chinaski chinaski
381
BLOG

Ocena polskiej demokracji przez pryzmat kondycji TK

chinaski chinaski Polityka Obserwuj notkę 16

W opinii elit, zwłaszcza tych szczególnych, bo powiązanych z Gazetą Wyborczą, lata 2005-2007 to okres "zamachu na demokrację", "wstecznictwa", "ciemnogrodu". Wielu mądrych i inteligentnych ludzi (tak przynajmniej są oni określani w najbardziej znaczących polskich mediach), nierzadko autorytety moralne, z pełna odpowiedzialnością wyrażało tak drastyczne opinie. Pamiętamy różnego rodzaju listy sprzeciwu, ostentacyjne rezygnacje ze stanowisk, oddawanie orderów, etc.

W praktyce wszystkie zarzuty wobec nowej władzy zostały wyssana z palca. Komisje śledcze, które (jak zapowiadała ówczesna opozycja) miały udowodnić "zbrodnie" PIS, utknęły w miejscu. Organa ścigania, mimo starań nie potrafią skutecznie dowieść win gabinetu Kaczyńskiego. Radek Sikorski z premedytacją krytykuje dawny rząd, który przecież sam kiedyś współtworzył i bronił. Kuriozalnych wydarzeń jest całe mnóstwo, ale tylko nieliczni satyrycy gotowi są uczynić z nich tematy gagów. Salon by się obraził.

Zasługą rządów PIS było załamanie monopolu liberałów i postkomunistów w wielu kluczowych dla kraju instytucjach. Kto wie, być może to największy sukces lat 2005-2007. Demokracja, na którą tak chętnie powołują się oświecone elity, polega na permanentnej wymianie opcji, ludzi, poglądów. Przez całe lata 90. równowaga w tym zakresie była mocno zachwiana. Nie chodzi mi tutaj o samą politykę; władza była dzierżona przecież przez różne opcje, umownie zwane prawicą i lewicą. Mam raczej na myśli wszystkie pozostałe elementy wpływające na funkcjonowanie demokratycznego państwa: wymiar sprawiedliwości, samorządy, elity dopuszczone do głosu, media, etc.
Otóż te wszystkie elementy zostały zmonopolizowane przez ludzi silnie związanych z jednym środowiskiem politycznym: UW i postępowymi postkomunistami. To środowisko pewien znany i nie mniej nielubiany publicysta określił mianem "różowego salonu".
Różowy salon miał w latach 90 XX w. pełnie władzy w Polsce. Rządy, media, wymiar sprawiedliwości, kultura, pracowały pod niego.

Szczególnie niebezpieczne dla demokracji były olbrzymie wpływy opisywanego przeze mnie środowiska w instytucjach mających być filarami państwa prawa. Jedną z nich jest z pewnością Trybunał Konstytucyjny.
TK to sąd nad prawem. Z założenia ma on stanowić ochronę przed nieodpowiedzialnością rządzących; akty powszechnie obowiązującego prawa w Polsce muszą być zgodne z Konstytucją. Praca sędziów Trybunału jest tak wysoce odpowiedzialna, gdyż bazuje na olbrzymiej uznaniowości. Tekst Konstytucji jest dość krótki, wymaga należytej, często karkołomnej interpretacji. W związku z tym, proces wyrokowania, powinien polegać (mam na myśli sprawy kontrowersyjne, niejednoznaczne) na sporze, wymianie poglądów, racji. Tak winien funkcjonować sąd konstytucyjny. I tak też, mniej więcej, się dzieję od 2006 r. w Polsce. Sytuacje obrazują dane zawarte w tekście opublikowanym w dzisiejszej "Rzeczpospolitej":

"Przez wiele lat TK działał praktycznie jednomyślnie. Sytuacja zmieniła się w 2006 r., gdy z powodu kończących się kadencji wybrani zostali nowi sędziowie (Teresa Liszcz, Zbigniew Cieślak, Maria Gintowt-Jankowicz, Wojciech Hermeliński, Marek Kotlinowski). Wtedy liczba zdań odrębnych zaczęła rosnąć."

i dalej:

"Nasi rozmówcy, zwłaszcza sędziowie TK, wskazują, że prym w Trybunale wiedzie grupa prof. Ewy Łętowskiej i prof. Mirosława Wyrzykowskiego. – Za nimi stoi aparat urzędniczy TK oraz przygotowywane ekspertyzy. A reszta starych sędziów, czy to słabsza intelektualnie, czy ze zwykłego konformizmu, ulega ich wpływowi – mówi rozmówca „Rz”(...)– Wyrzykowski patrzy na Łętowską, co ona powie i tak dalej. Sięgają po frazeologię o prawach człowieka, a tak naprawdę ucinają dyskusję – opowiada kolejny z sędziów. – Oni są ci Europejczycy, my – niedouczeni. Jesteśmy w takich sprawach prawie zawsze w mniejszości, bo chociaż do pięcioosobowych składów prezes wybiera sędziów według listy, to tak się zwykle składa, że oni zawsze mają przewagę (4:1 czy 3:2)."

Zwolennicy dawnego status quo, powiedzą, że ten anonimowy rozmówca "Rzepy" to zapewne M. Kotlinowski, niegdyś działacz LPR. Ja tego nie wiem. Wiem natomiast jak wyrokował Trybunał przez wiele lat i ile spraw nie dało się załatwić dzięki kontrowersyjnej linii orzecznictwa tej instytucji. Wątpliwości budził tez fakt rzadkiego występowania tzw. votum separatum. Pamiętam również aurę, jaką media wytworzyły wokół TK. Uznano, że to sąd ludzi nieomylnych, jego orzecznictwo to największa świętość, a każdego krytyka wyzywano do czci i wiary.

Dziś Trybunał nadal wydaje mocno kontrowersyjne wyroki, choć wewnątrz występuje wreszcie debata, dyskurs, czego dowodem są liczne zdania odrębne. O ich zasadność możemy się sprzeczać, nic w tym złego. Trybunałowi należy się szacunek, ale zdrowa krytyka to (wbrew temu co próbują nam wmówić) nic innego, jak przejaw dobrze działającej demokracji.

chinaski
O mnie chinaski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Polityka