Christobal82 Christobal82
298
BLOG

Pandemia, polityka i "zbędni ludzie"

Christobal82 Christobal82 Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Deklaracje przywódców państw i ekspertów brzmią apokaliptycznie. Premier Boris Johnson przyznaje, że „wiele rodzin straci swoich ukochanych przedwcześnie”, a kanclerz Angela Merkel zapowiada perspektywę "zakażenia 60 do 70 procent populacji". Z kolei analitycy amerykańskiego centrum epidemiologicznego mówią o możliwości wystąpienia infekcji u 160 do 200 mln osób, z czego co najmniej 200 tys. będzie przypadkami śmiertelnymi. Pandemia może rozwijać się przez długie miesiące, a nawet ponad rok. Prognozy norweskie zapowiadają największe nasilenie zachorowań w Europie dopiero na miesiąc maj.

Można odnieść wrażenie, że świat znalazł się w stanie wojny. Bynajmniej nie z powodu pandemii, ale obecny kryzys obnażył w sposób wyjątkowo brutalny jego realną strukturę polityczną, do niedawna kamuflowaną sloganami o demokracji, prawach człowieka, tolerancji, zjednoczonej Europie. W istocie konfrontacja trwała od lat ukazując swoje oblicze w skrajnych okolicznościach wojen z terroryzmem, załamań finansowych, konfliktów ukraińskiego i syryjskiego, kryzysu migracyjnego, brexitu, polityki klimatycznej, wreszcie konfliktów handlowych na skalę niespotykaną od dziesięcioleci (Huawei, Nowy Jedwabny Szlak, polityka sankcji gospodarczych). Dawne układy sił i relacje sojusznicze (UE, NATO) zostały zakwestionowane, a stabilność porządku międzynarodowego zachwiana, koniec epoki globalizacji i liberalizmu zapowiadany od dłuższego czasu stawał się faktem na naszych oczach śmiejąc się w twarz wyznawcom fukuyamizmu. Idąc za ciosem nowy rok rozpoczął się od spektakularnego wzrostu napięcia wokół Iranu, który zapowiadał nowy etap globalnej konfrontacji z udziałem Stanów Zjednoczonych, Chin, Rosji, Izraela, a być może również europejskich uczestników. 

Jaki jednak związek mają konflikty międzynarodowe z obecną pandemią? Czy zmieni ona życie polityczne, zachowania społeczne i funkcjonowanie gospodarki?

W pierwszej kolejności w okolicznościach kryzysu we współczesnej Europie rzuca się w oczy nieobecność Unii Europejskiej, która okazała się tworem martwym i niezdolnym do reagowania na poważne zagrożenia. Dodajmy do tego fakt, że państwa, po których oczekiwano największego poczucia odpowiedzialności za Europę (Niemcy, Francja) wykazały całkowity brak zainteresowania działaniami na skalę europejską. Odmowa udzielenia pomocy Włochom przez Niemcy jest wymowna - sygnalizuje koniec złudzeń "solidarnościowych" Starego Kontynentu, zmierzch marzeń o wspólnej Europie. Po brexicie mamy do zatem czynienia z kolejnym ciosem w integracyjny projekt europejski, dla którego jednak nie widać żadnego wiarygodnego następstwa. W tym samym czasie Turcja chcąc przekonać państwa UE do swoich ekspansywnych planów w Syrii ponownie szantażuje Europę niekontrolowanym napływem uchodźców.

Ponadto, od europejskich partnerów odwróciły się Stany Zjednoczone - najpierw antagonizując sojuszników awanturniczą polityką bliskowschodnią, potem poprzez wojnę celną, a wreszcie wprowadzając zakaz wjazdu Europejczyków do USA, nota bene z jednym znamiennym wyjątkiem - Wielką Brytanią. Być może odtwarza się swoisty sojusz anglosaski. Ale chyba nieprzypadkowo to azjatyckie Chiny, które opanowały epidemię, okazują teraz pomoc kontynentalnej Europie, to chińskie doświadczenia gospodarcze i metody walki z zagrożeniem epidemiologicznym służą Europejczykom za przykład skutecznego działania (kwarantanna, izolacja). To Chiny są również od lat coraz bardziej aktywne ekonomicznie w Europie opowiadając się za wolnym handlem w czasie gdy Zachód ulega pokusom protekcjonizmu.

Tymczasem pandemia koronawirusa w oczywisty sposób podcina skrzydła globalizacji faworyzując samowystarczalność, a wręcz narodowy izolacjonizm. To państwa narodowe okazują się skuteczną platformą działania i wykazują podmiotowość, której nie można przypisać żadnej organizacji międzynarodowej, bankom, giełdom czy korporacjom. To paradoks, że w warunkach globalnego zagrożenia wymagającego równie globalnej reakcji wszystkie ponadnarodowe struktury okazują się wirtualne i bezwartościowe.

