Christianitas Christianitas
306
BLOG

Michał Barcikowski: Apostoł Św. Spokoju

Christianitas Christianitas Polityka Obserwuj notkę 17

Są takie momenty, kiedy naturalny dla katolika szacunek dla kapłańskiej sutanny pęka i na usta cisną się słowa: „Jak można tak kłamać, księże wielebny?” Takie właśnie słowa międliłem w ustach, czytając artykuł wielebnego księdza Artura Stopki, blogera na Salonie24, a przede wszystkim redaktora naczelnego portalu wiara.pl. Pisze Ksiądz Stopka we wspomnianym artykule:

 

Terlikowski twierdzi, że motu proprio Benedykta XVI "Summorum Pontificum": "doprowadzić miał do pełnego równouprawnienia starej liturgii w życiu Kościoła". Nic podobnego. Papież wielokrotnie podkreśla, że tzw. msza trydencka jest "nadzwyczajną formą Liturgii Kościoła". Formą zwyczajną pozostaje ten ryt mszy św., w którym od kilkudziesięciu lat uczestniczymy w naszych świątyniach, zatwierdzony przez Pawła VI.

 

Czcigodny Księże, radzę zajrzeć do Słownika Języka Polskiego i sprawdzić, jakie znaczenia może mieć przymiotnik „nadzwyczajny.” Fakt, że coś jest „nadzwyczajne” nie oznacza, że ma mniej praw niż to, co jest „zwyczajne”. Bo jak na razie, to argument Księdza przypomina dowcip Kabaretu pod Egidą z pamiętnego programu w 1981 r.,: „mamy wolną prasę, Wolne Związki, a wkrótce będziemy mieli bardzo wolne soboty”.

Gdy Papież w Summorum Pontificum stwierdza, że każdy kapłan obrządku rzymskiego odprawiając Mszę prywatną może dowolnie decydować, którą z form rytu rzymskiego wybrać, to jak to inaczej nazwać, jeśli nie równouprawnieniem? Gdy Papież stwierdza, że proboszcz może sam decydować, czy nadzwyczajną formę rytu rzymskiego dopuścić do celebracji publicznych w parafii, to jak to inaczej nazwać, jeśli nie równouprawnieniem? Skoro każdy kapłan obrządku rzymskiego może bez niczyjej zgody dowolnie decydować, którą formę Liturgii Godzin odmawiać, to jak to inaczej nazwać, jeśli nie równouprawnieniem?

W dalszej części artykułu księdza Stopki robi się coraz ciekawiej. Pisze ksiądz redaktor:

 

Podobnie bezzasadne jest twierdzenie red. Terlikowskiego, że polscy biskupi wydali dokument zawierający zasady, które "w istocie znoszą zapisy motu proprio". Polscy biskupi wydali w tej kwestii dwa dokumenty. Obydwa zawierają bardzo mocną akceptację dla papieskich decyzji.

 

Cóż Ojcu Świętemu po werbalnych pochwałach polskich biskupów, jeśli równocześnie wydają osławione „Wskazania” (skopiowane zresztą niemal słowo w słowo z podobnych wskazań biskupów niemieckich), wprost blokujące wejście w życie papieskiego rozporządzenia. Jeśli bowiem nasi pasterze w swoim dokumencie nakazują, by to do biskupa, a nie do proboszcza należała decyzja w sprawie odprawiania Mszy trydenckiej w sytuacji, gdy proszący są z różnych parafii – a zastrzeżenia przeciwko temu w papieskim dokumencie nie ma, to jest to jaskrawy działania wbrew wyraźnej woli Ojca Świętego. Papież swoje („proboszcz”), a biskupi swoje („biskup”).

