Wygląda na to, że wszyscy na górze wiedzą jaka jest kondycja "demokratycznego państwa prawa". Ale nic nie da się zrobić.
"Siewierski przyznał, że policja miała informacje operacyjne o tym, iż kradzież była w istocie "wystawieniem" samochodu grupie przestępczej. Żaden z nadzorujących akta policjantów nie poniósł za to odpowiedzialności, a sprawę badało Biuro Spraw Wewnętrznych KGP. Według Siewierskiego, w grę mogła wchodzić zarówno odpowiedzialność dyscyplinarna, jak i karna".
Oficjalnie jednak ciągle wypada się dziwić...
"- Mnie uczono, że akt procesowych należy pilnować tak samo jak broni służbowej- mówił przed komisją śledczą. Dodał, że nie mógł się nadziwić, dlaczego policjanci z Płocka, którzy pobrali z prokuratury akta śledztwa, a potem zatrzymali się jeszcze w Warszawie by przesłuchać pewnego świadka, nie zaparkowali samochodu na chronionym parkingu przed komendą stołeczną, tylko 150 metrów dalej, gdzie policja nie miała już monitoringu".
1) Czy osobnik, który wyjeżdża z salonu samochodowego zakupionym właśnie, nieubezpieczonym autem to częściej naiwniak czy prowokator?
2) Czy osobnik, który z własnej woli dzwoni na policję z informacją, że rozpoznałby sprawcę kradzieży cudzego samochodu, to zawsze idiota?