Wśrod komentatorów politycznych powszechne jest przekonanie o wielkiej, pozytywnej przemianie jaka zaszła w polskiej polityce zagranicznej. Przemiana ta ma podobno miejsce od czasu utworzenia rządu przez Donalda Tuska. Analitycy polityczni wyraźnie nie doceniają działań Prezydenta i nawet jeśli przeprowadza on jakąś międzynarodową operację wspólnie z Premierem skłonni są pochwalać jedynie działnia szefa rządu.
Wcześniej (gdy rzadził Jarosław Kaczyńśki), jeśli wierzyć ekspertom, polityką zagraniczną zajmowały się “dyplomatołki”. Takie, co to nie potrafiły zawołać ani “be”, ani “me, ani “kukuryku” w jakimkolwiek cywilizowanym języku 
Podobno "dyplomatółki nie znały języków obcych, nie uśmiechały się, nosiły ze sobą foliowe reklamówki i przez to nikt z nimi nie lubił rozmawiać. Nikt ich nie rozumiał, nawet nikt nie chciał ich słów na cywilizowane języki tłumaczyć…?
Aż tak źle chyba nie było. Zdarzały się przecież nawet listy po polsku pisane, które później skwapliwie były tłumaczone. Niemożliwe? A jednak!
Może te różnice nie są aż tak wielkie?
Inne tematy w dziale Polityka