Jeśli polscy biskupi zakazują zastępowania jakiejkolwiek Mszy w formie zwyczajnej Mszą w formie nadzwyczajnej, czyli wprowadzają klauzulę, jakiej próżno szukać w papieskim dokumencie, to jak to inaczej nazwać, jeśli nie działaniem wbrew woli Ojca Świętego? Dodajmy, że w praktyce klauzula ta oznacza, że niedzielna Msza święta w formie nadzwyczajnej odprawiana może być tylko w godzinach wczesnopopołudniowych albo późnowieczornych. Trudno dobitniej wyrazić, gdzie zdaniem biskupów jest miejsce dla mszy świętej w formie nadzwyczajnej: na marginesie.

Za najlepszy komentarz do nieszczęsnych wskazań polskich biskupów niech posłużą słowa abpa Malcolma Ranjitha, sekretarza watykańskiej Kongregacji do Spraw Kultu Bożego i dyscypliny Sakramentów:

 

Były zarówno reakcje pozytywne, jak i nie ma sensu zaprzeczać, że również krytyka i opozycja, nawet ze strony teologów, liturgistów, księży, biskupów, a nawet kardynałów. Powiem wprost, że nie rozumiem zastrzeżeń i - dlaczego nie powiedzieć - rebelii przeciw papieżowi, który jest następcą św. Piotra. W szczególności biskupi przysięgali wierność Ojcu św.: czy nie mogą być konsekwentni i wierni swym zobowiązaniom?
(…) W niektórych diecezjach wydano wytyczne interpretacyjne, które w niezaprzeczalny sposób mają na celu ograniczenie papieskiego motu proprio. Działania, które stoją za nimi, to z jednej strony uprzedzenia natury ideologicznej, a z drugiej strony najcięższy grzech: pycha. Powtórzę: wzywam wszystkich do posłuchania papieża. Jeśli Ojciec św. zdecydował wydać motu proprio, miał ku temu powody, które w pełni podzielam.

 

Żeby nie pastwić się zbytnio nad ks. Stopką, przytoczymy jedynie fragment depeszy Radia Watykańskiego z 17 września tego roku, będącej jeszcze ostrzejszym potępieniem stanowiska biskupów:

 

Wielu biskupów utrudnia wprowadzanie w życie dokumentu Benedykta XVI o korzystaniu z przedsoborowej liturgii – twierdzi sekretarz Papieskiej Komisji Ecclesia Dei. Prał. Camille Perl uczestniczył we wtorek w sympozjum na temat papieskiego motu proprio Summorum Pontificum zorganizowanym pod patronatem watykańskiej dykasterii ds. tradycjonalistów przez stowarzyszenie Młodzi i Tradycja. W swoim wystąpieniu pokusił się o pierwszy bilans, w rok po wejściu w życie papieskiego dokumentu. Jak wynika z danych dykasterii, bilans ten jest ze wszech miar negatywny.

„We Włoszech większość biskupów, z nielicznymi godnymi uznania wyjątkami, utrudnia wprowadzanie w życie motu proprio o Mszy łacińskiej – stwierdził ks. Perl. – To samo trzeba powiedzieć o wielu zakonnych przełożonych generalnych, którzy zakazują swym kapłanom sprawowania Mszy św. według starego rytu”. Z jeszcze większą opozycją papieska decyzja spotkała się w Konferencji Episkopatu Niemiec, która wydała restrykcyjne i biurokratyczne rozporządzenie, utrudniające korzystanie z motu proprio. Zdaniem sekretarza papieskiej komisji taka postawa prowadzi jedynie do kolejnych konfrontacji wewnątrz Kościoła. „Na moim biurku rośnie sterta listów od wiernych z różnych stron świata, którzy wciąż jeszcze domagają się wprowadzenia w życie motu proprio” – powiedział prał. Perl.

 

(Zwróćmy uwagę, że potępienie zachowania Episkopatu Niemiec pośrednio stanowi potępienie postawy Episkopatu Polski, którego Wskazania są zwykłą kopią niemieckich.)

