Tym razem tylko suplement do wcześniejszego tekstu.
Zachwycaliśmy się, że jakaś opatrzność polityczna czuwa nad naszymi największymi biznesmenami, i że prawie każdy z nich robi wrażenie, jakby bez tego politycznego wsparcia, upartego zaciągania w stronę groty ze skarbami (SP) nie miał szansy osiągnąć nawet jednej setnej tego co osiągnął.
Nasi najwspanialsi biznesmeni przypominają tzw. "wieszaki" przewożące nadmiarowy towar przez granicę. Pieniadz musi być do kogoś przypisany, więc mówią "Tak, to moje!". Potem zgłasza się ktoś z "rodziny" właścicieli. Okazuje się wtedy, że wieszakowi zostało tak niewiele, że z czołówki listy najbogatszych znika natychmiast.
Ktoś pamięta jeszcze Aleksandra Gawronika? To był biznesmen z intuicją i szybkością błyskawicy!
15 minut po podpisaniu przez rząd decyzji o legalizacji obrotu obcymi walutami uruchomił na granicy pierwsze kantory! Jak on to zrobił? W kwadrans? Geniusz! Najprawdziwszy geniusz!
Z takimi umiejętnościami musiał wylądować na pierszym miejscu listy najbogatszych. Wylądował, a potem (pstryk!) szybko z tego miejsca wyparował.
Zaraz, zaraz... miało być o podległości ekonomii wobec polityki! Przecież to się w ogóle nie wiąże... Ale czy po przypomnieniu fragmentu fascynujących dziejów pana Gawronika warto jeszcze wracać do tak nudnego tematu? Może w kolejnym odcinku serialu.
Inne tematy w dziale Polityka