Wczoraj mięliśmy kolejny gorszący show w Sejmie (debata na temat odwołania marszałka Sejmu). Z resztą chyba wszyscy się tego spodziewaliśmy.W głównych rolach: oskarżający- Jarosław Kaczyński i broniący się Bronisław Komorowski. Jak zwykle, w sprawę skutecznie włączył się pomocnik, wicemarszałek Niesiołowski.Tym razem jednak nie mam zamiaru (ani ochoty) komentować jego postawy.
Warto przy tej okazji zastanowić się nad tym, jakim marszałkiem jest B. Komorowski.
Kiedy Platforma trwała jeszcze w opozycji, bardzo krytycznie oceniała prace sejmu. Główną winą za taką sytuację obarczyła oczywiście PIS, a przede wszystkim jego marszałków. Pamiętam przepychanki o interpretacje regulaminu Sejmu, zarzuty pod adresem marszałka Dorna odnośnie blokowania platformerskich projektów legislacyjnych. Niektóre z nich były kuriozalne (np. wniosek o votum nieufności złożony wobec całej Rady Ministrów), ale i tak stanowiły powód do oskarżeń o złą wolę marszałka, działalność stricte polityczną, zgodną jedynie z interesem macierzystej partii. Dziś takie same oskarżenia słyszymy z ust polityków PIS. To oczywiste, w myśl zasady: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Czy jednak zarzuty opozycji wobec Komorowskiego mają poważne podstawy?
Wokół marszałka Komorowskiego w ostatnich miesiącach narosło sporo wątpliwości.
Pierwszą poważną rysą na działalności Komorowskiego było jego spotkanie z oficerem wojskowych służb specjalnych PRL Aleksandrem Lichockim i oficerem WSI Leszkiem Tobiaszem. Marszałek Sejmu zeznał, że Lichocki sugerował mu możliwość dotarcia do aneksu do raportu WSI, lub fragmentu dotyczącego jego osoby. O incydencie dowiedzieliśmy się wszyscy z mediów, marszałkowi nie bardzo zależało na tym by sprawa ujrzała światło dzienne, co jest znaczące. Sam kontekst tego spotkania oraz późniejsze zachowanie marszałka muszą budzić wątpliwości. Komorowski nie zawiadomił policji lub prokuratury, tylko rozmawiał z kolegą Pawłem Grasiem oraz z ówczesnym Szefem SKW płk. Grzegorzem Reszką, a "po kilku dniach" z Szefem ABW Krzysztofem Bondarykiem. Co do rzetelności tych panów, zwłaszcza Bondaryka, można mieć, w świetle ostatnich wydarzeń, uzasadnione wątpliwości, co dodatkowo stawia marszałka w niekorzystnej sytuacji. Sprawa jest niezwykle interesująca i niewyjaśniona. Charakterystyczne, że tylko część mediów podjęła próbę jej nagłośnienia.
Po wypłynięciu afery z funkcjonariuszami WSI Komorowski postanowił się bronić w myśl zasady: najlepszą obroną jest atak. Do pomocy marszałkowi ruszył gen. Marek Dukaczewski, były szef skompromitowanych WSI. Nie dziwi to w zupełności, zważywszy to, jak głosował hrabia Bronisław w sprawie likwidacji tych postpeerelowskich służb.
Komorowski, kilkukrotny laureat "Srebrnych Ust" przyznanych mu przez radiową Trójkę, czasem nie jest w stanie ukryć swego megalomaństwa. Nie może się powstrzymać. Zupełnie jak Lech Wałęsa. A to, że mówi barwnie, w charakterystyczny sposób, sprawia, że zawsze znajdzie się tłumek fascynatów słuchających wynurzeń "hrabiego"z niesamowitym podziwem. A jest faktycznie co podziwiać. Jego obrzydliwy komentarz do niedawnego incydentu w Gruzji nie wywołał wymaganych okrzyków protestu. To przecież tylko taki żarcik, z których hrabia słynie, i do którego ma prawo ( a nie wszyscy błękitno krwiści je mają)- zdawali się tak mówić niektórzy komentatorzy.
Jaka wizyta, taki zamach, bo z 30 metrów nie trafić z samochód to trzeba ślepego snajpera. (Bronisław Komorowski, 25. 11. 2008).
Te słowa, nie wywołały długo żadnej refleksji u Komorowskiego. Wręcz przeciwnie, ciągle powtarzał, że nie widzi w tym sformułowaniu niczego złego. Wczoraj tłumaczył się z tego tak:
"Intencją mojej wypowiedzi nie było w najmniejszym stopniu uchybienie prezydentowi Polski, tylko sformułowanie zarzutu pod adresem gospodarza tej wizyty, strony gruzińskiej (...)- Było dla mnie rzeczą uwłaczającą, że prezydent gruziński niemal klepał polskiego prezydenta po plecach. - Nie życzę sobie tego, aby ktokolwiek Polskę w ten sposób protekcjonalny traktował."
I wszystko jasne.
Jakże się nie podpisać pod doskonałą puentą autorstwa J. Kaczyńskiego?
"Wystarczyłoby opisać jedno posiedzenie, gdy przewodniczy pan marszałek, usłyszeć jego mentorski-rezonerski styl, by zobaczyć, że Bóg nie obdarzył pana marszałka cechami potrzebnymi, by spełniać tę funkcję."
Inne tematy w dziale Polityka