chinaski chinaski
1366
BLOG

POlska prezydencja a litewski antypolonizm. Blamaż MSZ

chinaski chinaski Polityka Obserwuj notkę 57

Bloger Sowiniec słusznie boleje nad tym, iż minister spraw zagranicznych Rzeczpospolitej zamiast poświęcać czas swoim konstytucyjnym obowiązkom, "bawi się" pisaniem programu wyborczego PO.
Dzieje się to w czasie dla Polski newralgicznym. Za chwilę obejmujemy - bądź, co bądź prestiżowe - przewodnictwo w UE. Na sekundy przed tym wydarzeniem sami tkwimy w narastającym konflikcie z jednym z unijnych państw, naszym sąsiadem - Litwą. Wczorajsze skandaliczne oświadczenie litewskiej ambasador (oświadczyła, iż litewscy Polacy nie są wobec Wilna lojalni), to element szerszej kampanii antypolskiej, która w ostatnim czasie przybiera na sile. To już nie tylko promocja wymierzonych w Polaków nacjonalistycznych formacji muzycznych, programów rozrywkowych, to przede wszystkim konkretne działania i deklaracje stanowiące istotny składnik polityki litewskiego rządu.

Opisywany natłok faktycznej, agresywnej polonofobii, której erupcja następuje właśnie teraz, nie jest przypadkowy. Litwini nie są głupi, wiedzą kiedy mogą pozwolić sobie na "atak". Po pierwsze, jawnie kapitulacyjne postępowanie polskich władz w sprawie katastrofy smoleńskiej w oczach opinii międzynarodowej zdegradowało nasz kraj o wiele pozycji. Z uwagi na miejsce wydarzenia, szczególnie zainteresowane postawą premiera Tuska były kraje bałtyckie, Białoruś oraz - rzecz jasna - Rosja. Zauważmy, że po 10 kwietnia 2010 r. Łukaszenka zaostrzył represje wobec Polaków, mimo przyjaznych (i niebywale infantylnych) gestów ministra Sikorskiego). Tusk, podobnie jak w przypadku Smoleńska, nie potrafił skutecznie zareagować. Litwini widząc zupełną indolencję Polaków, także podrasowali wrogi kurs. Po drugie, Polska obejmując prezydencję znajduje się w trudnej sytuacji. Ciężko jest, ze względów wizerunkowych, ostro dyscyplinować Wilno, skoro zasadniczym celem, który postawił sobie Tusk na II połowę 2011 r. - ma być wzmożona integracja w duchu kooperacji. Polska musi w tym względzie świecić przykładem; zastosowanie wobec Wilna retorsji byłoby sprzeczne z wskazanymi założeniami.

Znamienne, że po słowach akredytowanej w Polsce litewskiej ambasador nie wypowiedział się szef polskiego MSZ. Za niego okrągłymi zdaniami próbował ratować honor Polaków jego rzecznik. Nie ulega wątpliwości, że głos Marcina Bosackiego był znacznie słabiej słyszalny, niż byłoby stanowcze stanowisko Sikorskiego lub samego Tuska. Niestety, wszystko wskazuje na to, że zasadniczym priorytetem tego rządu jest dowiezienie PO do mety w roli zwycięzcy, a nie obrona polskich interesów narodowych.

Z resztą, narastające kłopoty na linii Warszawa-Wilno, to nie jedyny efekt "cudów" Tuska; za kadencji tego rządu nie udało się załatwić żadnego z problemów w bilateralnych stosunkach z Niemcami. Nie udało się, choć w polskich mediach reklamowano, iż A. Merkel ma słabość do naszego Donalda. Jakoś słabo się to ujawnia, zważywszy na budowę NordStream, blokadę Szczecina kosztem Rostocku, marginalizację (, czy wręcz dyskryminację) niemieckiej Polonii (vide: przypadek z ostatniego czasu: niemiecka policja prześladowała Polaków zamieszkujących obszary przygraniczne, z uwagi na ...wysyłanie swoich dzieci do polskiej szkoły - po polskiej stronie granicy).

W kontekście powyżej sygnalizowanych wydarzeń, zabawnie (i niestety w równym stopniu przerażająco) brzmią słowa premiera, który na konwencji partyjnej w ERGO ARENIE mówił:

"Słyszę w każdej stolicy europejskiej apel do Polski: jesteście dzisiaj liderem europejskim, musicie zrobić wszystko, żeby Unia Europejska przetrwała ten ciężki czas."

Warto przy okazji zwrócić uwagę na te charakterystyczne kubły pomyj wylewane na ostatnie programowe wystąpienie prezesa PIS. Jednym z nielicznych, który miał cokolwiek merytorycznego do powiedzenia na ten temat był - o dziwo - B. Chrabota z PolsatNews:

"To pierwsza partia(PIS - przyp. chinaski), która zaproponowała konkretne propozycje programowe. Ani PO, ani SLD nie zadeklarowały żadnych postulatów programowych przed wyborami".

Jan Ordyński z TVP, obrzydliwy klakier michnikowszczyzny, stwierdził natomiast:

"To (wystąpienie Kaczyńskiego - przyp. chinaski) są śmieszności, których nie można poważnie traktować. Nikt tego kraju nie depolonizuje, wręcz przeciwnie. Jestem zwolennikiem jak najbardziej szerokich związków z UE. Na tym polega wielka szansa cywilizacyjna Polski. Nie możemy wracać do zaścianka."

Do zaścianka wracamy w zastraszającym tempie, o czym świadczą przykłady opisywane przeze mnie wyżej. Co znamienne, salon kpi z propozycji PIS, w sytuacji, gdy cała reszta stawki żadnego programu w ogóle nie zaproponowała! W PO trwają dopiero jakieś pospieszne prace. Kieruje nimi dumnie Sikorski. To nic, że będzie się to odbywało/odbywa się w trakcie polskiej prezydencji w UE, w chwilach kulminacji problemów z sąsiadami - ważny jest efekt PRowy. A on - co pokazują podobno obiektywne sondaże - nadal istnieje.

Zakłamywanie rzeczywistości nie jest takie proste. W tym skomplikowanym dziele pomagają Tuskowi koncerny medialne: niektórych ich przedstawicieli premier bez ceregieli ściągnął do rządu (Niklewicz), inni uprawiają lizusostwo najwyższych lotów (choćby cytowany towarzysz Ordyński), wielu kamufluje się zgrywając "neutralność" (T. Machała). Ta coraz bardziej wyeksploatowana propagandowa machina rozpędza się do ostatecznego jesiennego szturmu. W trakcie rajdu wyrządzi niepowetowane straty; Tusk wie, że POlactwo lubuje się w niewyszukanych spektaklach okraszonych tanimi, acz głośnymi fajerwerkami. Czy i tym razem obudzimy się na mega-kacu?

chinaski
O mnie chinaski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (57)

Inne tematy w dziale Polityka