Prezydent Kaczyński urzęduje trzy pełne lata. To okres wystarczający by dokonywać poważnych bilansów polityki Pałacu Prezydenckiego oraz rozważać szanse na reelekcję. Interesujący głos w tej sprawie zabrał dziś na łamach "Rzeczpospolitej" Michał Szułdrzyński. Pisze on m.in. :
"Mówiąc wprost: aby prezydent przestał być kojarzony wyłącznie z Prawem i Sprawiedliwością, jego brat przede wszystkim powinien zrezygnować z prezesury swojej partii. Dopóki prezesem PiS będzie brat bliźniak głowy państwa, nikt nie uwierzy, że prezydent podejmuje decyzje dobre dla państwa, a nie dla swojego środowiska politycznego."
Czy w imię realnej szansy na reelekcję brata, Jarosław Kaczyński byłby w stanie sam zrezygnować z przywództwa w PIS? Czy w ogóle rozważa taką możliwość? Publicysta "Rzepy" podkreśla, że ten scenariusz jest wciąż mało prawdopodobny, z uwagi na "głębokie przekonanie (Jarosława- przyp CHINASKI)) do swoich racji, bez względu na to, co mówią badania opinii publicznej". Z drugiej strony, PIS zawdzięczał (i nadal zawdzięcza) swą pozycję i siłę polityce Kaczyńskiego.
Rafał Ziemkiewicz napisał kiedyś o J. Kaczyńskim, że ten wciąż "obstawia ten sam numer". Chodzi o to, że prezes PIS, mimo zmieniającej się sytuacji na scenie politycznej, ciągle akcentuję te same problemy, mówi o "układach", korupcji, jest agresywny wobec oponentów. Przez kilka lat dzięki swej "niereformowalności" Jarosław święcił sukcesy (wygrane wybory w 2005 r.). Ale taka postawa nie może wiecznie gwarantować dobrej passy, zwłaszcza teraz, kiedy większość Polaków to antywyborcy PIS.
Jarosław Kaczyński jest gruboskórny, nie przejmuje się nawet brutalnymi i niegodnymi atakami na swoją osobę. Popełnia błędy, jak każdy, choć trzeba przyznać, że wielokroć media dokonują niesprawiedliwej interpretacji jego wypowiedzi. Na premierostwie Jarosława GW i TVN nie pozostawiały suchej nitki: szydzono z jego wiedzy ekonomicznej, niskiego wzrostu, biografi.
Tymczasem rząd Kaczyńskiego, mimo swych ułomności (żenujący koalicjanci) pracował całkiem sprawnie. Niewielu mówiło wtedy o jego sukcesach (i propozycjach, których m.in. dzięki PO nie udało się przyjąć): reforma finansów publicznych, reforma sądownictwa gospodarczego, nowelizacja ustawy o komornikach sądowych i egzekucji, "pakiet Kluski", obniżenie ZUS, PIT i innych podatków,zakończona prywatyzacja Stoczni Gdańskiej, likwidacja WSI, utworzenie CBA, etc.
Media, po myśli ówczesnej opozycji, skupiły się wyłącznie na domniemanych aferach, których dziś nie można udowodnić.
Ostatnie dni, przyniosły informacje o mającej nastąpić zmianie wizerunkowej PIS. Takie starania wydają się logiczne i potrzebne. W dobie kryzysu pomysły gospodarcze stają się naturalnym narzędziem walki o elektorat. Hrabia Komorowski, wyważony marszałek partii miłości, szydzi z ZAPOWIEDZI (sic!) nowego programu gospodarczego PIS; mówi, że to szczyt populizmu. Ten mechanizm już znamy, Gontarczyk i Cenckiewicz też zbierali baty za książkę jeszcze niewydaną.
W najbliższych miesiącach zobaczymy, jak będzie działało Prawo i Sprawiedliwość. Prezes po aferze z Niesiołem, był raczej nieobecny. Można przypuszczać, że budował strategię partii na 2009 r.
Ciekawi także postawa Lecha Kaczyńskiego. Czy wysłucha on rad doradców i spróbuje realnie zawalczyć o szerszy elektorat, niż ten PISowski? Jeśli PIS będzie pogrążało się w kryzysie, a poparcie dlań spadnie do 15%, trzeba będzie brać pod uwagę scenariusz zakreślony dziś przez Szułdrzyńskiego zupełnie poważnie.
Inne tematy w dziale Polityka