo dla Platformy nie do przecenienia. To dzięki medialnym popisom Rokity w komisji rywinowskiej PO była w stanie uczestniczyć - na równi z PIS - w wyścigu po wyborcze zwycięstwo. Tusk Janka wykorzystał do cna; reklamował go w kampanii "premierem", a kiedy ostatecznie PO przegrała, pozbył się Rokity w ostentacyjny, upokarzający sposób.

W ogóle to namaszczenie krakowskiego polityka na "szefa rządu" jeszcze przed zachodem słońca (przed wyborami), było majstersztykiem; z jednej strony dewaluowało odpowiedzialność Tuska za dwie sromotne porażki wyborcze w 2005 r.; z drugiej nie wiemy, czy aby na pewno premierostwo Rokity byłoby takie pewne po ewentualnej koalicji, którą Tusk ze Schetyną z którąś z partii (zapewne PIS) po wyborczej wygranej musiałby niechybnie zawiązać...

J. Rokita nie potrafi się po tych wszystkich zawirowaniach, zwłaszcza po gwałtownej degradacji politycznej, ale także medialnej, pozbierać. Najpierw niepotrzebnie przyjął propozycje regularnego pisania komentarzy dla "Dziennika". Zrobił to, mimo, iż formalnie nadal uczestniczył w formacji "Platforma Obywatelska". Choćby ten aspekt nakazywał pytać o wiarygodność. Co więcej jego teksty były często po prostu nudne: szczegółowe, branżowe. Bardziej nadawały się do periodyku dla intelektualistów (np. Arcana, Teologia Polityczna), niż do dziennika codziennego, masówki. Rokita niby w nich krytykował swoich dawnych kolegów, robił to jednak nieumiejętnie, czuł jakiś dyskomfort, miał związane ręce?

Potem przyszedł czas na próbę wyjścia z autorską inicjatywą polityczną. Pamiętacie twór "Polska XXI wieku"? No właśnie, coś tam było, ale co dokładnie, czego jej autorzy chcieli, jakie mięli pomysły? Tego za bardzo nie wiemy. Byt firmowany przez Rokitę umarł zanim zdążył się w ogóle narodzić. Totalna klapa.

Te dwa nieudane pomysły na egzystencje po PO, musiały Rokicie mocno przyciąć skrzydła. Janek poczuł się wypalony, opuszczony, stary(?). Zawsze mierzył wysoko. W jego wieku (ma obecnie 52 lata), bracia Kaczyńscy rozpoczynali skuteczny marsz ku władzy; Janek dziś może liczyć, co najwyżej, na grono wsłuchanych w niego krakowskich studentów. Napewno doskonale zdaje sobie z tego sprawę.

O czym dziś mówi Rokita Zarembie? O swojej fascynacji ruchami wolnościowymi w Afryce Północnej, telewizją Al-Dżazira. Na pytanie o powrót do polityki odpowiada:

"Wolałbym pojechać do Afryki. Gdyby nie zajęcia ze studentami, już pewnie byłbym w Kairze. Ale się chyba wybiorę, to dziś najciekawsze miejsce na świecie."

Rokita nie ma już ochoty i siły, by zmieniać Polskę, budować nową Rzeczpospolitą. Może stracił nadzieję, że będzie to w ogóle możliwe? Zawiódł go Kaczyński, bo stworzył koalicję z znienawidzonym A. Lepperem, jeszcze bardziej zawiódł Tusk, który zdyskredytował w zasadzie większość postulatów głoszonych niegdyś przez Pana Jana. Do tego musi znosić nieco groteskową aktywność polityczną swojej żony, obserwować degradację Polski na świecie i w Europie, uporać się z zmniejszającym się zainteresowaniem jego osobą mediów.

A może czeka na odpowiedni moment. Na chwilę, kiedy Tusk przegra i pojawi się po skompromitowanej do cna PO miejsce na nową partię centrową? Czy wtedy mógłby wejść skutecznie do gry Rokita? Wątpię.

Dziś, tak się wydaje, nie ma miejsca na polskiej scenie politycznej dla małej centrowej partyjki idealistów, intelektualistów, myślicieli. Polacy będą woleli poprzeć konkretny, szeroki ruch: PIS lub odradzające się SLD. Casus Unii Wolności jest w tym względzie znaczący. Co więcej, Rokita nie pogodziłby się z rolą kwiatka do kożucha; czy chciałby uczestniczyć w rządach pod batutą Napieralskiego czy Kaczyńskiego? Nie zniósłby tego.

Jan Rokita to polityczne zwierzę, które już nie jest w stanie ruszyć na łowy. Sam dał się przymknąć w niewielkim rezerwacie, próbuje się przystosować. Niby wygodnie, ale to nie jest to...Może więc ucieczka na dziki, "czarny ląd" to nie najgorszy pomysł?

chinaski
O mnie chinaski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (63)

Inne tematy w dziale Polityka