Media coraz rzadziej mówią o planie przerobienia Polski w "Drugą Irlandię". Przynajmniej do czasu aż nowi ministrowie nowego polskiego rządu zapoznają się ze szczegółami systemu podatkowego panującego na Zielonej Wyspie, sprawa wydaje się nieaktualna. Czy w tej sytuacji nie warto byłoby powrócić do starej koncepcji zbudowania "Drugiej Japonii"?
Pomysł ten mógłby zyskać poparcie we wszystkich resortach. Ministerstwo Spraw Zagranicznych przyjęłoby go na pewno z entuzjazmem, a Minister Gospodarki nie czekając na ostateczne decyzje w sprawie kierunku geograficznego, zachwala japońskie samochody... Byłoby optymistycznie, gdyby nie ostatnie, niepokojące wieści nadchodzące z Krainy Samurajów.
Jeden z japońskich profesorów właśnie został ukarany przez swą uczelnię za... zdrabnianie imienia studentki biorącej udział w prowadzonych przez niego zajęciach laboratoryjnych. Władze uniwersytetu Yamanashi uznały takie zachowanie za obraźliwe i ukarały profesora grzywną o wartości około 100 dolarów.
Wysokość kary nie jest duża. Gdyby jednak japońskie zwyczaje, ze zmodyfikowanym taryfikatorem, zostały wprowadzone w Polsce, nasi ministrowie ponieśliby dotkliwe straty finansowe. Szczególnie, że wśród nich są i tacy, którzy z lubościa zdrabniają... własne imię. Kara za zdrobnienie imienia ministra musiałaby być znacznie wyższa niż w przypadku imienia studentki.
Inne tematy w dziale Polityka