.::Obserwator::. .::Obserwator::.
120
BLOG

CZY TO KONIEC POLSKI KISZCZAKA I MICHNIKA ?

.::Obserwator::. .::Obserwator::. Polityka Obserwuj notkę 1

Maciej Rybiński w słynnym już artykule pt. „Koniec Polski Kiszczaka i Michnika", opublikowanym dniu 10 stycznia 2007 r. w Dzienniku, postawił tezę, że oto dnia 7 stycznia 2007 r. zakończyła się III Rzeczpospolita. Skończyła się Polska postkomunistyczna. Tymczasowe rusztowanie zbudowane przy Okrągłym Stole, a może w Magdalence, albo jeszcze gdzie indziej.

Jak można się domyślić z dalszej lektury momentem kluczowym, Rubikonem, który został przekroczony była rezygnacja abp. Wielgusa wymuszona przez zdecydowaną postawę Papieża. Dla Prezydenta RP, jak i wielu Polaków było nie do zaakceptowania, że najwyższym dostojnikiem kościelnym będzie były agent Służby Bezpieczeństwa. Na szczęście tak się nie stało.

Według Rybińskiego winę za brak rozrachunku z przeszłością ponoszą twórcy III Rzeczpospolitej. Jak pisze autor, największej zbrodni przeciwko historii Polski dopuścił się redaktor naczelny Gazety Wyborczej Adam Michnik. Tenże przez lata wyznaczał standardy moralności. Michnik zrównał tych, którzy przez lata walczyli o wolną Polskę z obrońcami starego porządku.

Maciej Rybiński twierdzi w swojej publikacji, że przez całe lata demokracja w Polsce budowana była na kłamstwie, na lansowaniu poglądu o nieważności historii, z zachowaniem świadomości propagujących te poglądy, że władza nad historią oznacza również władzę nad teraźniejszością i przyszłością.

Wczytując się uważnie w tekst, nie można oprzeć się wrażeniu, że Maciej Rybiński serdecznie nienawidzi Adama Michnika. Nie wiadomo dlaczego uważa, że redaktor naczelny „Gazety Wyborczej" jest odpowiedzialny za całe zło, jakie dzięki działaniom byłych agentów byłej SB wydarzyło się w Polsce po 1989 roku. Pan Rybiński, wybitny dziennikarz, prześladowany i więziony w stanie wojennym pamięć ma jednak „wybiórczą", tak jak gazeta kierowana przez Adama Michnika.

Wszystko zaczęło się od słynnego przemówienia Tadeusza Mazowieckiego w Sejmie kontraktowym w dniu 24 sierpnia 1989 roku, kiedy to w pamiętnym przemówieniu powiedział: „Rząd, który utworzę, nie ponosi odpowiedzialności za hipotekę, którą dziedziczy. Ma ona jednak wpływ na okoliczności, w których przychodzi nam działać. Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania". Jak widać Adam Michnik nie był jedynym przeciwnikiem lustracji i dekomunizacji, przed Michnikiem byli inni. Mazowiecki tłumaczył się potem, że nie chodziło o niczyją bezkarność. Jego zdaniem należało umożliwić 2 milionom byłych członków PZPR uczestnictwo w budowaniu demokracji i udział w życiu politycznym. Dodawał też, że zapędy dekomunizacyjne mogły spowodować w społeczeństwie nostalgię za PRL i utrudnić proces transformacji ustrojowej.

Niemniej, mimo tak wyrażonego poglądu, w następnych latach następował stopniowy proces odsuwania byłych funkcjonariuszy państwa totalitarnego od ważniejszych funkcji w administracji publicznej. W roku 1990 nastąpiła masowa weryfikacja byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa oraz Milicji Obywatelskiej. Większość z nich zajętych przedtem aktywnym zwalczaniem opozycji demokratycznej i rozpracowywaniem kościoła katolickiego odeszła ze służby, pozostali rozpoczęli pracę w nowych formacjach: Policji i Urzędzie Ochrony Państwa. Czy funkcjonariuszy tych zweryfikowano należycie, czy też nie, to już zupełnie inna historia. W każdym razie funkcjonariusze aparatu przemocy zaczęli być stopniowo odsuwani od funkcji publicznych. Natomiast archiwami zlikwidowanych służb nikt się zrazu nie zajmował, aczkolwiek krążyły słuchy, że znajdują się w nich rzeczy straszne.

