Zmarnowałem kilka minut na przeczytanie notki pewnej aktorki. Nigdy w życiu jej nie widziałem, ani nie słyszałem. Nie ma czego żałować, bo kobieta cieleśnie urody przeciętnej, a duchowo nawet brzydka. Podobno słynna.
Przeczytałem dlatego, że jej blog był promowany na stronie głównej jednego z popularnych portali.
Wpis głupawy, ale trudno mieć pretensję do autora każdego głupawego wpisu. Jej blog, ma prawo wypisywać dowolne głupoty. Niepokojące co najwyżej, że portal wcisnął jej reklamę na pierwszą stronę. Ale i do tego można się przywyczaić. W końcu bezsensowne notki zdarzają się nawet największym blogerom z definicji okupującym wszystkie czołówki. Na koniec lektury ucieszyłem się, że... te bezsensy przeczytałem.
Przy całym aktorskim pozerstwie "antykatolska" blogerka, która "nie lubi świąt" próbowała szczerze opisać swoje emocje, pogrążanie się w "radosnej beznadziei" i tym podobne erzatze. Wydawało mi się, że byłoby jej łatwiej, gdyby bez względu na to jaka jest, nie musiała grać bardziej prymitywnej niż jest...
No i czas na wniosek, który chciałem napisać już w pierwszym zdaniu. Sława musi ludzi bardzo uwierać, dusić i męczyć... Nie ma czego zazdrościć ;)
Inne tematy w dziale Kultura