Libertarianin Ron Paul, na którego zresztą głosowałem, twierdzi, że Barack Obama będzie następnym prezydentem USA. Mam nadzieję, że nie ma racji. Nie tylko wywodzi się z cywilizacji obcej Zachodowi, ale również od dziecka związany jest z radykalną sekularną opcją, która chciałaby zachodnią tradycję zniszczyć.
Jednym z głównych atutów Obamy jest to, że właściwie nic o nim nie wiemy. Poszperałem, popytałem kolegów i oto w skrócie rezultaty.
Barack Hussein Obama urodził się na Hawajach w sierpniu 1961 r. Konserwatywny National Review (19 maja i 2 czerwca 2008) opisał rodziców Obamy w następujący sposób: „unikający alimentów ojciec z Kenii i walnięta biała matka hippiska” (“His deadbeat Kenyan father and his hippie-screwball white mother.”). Jego ojciec wywodzi się z plemienia Luo. Luo to ci, którzy wyrzynali się ostatnio z Kikuju i Masajami po sfałszowanych wyborach w Kenii. Jeden z kuzynów Obamy jest prominentnym przywódcą opozycji. Wielu Luo to muzułmanie, tak jak jego ojciec, Barack Obama senior. Jako młody człowiek porzucił wiarę przodków na rzecz nowej: marksizmu. W nagrodę dostał stypendium Fulbrighta na Hawaje, sponsorowała go liberalna rodzina Kennedych.
Przez matkę, Ann Dunham ze stanu Kansas, Obama jr. spokrewniony jest m.in. z konfederackim generałem Robertem E. Lee, z wice-prezydentem Dick Cheneyem i z aktorem Bradem Pittem. Dziadek po stronie matki walczył w Europie w czasie II wojny, a potem osiadł z rodziną na Hawajach. Jego córka Ann studiowała w uniwersytecie hawajskim, filia w Manoa.
Matka Obamy była feministką, socjal-liberałką, hippiską i fanką F.D. Roosevelta. Zanim uzyskała doktorat z antropologii, wyszła za mąż za Obamę seniora, który zapomniał jej powiedzieć, że w Kenii zostawił żonę. Związek trwał krótko, ojciec porzucił rodzinę po dwóch latach. Poszedł na Harvard, gdzie skończył doktorat.
Muzułmanin
Ann pocieszyła się wnet nowym mężem, równie egzotycznym: Lolo Soetoro był studentem z Indonezji. W latach 1967-1971 zamieszkali w ojczyznie ojczyma. Tam dzisiejszy kandydat na prezydenta występował jako Barry Soetoro. Posługiwał się tym nazwiskiem do końca lat 70-tych. Uczęszczał w Jakkarcie do szkoły katolickiej, ale zarejestrowany był w papierach szkolnych jako muzułmanin. Po prostu wyznawał religię swego ojca i ojczyma. Żydowski narodowiec Daniel Pipes, który opublikował ten fakt w FrontPageMagazine.com przypomina, że Barack Obama stale zaprzecza, że kiedykolwiek był muzułmaninem. Kandydat na prezydenta podkreśla, że:„zawsze byłem chrześcijaninem.” Jednak o praktykowaniu islamu przez Obamę pisała też Nedra Pickler z Associated Press i Paul Watson z The Los Angeles Times. W Indonezji mały Barry Soetoro-Barack Obama uczęszczał na lekcje islamu dwa razy w tygodniu. Chodził też do meczetu w piątki. Jak powiedziała jego przyrodnia siostra w wywiadzie dla The New York Times (30 kwietnia 2007), „moja cała rodzina to muzułmanie i większość naszych znajomych to muzułmanie.” Pipes przypomina, że naturalnie w USA wiara religijna jest sprawą prywatną, ale osoba publiczna – szczególnie kandydat na prezydenta – powinien mieć dość odwagi cywilnej i dystansu do siebie aby mówić prawdę o swojej przeszłości.
Radykał
W każdym razie Obama stał się apostatą dopiero jako nastolatek. Bynajmniej jednak nie przeszedł od razu na chrześcijaństwo. Zachwycił się murzyńskim radykalizmem w komunistycznej otoczce. Otóż gdy Barry-Barack miał 10 lat, porzuciła go matka. Po prostu odesłała go do dziadków na Hawaje; powróciła do niego dopiero jakiś czas później. Dziadkowie mieli kłopoty wychowawcze z chłopcem. Posłali go do prywatnej, drogiej i prestiżowej szkoły średniej: Punahou Academy. Wiódł tam beztroskie życie wielokulturowego nastolatka – co z autopsji wiem, że na Hawajach jest to właściwie normą. Narkotyzował się i bawił do woli. W oficjalnych wspomnieniach jednak Obama twierdzi, że wtedy właśnie odczuł rasizm jako „Afroamerykanin.” Zalatuje to anachronizmem, próbą dopisania sobie heroicznej historii prześladowań.
W rzeczywistości świadomość nastoletniego Soetoro-Obamy jako czarnego radykała powstała pod wpływem nowego mentora. W swoich wspomnieniach Dreams from My Father: A Story of Race and Inheritance (New York: Three Rivers Press, 1995), s. 22, 76) Obama we wstydliwy sposób pisze o nim jedynie: „Frank”. Nie identyfikuje go z nazwiska. Ten starszy człowiek zapraszał chłopca na recytacje poetyckie i pogadanki polityczne. Tematem była rewolucja i „Black Power” – Czarna Siła, czyli radykalna emancypacja amerykańskich Murzynów, również przy zastosowaniu przemocy.
„Frank” opowiadał Obamie o „walce”. Tak wykuwała się nowa, radykalna samoidentyfikacja, która spowodowała, że Barry Soetoro powrócił ponownie do osobowości Baracka Obamy.
Komentarze