Od razu po sławetnym przemówieniu Mazowieckiego ujawnili się przeciwnicy „grubej kreski", jak chociażby Jarosław Kaczyński, który uważał, że oznacza to zachowanie istniejącego układu społecznego i przez lata najwidoczniej poglądu nie zmienił. Po nim byli inni, jak chociażby Antoni Maciarewicz, Minister Spraw Wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego. Postać niezwykle kontrowersyjna, ale niewątpliwie od jego wystąpienia w Sejmie, w trakcie którego przedstawił listę agentów piastujących najwyższe stanowiska państwowe, zwaną później „listą Maciarewicza" zaczęła się poważna dyskusja o konieczności przeprowadzenia lustracji. Maciarewicz nie doczekał się lustracji o jakiej sobie marzył. Rząd Jana Olszewskiego upadł w pierwszych dniach czerwca 1992 roku. Próba rozliczenia się z przeszłością podjęta przez Antoniego Maciarewicza spowodowała długotrwałą dyskusję, na temat lustracji, której efektem było uchwalenie w kwietniu 1997 roku ustawy o ujawnieniu pracy lub służby w organach bezpieczeństwa państwa lub współpracy z nimi w latach 1944-1990 osób pełniących funkcje publiczne. To był początek cywilizowanej lustracji w Polsce. Już tylko z kronikarskiego obowiązku trzeba dodać, że rok później został utworzony Instytut Pamięci Narodowej - Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu. Przez lata udawało się uniknąć większych kompromitacji przy obsadzie najważniejszych stanowisk w państwie, pomijając oczywiście wrzawy, jakie wybuchały przy okazji głośniejszych procesów lustracyjnych.

Otóż problem polegał na czym innym. Wszelakie przepisy dotyczące lustrowania, dekomunizowania, czy też rugowania z życia publicznego osób biorących udział w aparacie represji oraz ich tajnych współpracowników dalekim łukiem omijały hierarchów Kościoła Katolickiego. Kościół Katolicki w Polsce starannie unikał dyskusji na temat współpracy księży ze Służbą Bezpieczeństwa, więcej, unikał jakiejkolwiek dyskusji na temat postaw etycznych poszczególnych kapłanów w okresie państwa totalitarnego. Milczeli na ten temat zarówno najważniejsi hierarchowie kościelni, jaki historycy mający dostęp do materiałów archiwalnych zgromadzonych w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej. Stopniowo wiedza na temat agenturalnej przeszłości znaczącej części kleru katolickiego zaczęła wypływać z archiwów i dostawać się w ręce niezależnych badaczy. Osoby, którym nadano status pokrzywdzonego, w tym również księża, dotknięci prześladowaniami za czasów PRL, jak chociażby ks. Tadeusz Isakowicz - Zaleski, złamały dotychczasowe tabu i zaczęto otwarcie mówić o współpracy kapłanów . To te osoby rozpoczęły procesy w Kościele Katolickim zmierzające do ujawnienia prawdy o tamtych czasach. Wydaje się, że zwlekano z tym również do śmierci Jana Pawła II, któremu najwyraźniej chciano oszczędzić skandalu u schyłku jego życia. To nie była data graniczna, to był proces podmywania tamy, przez którą przeciekały najpierw pojedyncze krople, potem małe strumyczki, aż w końcu zdawałoby się trwała konstrukcja runęła uwalniając ścianę wody. Papież Benedykt XVI, którego najwyraźniej wprowadzono w błąd, co do przeszłości abp. Stanisława Wielgusa też nie dokonał niczego nadzwyczajnego. On działając jako głowa kościoła przypomniał wszystkim jakie standardy moralne obowiązują dostojników kościelnych. On nie podnosił poprzeczki, on tylko pokazał palcem na jakiej wysokości ona wisi, a najwidoczniej abp. Stanisław Wielgus mimo słusznego wzrostu nie był w stanie jej dosięgnąć. Kościół oczywiście w ramach swojej kompetencji będzie się musiał wyposażyć w odpowiednie procedury lustracyjne. Uniknie w przyszłości podobnych wstrząsów. Zatem teza autora artykułu o wielkim znaczeniu daty rezygnacji abp. Stanisława Wielgusa z urzędu wydaje się być z gruntu fałszywa.

Zastanowiło mnie dlaczego Maciej Rybiński zupełnie pominął pewne fakty z lat 1989-1998, po sprawdzeniu stało się dla mnie jasne. W latach 1982-1998 nie było go w Polsce, a po powrocie „nie odrobił lekcji".

Zatem czy w styczniu 2007 roku nastąpił koniec Polski Kiszczaka i Michnika, wydaje się, że nie. Takiej Polski nigdy nie było. Przez ostatnie lata mimo wszystko żyliśmy w wolnej Polsce. Polsce, w której odbywały się demokratyczne wybory, zmieniały się rządy i prezydenci, która wstąpiła do NATO i Unii Europejskiej. Czy dokonano rzeczowego rozrachunku z przeszłością ? Można przyjąć, że rozrachunek ten jest procesem, który trwa już 17 lat i zakończy się wtedy, kiedy umrze ostatni świadek minionej epoki.

Nie mam poglądów politycznych, tylko ekonomiczne, nie należę do żadnej partii, nie znoszę ludzi nawiedzonych. Aha ! I jeszcze jedno, nie dyskutuję z trollami.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka