Los prezesa TVP Andrzeja Urbańskiego nie wzruszył mnie. Nie zapłaczę, gdy dowiem się, że w końcu ktoś wyrzucił go z ciepłej posadki.
- "Mam wrażenie, że od kilku tygodni żyję w kraju podobnym trochę do Birmy po zamachu generałów" - stwierdził niedawno szef publicznej telewizji.
Chcą go wyrzucić! I to kto? Donald ("I TY BRUTUSIE...!?") Tusk!!!
"Znam większość polskich polityków. Z Donaldem Tuskiem przejechałem kiedyś pół Ameryki. Akurat po Platformie nie spodziewałem się takiego stylu traktowania mediów publicznych. To dla mnie jak historia z horroru..."
Nie spodziewał się biedaczek. Bo przecież lubili go wszyscy. Pałętał się po najróżniejszych politycznych grupkach i grupeczkach, a biznesowo chętnie współpracował nawet z ludźmi z SLD. Znajomek Prezydenta, związany z PiS, a jednocześnie towarzysz Premiera, dobrze dogadujący się z ludźmi z PO. Równie dobrze z "autorytetami moralnymi" z różnych "partii ludzi rozumnych", i z byłymi prezydentami...
Nawet Tomasz Lis, który właśnie wraca do telewizyjnego kurnika stanął w jego obronie przekonując, że Urbański szczerze "chce lepszej telewizji publicznej"!
"Ponton" ma w sobie coś! No i przywrócił przecież i "Czterech Pancernych" i Lisa...
A teraz wyrzucą go jak zużytą birmańską ścierkę...
Trzebaby zapłakać nad jego losem, czy raczej nad fenomenem, że właśnie takie niezatapialne "Pontony" to standard (doceniając różnice proporcji) panujący w naszej polityce?
Inne tematy w dziale Polityka