Przedwczesne byłoby jednak doszukiwanie się w obecnych warunkach odrodzenia potęgi państwa narodowego. Podobnie jak pojęcie "wspólnoty międzynarodowej" nowoczesne państwo jest owocem oświeceniowej wizji poddania życia politycznego, społecznego i gospodarczego pod nadzór "racjonalnego" reżimu biurokratycznego (w tym sensie projekt UE z jego administracyjną machiną był rezultatem ewolucji państwa-opiekuna). Współczesne państwo nadal dąży do doskonalenia swojej kontrolnej skuteczności - wprowadza kwarantanny, blokuje granice, mobilizuje wojsko i policję, organizuje warunki pracy, zamyka szkoły i instytucje publiczne a nawet prywatne przedsiębiorstwa. Od pewnego czasu walczy również z przemocą w rodzinie i zmianami klimatycznymi. Wpływ biurokratycznego aparatu państwa na każdy aspekt ludzkiego życia, jego warunków egzystencji, kultury, zdrowia czy wychowania jest niebezpieczną utopią niewiele różniącą się od abstrakcyjnego projektu UE.

Wbrew nadgorliwym obserwacjom niektórych polskich konserwatystów (np. Dariusz Gawin) obecna pandemia nie może prowadzić do odrodzenia poczucia narodowej solidarności czy wspólnoty obywatelskiej. Trudno wyobrazić sobie budowę społecznego kapitału i zaufania w warunkach powszechnego lęku przed chorobą i śmiercią, w sytuacji narzuconej administracyjnie (i nieokreślonej w czasie) izolacji społeczeństwa zamkniętego w swojej prywatności i pozbawionego możliwości budowania autentycznych relacji społecznych i obywatelskich. Gdy w tak szerokim zakresie aktywność ludzka zostaje zatrzymana, człowiek przestaje funkcjonować jako wolna istota społeczna. Jakże często słyszymy i czytamy wyznania zastraszonych medialnie obywateli głoszących "winę nas samych", ludzki "brak posłuszeństwa", a zarazem potrzebę swoistego "nawrócenia" poprzez "zmianę zachowań, przyzwyczajeń, sposobu życia codziennego". Szybko godzimy się na uśmiercenie w nas pragnienia wolności i ludzkich odruchów. Nie udało się to totalitarnym reżimom, ani politycznej poprawności epoki liberalnej ani ekologicznej wrażliwości. Ma szansę powieść się teraz, gdy przed oczami nietzscheańskiego "ostatniego człowieka-niewolnika" postawiono wizję najboleśniejszej dla niego grozy - wizji choroby, śmierci i utraty wygodnego życia.   

Jakie zatem miejsce w tym "nowym porządku" przypada człowiekowi, jego wolności, prawom, swobodzie działania i myśli? A może w świecie zastraszonych pandemią "ostatnich ludzi" człowiek stał się zwyczajnie "zbędny"? Może jest obciążeniem dla niewydolnych systemów opieki społecznej i systemów ochrony zdrowia?

Kilka dni temu jeden z doradców rządu brytyjskiego wystąpił z zaskakującym oświadczeniem mówiąc, że w związku z koronawirusem nie należy wprowadzać żadnej izolacji czy kwarantanny ludności, która nadmiernie obciąży potem system ochrony zdrowia. Wręcz przeciwnie sir Patrick Vallance twierdzi, że "około 60 procent ludności powinno zostać zarażone, aby wykształcić odporność stadną (herd immunity)", która jest jedynym skutecznym środkiem powstrzymania rozwoju wirusa. Innymi słowy, kwarantanna jest metodą nie tylko nieskuteczną ale wręcz szkodliwą, ponieważ wnioskując z poprzednich epidemii po jej "stłumieniu", a następnie "poluzowaniu" można się spodziewać ryzyka jej "powrotu w nieodpowiednim czasie". Dlatego w Wielkiej Brytanii nie odwołano jeszcze masowych imprez, nie zamknięto szkół, nie zachęca się też obywateli do unikania kontaktów. Ten darwinistyczny punkt widzenia (widoczny też w zapowiedzi kanclerz Niemiec o 70 procentach) faktycznie znajduje potwierdzenie w doświadczeniach z epidemii grypy hiszpanki z 1918 r., nie wspominając już o Czarnej Śmierci z XIV w. Wtórne fale zachorowań były najbardziej śmiertelne dla grup ludności, które z różnych względów oszczędziła pierwsza fala. Mimo to, słowa Vallance'a, kanclerz Merkel czy niedawne sugestie niektórych publicystów brytyjskich (Craig Murray) o potrzebie pogodzenia się z przyspieszoną śmiertelnością osób starszych i schorowanych mają prawo budzić odruch sprzeciwu w społeczeństwach wychowanych na wartościach chrześcijańskich i etyce współczucia.Wskazują bowiem na trwałą obecność myślenia kategoriami maltuzjańskimi i eugenicznymi wśród niektórych zachodnich elit wynikające z ich przekonania, że państwa (luba nawet świat) cierpią z powodu nadmiaru ludności "zbędnej", stanowiącej obciążenie dla systemów socjalnych i stabilności państwa. Miała chyba rację Hannah Arendt pisząc dawno temu w "Korzeniach totalitaryzmu":