 

Nie pozostaje mi nic innego, jak zalecić księdzu Stopce i polskim biskupom oprawienie tych słów w ramki i powieszenie sobie nad łóżkiem.

I wreszcie ostatni fragment tekstu ks. Stopki, w mojej opinii najbardziej haniebny:

 

Szczególnie przykra jest próba odgrzania przez Terlikowskiego kwestii ekskomuniki dla minister zdrowia. Prawo kościelne jest w tej sprawie wyjątkowo jasne. Kto popełnia aborcję lub w niej dobrowolnie pomaga, zaciąga karę ekskomuniki, której nie trzeba w żaden sposób publicznie ogłaszać. Redaktor Terlikowski miesza ekskomunikę z popartą przez papieża odmową udzielenia komunii św. katolickim politykom, którzy publicznie popierają aborcję. To nie to samo. W tej drugiej kwestii chodzi o uniknięcie zgorszenia i świadomego udzielenia komunii św. ludziom trwającym w publicznym grzechu.

 

Czy Ksiądz Stopka udaje, że nie wie, czy naprawdę nie wie, na czym polega przypadek p. minister Ewy Kopacz? Nie chodzi o ogólne „popieranie aborcji” w głosowaniach parlamentarnych, co rzeczywiście nie skutkuje zaciągnięciem ekskomuniki, ale o zbrodniczą rolę, jak Ewa Kopacz odegrała w zabójstwie nienarodzonego dziecka Agaty. Przypominam, że to właśnie jej bezpośrednia interwencja wskazująca szpital bezpośrednio doprowadziła do zabójstwa dziecka. W momencie wmieszania się Ewy Kopacz do całej sprawy ciężarna dziewczyna znajdował się pod opieką szpitala, który chciał uratować życie dziecka. Gdyby nie minister Kopacz, dziecko by żyło. Jeśli to nie jest „dobrowolna pomoc” w dokonaniu konkretnej aborcji, która to pomoc – jak sam przyznał ks. Stopka – skutkuje zaciągnięciem ekskomuniki, to w takim razie poza rzeźnikiem w lekarskim kitlu rozrywającym własnymi rękami dziecko na kawałki nikt takiej ekskomuniki nie zaciąga. I o to chodziło redaktorowi Tomaszowi Dajczakowi z portalu katolicy.net, który publicznie zadał pytanie bp. Zygmuntowi Zimowskiemu, ordynariuszowi Ewy Kopacz, czy wobec zatwardziałości pani minister, która butnie twierdziła, że w całej sprawie nie ma sobie nic do zarzucenia, nie należałoby publicznie ogłosić faktu zaciągnięcia przez nią ekskomuniki. Niestety ten głos świeckiego katolika został przez biskupa zignorowany, w imię przedziwnego sojuszu ołtarza z demokratycznym „tronem”. Zamiast tego do ataku ruszył cały zastęp księży, biskupów i etyków, którzy wobec morderstwa dziecka milczeli, natomiast wobec zbrodni obrazy majestatu Ewy Kopacz milczeć nie mogli, i zaatakowani Tomasza Dajczaka. Wyjątkowo nikczemną rolę w tym glanowaniu katolickiego redaktora odegrał portal wiara.pl, redagowany przez ks. Stopkę. Gdy tylko ukazał się apel zainicjowany przez Tomasza Dajczaka, portal ks. Stopki zaczął z zegarmistrzowską dokładnością wyłapywać wszelkie głosy dyskredytujące jego akcję. Na głównej stronie portalu pojawiało się codziennie kilka depesz, których tenor był jednoznaczny: Ci, którzy atakują minister Kopacz są niebezpiecznymi warchołami i wrogami Kościoła.

 

Naprawdę, Księże Redaktorze, parafrazując klasyka: artykułem w dzienniku Polska tracił Ksiądz okazję, by siedzieć cicho.

Pismo na rzecz ortodoksji

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (17)

Inne tematy w dziale Polityka