"Dziś, przy wzrastającej liczbie ludności i ludzi bez dachu nad głową, zagrożenie stwarzane przez fabryki trupów i dziury zapomnienia polega na tym, że masy ludzi będą się nieustannie stawały zbędne, jeśli nadal będziemy myśleć o naszym świecie w kategoriach utylitarnych. Wydarzenia polityczne, społeczne i gospodarcze wszędzie są w cichej zmowie z totalitarnymi narzędziami wymyślonymi po to, aby uczynić ludzi zbędnymi".

Pokusa rozwiązań totalitarnych i eugenicznych ujawniać się będzie zawsze w warunkach kryzysu podobnego do obecnej pandemii, kiedy nie tylko rządzącym, ale również wielu obywatelom może się wydawać, że "niemożliwe jest złagodzenie nędzy politycznej, społecznej czy gospodarczej w sposób godny człowieka". W takich warunkach totalne rozwiązania sprowadzają się do ambicji "zapanowania nad człowiekiem", pozbawienia go ludzkich odruchów, zmiany jego natury, aby "stał się gatunkiem ze świata zwierząt" żyjącym "w świecie odruchów warunkowych, marionetek bez najmniejszego śladu spontaniczności".

W przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii w Polsce, we Włoszech i w wielu innych krajach Europy zastosowano złagodzony chiński wariant kwarantanny jakby bez refleksji podchodząc do praktykowania rozwiązań azjatyckiego reżimu totalitarnego. Nie są to oczywiście w pełni narzędzia stosowane w Chinach, gdzie silny aparat przymusu i dyscyplina społeczna przyniosły pewien skutek. Polska zdecydowała się na działania szybkie i radykalne jak na nasze warunki, ale zarazem połowiczne i być może chybione w swej efektywności powstrzymania epidemii (vide - "odporność stadna"). To działania obliczone najwyżej na zyskanie czasu przed szczytem zachorowań i nic więcej. Z drugiej strony bez względu na rozwój pandemii działania te prawie na pewno będą miały długotrwałe negatywne następstwa dla kondycji życia publicznego, więzi społecznych i kultury gospodarczej. Nie oszukujmy się, że kwarantanna zakończy się po 25 marca. Według prognoz zachodnich trzeba liczyć się z rozwojem pandemii do lata włącznie, a możliwe, że również później. Zatem możemy funkcjonować w warunkach stanu nadzwyczajnego (wyjątkowego?) przez dłuższy czas wraz z obowiązkową autoizolacją ludności popularyzowaną dziś przez kontrowersyjną akcję "zostaję w domu". Oznacza to, że również w naszym kraju mamy do czynienia z kategorią ludności pojmowanej przez elity jako "zbędna", której obciążenie dla państwa łagodzone będzie metodą izolacji i wyłączania ludzkiej aktywności.

Jak długo społeczeństwo będzie w stanie znosić ten stan nadzwyczajny? Znowu nawiązując do myśli Arendt trzeba zauważyć, że "odizolowany człowiek, który stracił swoje miejsce w sferze działania politycznego, zostaje również opuszczony przez świat rzeczy [...] w takich warunkach pozostaje tylko sam wysiłek pracy jako wysiłek niezbędny do utrzymania się przy życiu i zostają zerwane stosunki ze światem jako wytworem ludzi". Ale dopiero wtedy, gdy "zostaje zniszczona najbardziej podstawowa ludzkiej twórczości, czyli zdolność do dodawania czegoś własnego do wspólnego świata, izolacja staje się czymś naprawdę nieznośnym".

Dlatego, chociaż dzisiaj przychodzą mi na myśl najbardziej pesymistyczne perspektywy dla naszego kraju, dla Europy i świata, to wciąż pozostaje mieć nadzieję na zachowanie przez ludzi "wspólnego rozsądku" niezbędnego dla "życia i poznawania świata", możliwego wyłącznie w kontakcie z innymi ludźmi w oparciu o wzajemne zaufanie. Tego kontaktu nigdy nie zastąpi wirtualne e-społeczeństwo, praca online, "sztuczna inteligencja" czy jakakolwiek elektroniczna proteza naturalnych relacji międzyludzkich. Nie możemy pozwolić na zdławienie w sobie człowieczeństwa i spontanicznych ludzkich odruchów, dzięki którym otrzymujemy od Boga dar rozpoczynania świata na nowo, tworzenia nowego życia i bycia człowiekiem choćby w elementarnym znaczeniu. Nie oddajmy naszej wolności w imię iluzorycznego poczucia bezpieczeństwa.



Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości